Tropienie herezji

Włączając się do debaty o teologii Karla Rahnera, nie zamierzam zajmować się pytaniem postawionym w nadtytule: Czy był teologiem katolickim?. To pytanie uważam bowiem za śmieszne, wręcz groteskowe. To tak, jakby pytać o to samo w odniesieniu do św. Augustyna czy św. Tomasza z Akwinu, bo w takich właśnie miarach widzę teologiczne dzieło Rahnera.

04.09.2005

Czyta się kilka minut

---ramka 364980|prawo|1---Chciałbym wskazać natomiast na dwie sprawy, które domagają się wyjaśnienia i dopowiedzenia: rozumienie tradycji oraz możliwość pojawienia się w niej tego, co jawi się jako nowe, co jako nowe - w oczach niektórych - ma świadczyć o rozbracie z wiarą Kościoła.

Paweł Lisicki ma za złe Rahnerowi, że jako teolog nie potrafi zadowolić się - “czyli uznać i zaaprobować - odpowiedziami, które już dawno mamy opanowane - czyli odpowiedziami, które podsuwa nam tradycja". Warto tytułem przykładu przytoczyć definicję tradycji w ujęciu tego teologa: “Tradycja w teologii katolickiej - pisał w “Małym słowniku teologicznym" - oznacza proces i treść przekazu prawdy objawionej (dogmat), który ostatecznie pochodzi od ustnego przepowiadania pierwszych nosicieli objawienia chrześcijańskiego (zwłaszcza Jezusa Chrystusa i Apostołów) i który rozwija się w Kościele i dzięki Kościołowi przy asystencji Ducha Świętego". Lisicki, pisząc o dawno opanowanych odpowiedziach tradycji, zdaje się nie dostrzegać dwóch rzeczy: po pierwsze, że tradycja jest nam dana, ale jednocześnie zadana, dlatego też przekaz prawdy objawionej podlega rozwojowi; dawno opanowane odpowiedzi tradycji wciąż muszą być od nowa opanowywane (by pozostać przy terminologii Lisickiego). Po drugie, publicysta “Frondy" jakby nie dostrzegał otwartości tradycji na krytykę (w najgłębszym tego słowa znaczeniu). Warto pamiętać o tym, co przed laty napisał ks. Joseph Ratzinger, jeszcze jako wykładowca teologii: “Nie wszystko, co istnieje w Kościele, musi z tej racji być uprawnioną tradycją. Innymi słowy, nie każda tradycja, która powstaje w Kościele, jest prawdziwą celebracją i uobecnieniem tajemnicy Chrystusa. Tradycja może być zniekształcona, tak jak i uprawniona. W konsekwencji nie należy traktować tradycji tylko afirmatywnie, ale również krytycznie".

Wciąż nowa tradycja

Co do sprawy pierwszej - tradycji jako zadania dla wiary - historia teologii i Kościoła jasno pokazuje, jak tradycja jest żywa, jak bardzo podlegała (i podlega) rozwojowi, a proces ów szczególnie wyraźnie dochodzi do głosu w momentach przełomowych dla Kościoła i świata. Wystarczy przypomnieć sobie gigantyczne dzieło teologii w czasach starożytnych soborów, gdy chrześcijaństwo z niewielkiej wspólnoty o korzeniach judaistycznych wcielało się w świat grecko-rzymski, na nowo wypowiadając swą biblijną wiarę w kategoriach nowych, bo hellenistycznych. Zasadnie można zastanawiać się, czy chrześcijanie czasów biblijnych byliby w stanie (bezproblemowo) odnaleźć się w nauce o tajemnicy Chrystusa i Trójcy Świętej wypracowanej na soborach starożytności...

