Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W sobotni wieczór pracowniczka TVP Info Magdalena Ogórek została otoczona przez demonstrujących pod siedzibą stacji. Gdy po programie wsiadła do samochodu, kilkanaście osób, które od czasu zabójstwa Adamowicza co wieczór stoją na pl. Powstańców w proteście przeciw nienawistnemu przekazowi TVP, próbowało zablokować jej wyjazd. Na karoserię nakleili nalepki z hasłem „TVoja wina”, skandowali „Wstyd i hańba”, „Kłamczucha”, „Zatrudnijcie dziennikarzy”, przykładali do szyb kartki z napisem „TVP = WSTYD”; jeden z mężczyzn usiadł na jezdni z transparentem „Mane Tekel Fares Ufarsin” (dla niezorientowanych: to biblijny tekst przepowiedni upadku państwa nowobabilońskiego, wypisany tajemniczą ręką na ścianie podczas uczty u Baltazara). Policja usunęła protestujących z drogi, Magdalena Ogórek posłała im całusa i odjechała, odprowadzana okrzykiem „Spieprzaj kłamliwa babo obrzydliwa”. Tyle przynajmniej widać na nagraniu, które zostało opublikowane na Twitterze i wyświetlone już 175 tys. razy.
Politycy i dziennikarze, poza kilkoma przykrymi wyjątkami, zgodnie potępili to zajście. W twitterowych komentarzach padały sformułowania: „wydarzenie mające cechy linczu” (Dominika Wielowieyska i Estera Flieger z „Gazety Wyborczej”), „głupota i zbydlęcenie” (Adrian Zandberg, lider Partii Razem) „agresja fizyczna” (Adam Pieczyński, wiceprezes TVN), „fizyczna przemoc” (prezes TVP Jacek Kurski), „kampania nienawiści rozpętana przeciwko mediom publicznym” (Jarosław Olechowski, szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej TVP, „strategia nienawiści” (Joanna Lichocka, posłanka i członkini Rady Mediów Narodowych), „gnoje i śmierdzący tchórze” (pracownik TVP Cezary Gmyz). Dalej poszedł Ryszard Makowski, twórca pamiętnego programu TVP „Studio Yayo”, obecnie publicysta „Sieci”. Na portalu wPolityce.pl opublikował artykuł pod tytułem: „Atak na redaktor Magdalenę Ogórek to kolejna odsłona wojny hybrydowej prowadzonej przeciwko Polsce”.
Pojawiły się też zarzuty pod adresem policji: formułowali je nie tylko dziennikarze, ale i sam minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński. W typowej dla siebie kanonadzie tweetów pisał m.in: „Szanowna Pani Redaktor Magdaleno Ogórek, proszę przyjąć moje wyrazy ubolewania, za brak stanowczej reakcji Komendy Stołecznej Policji wobec tej dziczy która zaatakowała Panią przed budynkiem TVP Info. Poleciłem analizę materiałów operacyjnych i podjęcie niezwłocznie wszelkich stosownych działań”, „Czekam na reakcje Komendanta Głównego Policj. Brak stanowczej reakcji policjantów wobec tej dziczy porażający. Tolerowanie takiego zachowania może doprowadzić do kolejnej tragedii”, „Oczekuję od polskiej policji działań adekwatnych wobec tej chuliganerii”.
O wydarzeniu dyskutowano w niedzielnych programach publicystycznych wszystkich telewizji informacyjnych. Krzysztof Ziemiec stwierdził na antenie, że niewiele brakowało, by ktoś z protestujących przewrócił i podpalił samochód, w którym siedziała jego redakcyjna koleżanka; zaprezentował też zdjęcia uczestniczek protestu i podał ich nazwiska, podobnie jak zrobili na Twitterze niektórzy prawicowi dziennikarze.
