Trwoniony kapitał

Perspektywa, z jakiej doktorant patrzy na problemy polskiej nauki, jest nieco inna od przyjętej przez autorów tekstu Nim dostaniemy Nobla. Jeszcze pamięta świat studentów, z drugiej strony coraz lepiej poznaje świat nauczycieli akademickich.

16.01.2005

Czyta się kilka minut

Obserwując światowe rankingi uczelni, nie zapominajmy, że Polacy są profesorami dobrych uniwersytetów i szefami wielkich projektów badawczych, wybitnymi specjalistami w różnych dziedzinach. Dlaczego jednak nie reprezentują Polski? Odpowiedź jest oczywista: chodzi o pieniądze, zarówno o te zarabiane przez naukowców, jak o środki, jakimi dysponują na badania. 1000 dolarów czy 1000 euro “waży" inaczej w Polsce i zagranicą. U nas praktycznie każdy zakup poprzedzony jest długim namysłem, bo każdy wie, że kupując jedną rzecz, automatycznie rezygnuje się z wielu innych. A przecież nie jest tak, że aparatura badawcza jest tańsza w Polsce niż na Zachodzie. Wręcz przeciwnie, jest droższa. Ambitny naukowiec stający przed problemem robienia “dobrej nauki" i rozwijania się czy dreptania w miejscu i popadania w coraz większe zniechęcenie, tak naprawdę nie ma wyboru: lepiej wyjechać.

Źle zrozumiany wolny rynek doprowadził do tego, że część wydziałów, a nawet całych szkół, stało się przedsiębiorstwami nastawionymi na jak największy zysk. Czasami uczelnie muszą szukać dodatkowych źródeł zarobkowania, które pomogą im w utrzymaniu, ale nie może się to dziać kosztem studentów! Niestety, młodym ludziom często sprzedaje się ilość zamiast jakości. Pod wypucowanymi i atrakcyjnymi szyldami nowych kierunków wykłada się dokładnie to samo, co 30 lat wcześniej. Kładzie się im do głów wiedzę bezużyteczną, która nie znajdzie żadnego zastosowania w ich pracy zawodowej.

Doktoranci i młodzi pracownicy uniwersyteccy są na całym świecie lokomotywą napędową nauki - to oni spędzają w laboratoriach długie godziny prowadząc żmudne badania. Niestety, w Polsce ten potencjał jest trwoniony. Od moich kolegów doktorantów na tzw. prestiżowych kierunkach oczekuje się jedynie prowadzenia zajęć dydaktycznych. Nikt nie wymaga od nich jakiejkolwiek aktywności naukowej. Ba, zdarza się, że “z powodów lokalowych" nie mają nawet własnego biurka! A przecież drzemie w nich potencjał wcale nie mniejszy niż w ich zagranicznych rówieśnikach. Trzeba jednak stawiać przed nimi wymagania i ambitne cele, bo tylko tak będą się rozwijać. Ograniczanie ich aktywności do pracy dydaktycznej jest błędem i kolejnym powodem, dla którego ciągnie ich na Zachód. Kto wie, że blisko połowa absolwentów polskich uczelni opuszcza kraj? Wśród nich są także ci najlepsi. Część z nich zostałaby na uczelni, ale za co mają żyć, skoro na niektórych wydziałach doktorantom nie proponuje się nawet niewielkich stypendiów? Pracować owszem mogą, ale społecznie. A przecież pieniądze, które można by wyasygnować na ich utrzymanie, byłyby małą częścią wydziałowych budżetów. Nie pojmuję, dlaczego pozwala się odpływać temu ogromnemu kapitałowi! Za kilka lat zacznie nam tych ludzi brakować, ale wtedy będą już oni zadomowieni gdzie indziej.

Część absolwentów z kolei wolałaby pracować w przemyśle lub biznesie. Cóż z tego, jeśli w Polsce tak naprawdę nie istnieją laboratoria przemysłowe. Nawet w firmach z tzw. high-techu na pytanie o badania własne usłyszy się odpowiedź: “Całą technologię kupujemy na Zachodzie". Właściciele firm nie widzą potrzeby inwestowania w rozwój technologii. Nie rozumieją albo godzą się na to, że w ten sposób zawsze będą pozostawać w tyle za rozwijającym się światem. Tymczasem programy studiów zorientowanych na przemysł powinny powstawać w bliskiej współpracy między uczelniami i przedstawicielami poszczególnych branż.

Istnieje jeszcze jeden, na pewno nie ostatni, warunek, by sytuacja polskiej nauki poprawiła się: relacje student-uczelnia. Dlaczego nauczycielami akademickimi są ludzie, traktujący nauczanie jako zło konieczne: nie pojawiają się na zajęciach albo przychodzą na nie nieprzygotowani. I chociaż ich praktyki są znane tak studentom, jak kadrze, rzadko pociągają za sobą jakieś konsekwencje. A przecież rzutuje to na opinię o całej uczelni. Co więcej, ludzie ci skutecznie zniechęcają studentów do pracy. Równie niemoralne wydaje się przymykanie oka na studenckie ściąganie czy oszukiwanie.

Kiedy obserwuję studentów żyjących zgodnie ze stereotypem: zakuć, zdać, zapomnieć, których “studiowanie" dzieli się na długi czas imprezowania przerywany krótkim “ryciem" podczas sesji, wprowadzenie opłat za studia wydaje mi się kwestią czasu. Jak inaczej ktoś doceni możliwość uczenia się i przygotowania do zawodu? Zdaję sobie jednak sprawę, że wprowadzenie czesnego zamknęłoby drogę do nauki wielu ludziom, a tego zrobić po prostu nie wolno. Dlatego trzeba zmuszać studentów do w miarę systematycznej pracy innymi metodami. Studia to przecież ostatni okres kształtowania osobowości i w dużej mierze od środowisk akademickich zależy, czy uda się wszczepić młodym ludziom etos pracy oraz pogardę dla oszustw.

Zaległości, które nawarstwiały się przez dziesiątki lat, osiągnęły punkt krytyczny. Od tego, czy i jak się z nimi uporamy, zależy pozycja Polski w przyszłości. Bo o to tak naprawdę walczymy, a nie o miejsce w jakimkolwiek rankingu.

SZYMON PUSTELNY, doktorant w Instytucie Fizyki UJ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2005