Podobny proces rozwoju tradycji ujawnił się w średniowieczu i wiekach następnych. Odwołajmy się ponownie do Ratzingera, już jako kardynała, który mówił: “Rzecz jasna, właściwym fundamentem jest Chrystus, ale Kościół stale potrzebuje, byśmy go ożywiali, stale musimy go budować". I dodawał, że pontyfikat Jana Pawła II jest “konfrontacją z wszystkimi podstawowymi problemami naszych czasów - a nadto źródłem pozytywnego wzrostu i postępu". Bo “chrześcijaństwo musi się na nowo wypowiedzieć w tak zmienionym [współczesnym] świecie. Tak jak św. Tomasz z Akwinu musiał na nowo przemyśleć chrześcijaństwo w jego spotkaniu z judaizmem, islamem i kulturą grecko-łacińską, by mu nadać kształt, tak jak później, u zarania nowożytności, trzeba je było ponownie przemyśleć (...), tak współcześnie, w warunkach epokowego zwrotu, Kościół musi w pełni zachować swą tożsamość, a jednocześnie znaleźć w sobie siłę żywego organizmu, który pozwoli się mu na nowo [podkreślenia - J.M.] wypowiedzieć i uobecnić".

Jeśli teologia ma być żywa i spełniać swe zadanie, nie może być jedynie biernym powtarzaniem starych i szacownych formuł wiary, podobnie jak nie może być tylko komentowaniem dogmatów niesionych przez tradycję, ale musi na nowo - w różnych kontekstach historyczno-kulturowych - wypowiadać “stare" prawdy i dogmaty. Musi szukać w tym, co “stare", odpowiedzi na nowe pytania wiary, które wciąż podsuwa “żywe" życie, ale też zdobywać się na odwagę wypowiadania “starego" w nowy sposób, w innych językach, zakorzeniając się w glebach innych kultur, zakładając różne mentalności i duchowości.

Gdyby traktować tradycję tylko jako “dawno opanowane odpowiedzi", Kościół nie byłby w stanie wypowiadać się dziś choćby na temat moralnego aspektu zapłodnienia in vitro czy “produkcji" komórek macierzystych, bo pytania o te sprawy nie mogły zaprzątać tych, którzy tworzyli tradycję w przeszłości. Do dziś też usprawiedliwialibyśmy moralną dobroć niewolnictwa, niemożliwość nadprzyrodzonego wiecznego szczęścia dzieci, które zmarły bez chrztu, albo pogląd, że inne religie mają szatańskie korzenie i że ci, którzy są poza Kościołem, idą do piekła.

Jak potępione staje się ortodoksją

Lisicki do wielkich świadków tradycji Kościoła zalicza m.in. św. Tomasza z Akwinu, co jest rzeczą zrozumiałą, nawet jeśli dzieło Doktora Anielskiego niektórych nuży i męczy. Gdyby jednak bacznie przypatrzył się jego teologii, w tym również jej losom po śmierci Akwinaty, może szerzej rozumiałby tradycję, przy okazji nieinkwizytorskim okiem patrzyłby na dokonania teologów XX wieku, a przynajmniej czytałby ich książki w lepszym stanie ducha.

Jestem przekonany, że gdyby św. Tomasz z Akwinu trzymał się rozumienia tradycji jedynie w sensie “odpowiedzi dawno opanowanych", nie miałby odwagi na przemyślenie całego chrześcijaństwa od nowa, w nowym kontekście historyczno-kulturowym, w jakim przyszło mu żyć. Tymczasem Doctor Angelicus odważył się na taki karkołomny krok, dokonał reinterpretacji praktycznie całego chrześcijaństwa, szczególnie w świetle myśli jego wielkiego - a do tego pogańskiego (!) - mistrza: Arystotelesa. Był czas w Kościele, kiedy myśl Akwinaty uznawano (a i uznaje się teraz) za jedno z najważniejszych, wręcz najważniejsze kryterium ortodoksji katolickiej, ale przecież był i taki czas, gdy tę myśl potępiano.