Nie podoba mi się forma protestu, polegająca na osaczaniu przeciwnika. Nie podoba mi się hasło „Spieprzaj kłamliwa babo obrzydliwa”, tak samo jak nie podoba mi się skandowanie na demonstracjach KOD „Precz z Kaczorem-dyktatorem”, pisanie sprejem po budynkach biur poselskich czy rzucanie jajkami w rządowe limuzyny. Mam zastrzeżenia zarówno do podobnych metod, jak do promowania posługujących się nimi aktywistek (organizatorka wczorajszej pikiety była niedawno bohaterką okładki „Wysokich Obcasów”). Jestem przekonana, że do wyrażenia sprzeciwu i frustracji nie potrzeba agresji. Więcej: że jest ona przeciwskuteczna. Dlaczego? Bo tych, którzy myślą podobnie, agresją się nie zmobilizuje, a można zniechęcić. Tych, których chciałoby się przekonać do swoich racji, agresją się odpycha. A tych, których chce się skłonić do autorefleksji, agresja tylko utwierdza w przekonaniu, że są prześladowani. Uważam wreszcie, że Magdalenę Ogórek, jedną z gwiazd złej zmiany w mediach publicznych, można i należy krytykować, ale nie można jej poniżać.
Mam jednak wrażenie, że debata po wczorajszym zajściu przybrała cechy paniki moralnej. I że domaga się uporządkowania.
Po pierwsze: wczorajsze wydarzenia nie były linczem, tak jak okupacja Sejmu z grudnia 2016 roku nie była puczem. Magdalena Ogórek – na szczęście – nie została fizycznie zaatakowana. Oklejenie auta nalepkami, przykładanie kartek do szyby, skandowanie i siadanie na jezdni może być uznane za nękanie, ale nie jest fizyczną przemocą. Rozumiem potrzebę stanowczego odcięcia się od agresji, zwłaszcza u dziennikarzy mediów krytycznych wobec TVP – ale pisanie o „linczu” i „zbydlęceniu” wcale nie obniża poziomu emocji.
Po drugie: policja nie była bierna. Uważnie obserwowała zajście, odsuwała protestujących i wynosiła ich z jezdni. Co jeszcze miała robić? Jak powinna wyglądać „stanowcza reakcja”, której domagał się minister? Czy miałoby to być spałowanie demonstrujących? Prewencyjne oddzielenie ich barierkami? Armatki wodne, gaz pieprzowy, broń gładkolufowa? A może aresztowania? Uczestnicy antyrządowych protestów bywali w ostatnich latach szarpani, rzucani na ziemię, przesłuchiwani, podsłuchiwani i śledzeni. Czy taka ma być rola policji przy ochronie demonstracji?
Po trzecie, nie mieliśmy do czynienia z efektem „kampanii nienawiści wobec TVP”. Lansując tę wersję, media publiczne ustawiają się w roli niewinnej ofiary. Prezes Kurski stwierdził nawet, że „Furia na TVP to atak na ostoję prawdy, wolności, pluralizmu medialnego w PL”. Każdy, kto w ostatnich trzech latach oglądał „Wiadomości”, „Studio Polska”, „Minęła 20” czy „W tyle wizji” wie, że nie jest ona żadną ostoją, a bastionem propagandy. Zaś „prawda, wolność i pluralizm” to w rozumieniu ekipy Jacka Kurskiego pogłębianie podziałów społecznych i nakręcanie negatywnych emocji po obydwu stronach politycznego sporu.
Po czwarte, identyfikowanie uczestników protestu, podobnie jak nazywanie ich „dziczą”, „gnojami” i „śmierdzącymi tchórzami” nie jest niczym innym niż zachętą do zemsty. Efekty widać już w internecie – wyzwiska i pogróżki kierowane pod konkretne nazwiska.
Sobotnie zajście i reakcje na nie wzmagają złe emocje, które po śmierci Pawła Adamowicza wszyscy obiecywali wyciszyć. Uczestnikom protestu, komentatorom i ministrowi spraw wewnętrznych zalecałabym zrobienie trzech kroków wstecz. Bo moralne wzmożenie wcale nie służy ucywilizowaniu debaty. Czasami bywa wręcz przeciwnie.