Uśmiech na pożegnanie

Terzani - z wykształcenia prawnik, z zawodu reporter - to ścisła światowa czołówka twórców literatury faktu.

16.11.2010

Czyta się kilka minut

Anegdota głosi, że został dziennikarzem, ponieważ jako uczeń gimnazjum regularnie przegrywał w biegach przełajowych. Kiedyś dotarł do mety, gdy publiczność już się rozchodziła. Wtedy podszedł do niego mężczyzna z notesem w ręku. "Jesteś uczniem? - spytał. - A więc nie startuj w biegach, tylko je opisuj".

Tiziano Terzani, rocznik 1938, nie opisywał jednak zdarzeń sportowych, lecz sytuację społeczno-polityczną w niemal wszystkich zakątkach Azji. Jako korespondent "Der Spiegel" przebywał w Sajgonie wiosną 1975 r. (gdy zajmowali go komuniści), patrzył na wojnę wietnamską (która dla jego pokolenia była tym, czym hiszpańska wojna dla Orwella i Hemingwaya), latem 1991 r. znalazł się w ZSRR (obserwując rozpad sowieckiego imperium). W czerwcu 1989 r. stał na placu Tiananmen pośród masakrowanych studentów i robotników, pisał też o upadku reżimu Marcosa na Filipinach i wybuchu powstania Tamilskich Tygrysów w Sri Lance. Należał do pierwszych zachodnich dziennikarzy akredytowanych za rządów Deng Xiaopinga, w 1980 r... wraz z rodziną osiedlił się w Pekinie, stolicy ukochanego kraju, by po czterech latach, za bezkompromisowe i krytyczne artykuły, zostać aresztowanym, a następnie wydalonym z Państwa Środka.

Cezurę w jego życiu stanowi spotkanie z wróżbitą w Honkongu. Wtedy to zasadniczo zmieni się optyka tego racjonalnie myślącego Włocha rodem z Florencji, dotychczas opierającego swoje teksty na ścisłej logice wiążącej fakty. Pod wpływem proroczej wizji, według której miał zginąć w 1993 r. w katastrofie lotniczej, postanawia przez 12 kolejnych miesięcy podróżować wyłącznie wodnymi i ziemnymi środkami lokomocji. (15 marca 1993 r. w Kambodży rozbija się helikopter ONZ z 15 dziennikarzami na pokładzie, pośród nich znalazł się Niemiec, który zajął miejsce Terzaniego.) To zdarzenie skłania go do napisania "Powiedział mi wróżbita" - relacji ze spotkań z czarownikami i szamankami, dzięki którym reporter dostrzega znaczenie sił irracjonalnych wpływających na losy poszczególnych ludzi i świata.

Kolejna książka "Jeszcze jeden obrót na karuzeli" (w polskim tłumaczeniu zatytułowana "Nic się nie dzieje przypadkiem"), rozpoczyna się od diagnozy: "Ma pan raka", którą autor słyszy w 1997 r.

Terzani w pierwszym odruchu decyduje się wypisać czek na leczenie w nowojorskim ośrodku terapii. Szybko jednak rezygnuje z usług tego miejsca wysoko notowanego w świecie medycznym; nie chce być traktowany jak maszyna skazana na wymianę popsutych części.

Niczym Susan Sontag w napisanym dwie dekady wcześniej eseju "Choroba jako metafora", Terzani w "Nic nie dzieje się przypadkiem" podważa przekonanie o tym, że rak jest karą za złe życie.

Zaczyna rozumieć, że ludzkie nieszczęścia biorą się z nieustannego rozróżniania między tym, co się podoba, a tym, co nie odpowiada. "Tylko akceptując, że wszystko to Jedno, niczego nie odrzucając, zdołamy być może ukoić nasz umysł i złagodzić udrękę" - konstatuje. Z biegiem dni zaczyna godzić się ze swoim stanem, nie zależy mu na wyzdrowieniu za wszelką cenę. Czas, który mu pozostał, pragnie przeżyć w zgodzie z sobą: przybiera nowe imię i już jako Anam wstępuje na trzy miesiące do aśramu w Kerali. Pobiera nauki od nauczyciela wedanty. Mistrz mówi mu m.in. o tym, że "nie ma już czasu prywatnego, cały jego czas jest publiczny".

Właśnie z tej lekcji rodzi się "Koniec jest moim początkiem". Terzani to nie jedyny autor książki, wyraźny ślad pozostawił w niej jego syn Folco, którego umierający ojciec zaprosił do rozmowy, tutaj spisanej na blisko 600 stronach. Folco pyta, ojciec odpowiada. Forma tego dialogu ma charakter swobodny, dygresyjny, jest wzajemne zaciekawienie, uwaga i skupienie, próba podsumowania, rozliczenia i zdefiniowania, a przede wszystkim chęć pozostawienia świadectwa.

Folco w swojej roli jest niezrównany, z pewnością akuszera wydobywa z ojca to, co najistotniejsze, prosi o szczegóły, ripostuje, podsuwa nowe wątki, podtrzymuje monologi. Wprowadza osobiste komentarze, czasami weryfikuje wypowiedzi, decyduje się także na pisanie didaskaliów: przedstawia stany, w jakich znajduje się Terzani, zaznaczając jego spadek sił witalnych, senność, męczący oddech...