Niektóre punkty zaproponowanej przez Tomasza nowej wizji chrześcijaństwa były tak nowe, tak odbiegały od “odpowiedzi dawno opanowanych", że kilka lat po jego śmierci zostały potępione przez Stefana Tempiera, biskupa Paryża, gdzie Doktor Anielski spędził najlepszy czas swych teologicznych poszukiwań. Kościół, dzięki Bogu, nie poszedł tropem biskupa... W dziejach chrześcijaństwa nie jest to jedyny przykład trudnych losów wielkich postaci Kościoła (np. wspomniana przez Lisickiego św. Teresa z Avila), wielkich m.in. z powodu proponowanego novum spojrzenia na chrześcijaństwo. W końcu jednak tych prekursorów rehabilitowano, a nawet zaliczano w poczet autentycznych świadków tradycji. To ostatnie stwierdzenie jest tu istotne, bo wskazuje na mechanizm rozwoju (wzrostu) tradycji. To proces, w którym “nowe" - i to nie bez napięć, zgrzytów i potępień - powstaje na fundamencie “starego", aby z czasem, dla kolejnych pokoleń chrześcijan, stać się integralnym elementem “starego" - otwartego na kolejne “nowe". A to “nowe" naprawdę może być “mocne" i prowadzić do “zawrotu głowy", jak ks. Węcławski - ku zgorszeniu Lisickiego - wyraża się o jednym zdaniu Rahnera: “W tym, co jest najbardziej Jego własne, Bóg czyni siebie samego tym, co konstytuuje człowieka jako człowieka".

Szalona logika wiary

Zacytowane słowa Rahnera dobrze wpisują się w poczet wypowiedzi i czynów wielkich chrześcijan, które były bądź nadal są nie w smak niektórym katolikom. Przypomnijmy sobie paradoksy Ojców Apostolskich i Ojców Kościoła: “Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem", “Jeden z Trójcy cierpiał", “Niecierpiętliwy, który stał się zdolny do cierpień". Wypowiedzi te są “mocne" i przyprawiają o “zawrót głowy", bo wyrastają z tajemnicy Wcielenia, w której nie dochodzi do “zmieszania" tego, co ludzkie, z tym, co boskie (Sobór Chalcedoński), a którą Rahner (takie jest, jak sądzę, sedno jego teologii) rozumiał jako “Wczłowieczenie". Logika Wcielenia jest naprawdę (święcie) “mocna" i wywołuje (błogosławiony) “zawrót głowy". I sądzę, że dramatem chrześcijan jest dziś, że nie zawsze dajemy się ponieść tej szalonej logice.

A ileż osób zgorszył fakt, że Jan Paweł II odważył się na zorganizowanie międzyreligijnych modlitewnych spotkań w Asyżu (1986 i 2002), ileż nie mogło i nie może darować mu pocałunku złożonego na Koranie, a nawet wizyt w synagodze i meczecie. Czyż te czyny i towarzyszące im papieskie słowa nie są “mocne" i nie wywołują “zawrotu głowy"?

O Jezusie - Mądrości Bożej we własnej osobie (por. Mt 16, 19; 1 Kor 1, 24 i 30) - w Ewangeliach mówi się, że “nauczał z mocą" (por. Mk 1, 27), co też należałoby rozumieć w sensie (jak ujmują to Ewangelie), że to, co mówił, było trudne do pojęcia, a konsekwencje tego, co mówił, trudne do przyjęcia: “Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać" (J 6, 60; Jan dodaje do tego, że “uczniowie Jego na to szemrali" i się gorszyli!). Kontynuację tego sposobu myślenia i patrzenia na to, co wiara ma do powiedzenia, znajdujemy w Pierwszym Liście św. Piotra: “Są w nich [w listach Pawła i w innych Pismach] trudne do zrozumienia pewne sprawy" (3, 16). I nie przeczą temu słowa Jezusa z Ewangelii Mateusza: “Wysławiam Cię, Ojcze, (...), że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś niemowlętom" - biblijny i grecki nepios to żaden “prostaczek", ale dziecko, szczególnie to, które ssie pierś matki (por. Iz 11, 8). To nawoływanie Jezusa, aby (dorośli) chrześcijanie byli jak dzieci, to kolejny paradoks wiary, który objawia całą swoją “moc" i “zawrót głowy" w świetle Wcielenia.

