Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Podane wyniki pierwszej tury prezydenckich wyborów na Ukrainie generalnie nie odbiegają od wcześniejszych sondaży. Zdaniem obserwatorów, mediów i samych kandydatów wybory przebiegły bez większych zakłóceń. To najważniejsze wnioski z niedzielnego głosowania.
Wiktor Janukowycz może być zadowolony: ma dość bezpieczną, około 10-procentową przewagę nad Julią Tymoszenko. Nikogo (ani na Ukrainie, ani w Rosji, ani w UE) głowa nie boli na myśl, że ten człowiek może być prezydentem. Sukcesem Unii Europejskiej, a więc i Polski jest to, że ten "barbarzyńca" sprzed 5 lat musiał się okrzesać i chociaż stwarzać pozory, że gra według uznawanych za Zachodzie reguł. Z kolei Tymoszenko też nie może narzekać: ma sporo czasu na odrobienie strat, zwłaszcza jeśli wynik pierwszej tury uśpi ludzi Janukowycza. Janukowycz głosów jej już nie odbierze - jeśli miała tracić jako premier atakowana przez opozycję, to przed pierwszą turą. Teraz ona musi atakować - a to umie. Wreszcie, prawdziwa radość musiała zapanować w sztabie Siergieja Tihipki - ten polityk wskoczył do pierwszej ligi i musi teraz myśleć, jak przekuć poparcie na twardą walutę. To o jego względy zabiegać będą Tymoszenko z Janukowyczem.
Oboje wiedzą, że kolejne billboardy, ulotki i festyny niewiele zdziałają; Ukraińcy już na nie zobojętnieli. Otwiera się więc pole dla polityków i "politechnologów" - a to może być niebezpieczne. W pierwszej turze ukraińska demokracja zasłużyła na dobre oceny, oby targi i polityczne tricki przed drugą turą (7 lutego) nie zniszczyły tego osiągnięcia. Problemem mogą być choćby kwestie prawne dotyczące Komisji Wyborczej: w jej składzie jest człowiek, który powinien być już na emeryturze. To ładunek, który można próbować zdetonować w przypadku niezadawalającego wyniku.