Pierwsza połowa "Końca..." koncentruje się na zawodowym życiu Terzaniego. Można ją uznać za znakomity aneks do aktywności reporterskiej, odkrycie warsztatu zawodowego i przypomnienie najważniejszych historycznych wydarzeń minionego półwiecza. Jest tu też coś na kształt manifestu: autor "W Azji" wielokrotnie podkreśla słabnący profesjonalizm dziennikarzy, narzeka na nieoczytanie, pisanie pod dyktat obowiązujących ideologii, służalczość, zachowawczość i merytoryczną płyciznę.

Druga połowa książki ma bardziej intymny charakter: Terzani wraca wspomnieniami do biednego dzieciństwa, ograniczanego matczyną kontrolą. Opowiada o trwającym ponad czterdzieści lat małżeństwie - są to jedne z piękniejszych miłosnych wyznań, porównywalne z "Dziennikami" Sándora Máraiego piszącego o ukochanej Loli. Jest tu zachwyt nad urodą świata - pejzażami, roślinami, zwierzętami oraz tym, co człowiek może wykreować - pięknymi rzeczami, do których Terzani miał słabość. Poznajemy go jako ojca - między zdaniami wyczytuję, że nie miał najłatwiejszych relacji z Folco. Że zdradzał żonę, ale to były rejony czystej erotyki, że miał skłonność do hazardu i zwyczajnej bufonady.

Na zdjęciach widzę najpierw włoskiego playboya z sumiastymi wąsami, zawsze w białym płóciennym ubraniu, a potem starca z siwą brodą, w długich szatach, przypominającego mistyków wschodnich.

Ta książka znakomicie pokazuje drogę człowieka Zachodu, który powoli odrzuca od siebie sprawy i rzeczy ograniczające horyzont myśli. Dla Terzaniego prawie wszystko, co kiedyś dostał i zaznał, wydaje się nieistotne: wystawne domy, które go kiedyś cieszyły, pożądanie, które nim kierowało, ekstremalne emocje, których potrzebował.

Czytając tę książkę, wierzy się w absolutną szczerość jego wypowiedzi, nie ma tu nic z panicznego lęku osoby sumującej życie na jego ostatnim etapie. Dla Terzaniego śmierć jest częścią istnienia, stąd tytuł tej książki, stąd też wybór miejsca, gdzie chce spędzić ostatnie chwile - Orsigny, miasteczka w Toskanii, kojarzącego się mu z szczęśliwymi chwilami dzieciństwa i wakacjami spędzanymi wspólnie z rodziną. Stąd spokój, a nawet radość, która udziela się otoczeniu - synowi, córce, żonie, przyjaciołom.

Terzani wielokrotnie powtarza, że najważniejsze jest pozbycie się pragnień, niechcenie, niedążenie, bycie tu i teraz - to kierunek myślenia przeniknięty duchem Zen. Mówi, że świata nie zmienimy, bo cywilizacja nie robi postępów od kilku tysięcy lat: wciąż pojawiają się nowe konflikty zbrojne, odbywa się Holokaust, barbarzyństwo przybiera wyrafinowane kształty.

W ustach reportera brzmi to jak przyznanie się do porażki - przecież opisywanie rzeczywistości ma jednocześnie zmieniać ją na lepszą. Ale Terzani podsuwa inne rozwiązanie i czyni to jeszcze przed ukazaniem się "Końca...", w niepublikowanych w Polsce listach przeciw wojnie, powstałych po 11 września 2001 r. w trakcie wędrówek po Afganistanie, Pakistanie i Indiach. Ten antywojenny manifest, ostro krytykujący współczesną politykę wielkich mocarstw (w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii odmówiono publikacji) zachęca jednocześnie do działania w skali makro, do tego, aby zmienianie świata zacząć od siebie: od życia w zgodzie z naturą i obdarowywania otoczenie miłością. Wtedy zacznie zmniejszać się ilość cierpienia.

W "Koniec jest moim początkiem" nie ma śladu tonu nawiedzenia, śladu neofity, który zachłysnął się duchową ścieżką Wschodu. Terzani nie jest oświeconym buddystą, wszystko, co mówi, ma miarę człowieka świeckiego borykającego się z codziennością. W jego postawie ujmuje dystans, który nie wyklucza empatii, więcej, on ją jeszcze bardziej uaktywnia.

Tę niełatwą sztukę Terzani zaczął opanowywać w 1976 r. w Kambodży, kiedy spotkał się oko w oko z Czerwonymi Khmerami. Chcieli go rozstrzelać jako agenta CIA. Na widok wycelowanych w siebie automatów reporter zdobył się na uśmiech. Po chińsku wyjaśnił, kim jest. Wśród gapiów znalazł się ktoś, kto przełożył te słowa na khmerski. Partyzanci wezwali dowódcę i po kilku godzinach Terzani cieszył się wolnością Uratował go więc uśmiech, dzięki niemu mógł spokojnie umrzeć prawie trzy dekady później, bo w roku 2004, w otoczeniu bliskich.

Ten uśmiech powraca w "Koniec jest początkiem"; Folco chętnie odnotowuje, że ojciec się z czegoś śmieje, czasami ten śmiech ma wystarczyć za odpowiedź. A Terzani śmieje się ze swojego sterczącego brzucha, który kiedyś był płaski, z ambicji, które go gnały w najbardziej niebezpieczne zakątki ziemi, z własnej próżności, której padał ofiarą. Jak Budda śmieje się z nietrwałości i złudzeń w finale życia rozwiewających się niczym mgła - to właśnie Terzaniego czyni wolnym.

Tiziano Terzani, "Koniec jest moim początkiem", przeł. Iwona Banach, Zysk i S-ka, Poznań 2010

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2010