Raczkujące chrześcijaństwo

Wszystko to oczywiście nie oznacza, że teologia Rahnera, jak każda teologia, jest poza krytyką. Sam ks. Węcławski zauważa w odpowiedzi na tekst Lisickiego, że nie traktuje teologii Niemca “bezkrytycznie", niemniej szkoda, że nie rozwinął tego ciekawego i ważnego wątku - zarówno w odpowiedzi na polemikę, jak i szczególnie we wcześniejszym wprowadzeniu do myśli Rahnera.

Ma rację Lisicki, że wytknął Rahnerowi szafowanie kategorią “człowieka współczesnego", do którego miałaby być skierowana jego teologia. Kategorią tą zresztą często szafują i inni, nie tylko teologowie, jakby rzeczywiście istniał ktoś taki jak “człowiek współczesny", który “miałby być taki czy inny - łatwo się przekonać, że żaden »człowiek współczesny« w tak ogólnym znaczeniu tego słowa naprawdę nie istnieje" (ks. Węcławski, “Gdzie jest Bóg. Małe wprowadzenie do teologii dla tych, którzy nie boją się myśleć").

Lisicki ma prawo nie czuć się Rahnerowskim “człowiekiem współczesnym", nie uważać się za adresata przesłania niemieckiego teologa. Z kolei nie ukrywam, że - w przeciwieństwie do publicysty “Frondy" - sam nie jestem najlepszym adresatem książek kard. Leo Scheffczyka, na którego wypowiedź Lisicki się powołuje. Ale też lekiem na tę sytuację jest współczesny - a przecież jakże stary i tradycyjny - pluralizm teologii, który był drogi Rahnerowi, i jest drogi Scheffczykowi. Wielość propozycji teologicznych stwarza szansę współistnienia w jednym i tym samym Kościele różnych opcji, stylów myślenia, wrażliwości i duchowości. Problem w tym, aby umieć przyjąć tę wielość jako dobrodziejstwo, a nie przeszkodę dla chrześcijaństwa. Tak rozumieli to pierwsi chrześcijanie, o czym łatwo przekonać się, wczytując się w Nowy Testament.

Joachim Gnilka, niemiecki biblista, mając na uwadze chrystologiczny pluralizm Nowego Testamentu, pisał: “Jakże różnoraki widzimy obraz Chrystusa!". I tak, Paweł “wznosi się w krótkim czasie do idei preegzystencji. Nawiązując do artykułu Credo, w centrum swego kerygmatu umieszcza krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa". Z kolei Marek “rozbudowuje teorię sekretu mesjańskiego lub tajemnicy Syna Bożego". Reprezentujący “środowisko judeochrześcijańskie Mateusz na pierwszy plan wysuwa Jezusa jako Chrystusa [Mesjasza], w piśmiennictwie Łukasza natomiast staje przed nami Jezus napełniony Duchem, Zbawca i Przewodnik życia". W Ewangelii Jana “Jezus jest przychodzącym od Boga wcielonym Logosem, wysłannikiem Boga, Objawicielem", który “objawia siebie jako osobę, drogę, Syna Człowieczego ukazującego drogę powrotu do Ojca". W listach do Kolosan i Efezjan mamy “chrystologię obejmującą także kosmos", zaś List do Hebrajczyków “zaskakuje nas swą oryginalną chrystologią arcykapłańską, z pomocą której objaśnia wyznanie wiary w uniżenie i wywyższenie Chrystusa. Apokalipsa oczekuje Chrystusa podobnego do Syna Człowieczego i Baranka noszącego blizny". W liście Jakuba Chrystus “wprawdzie schodzi na dalszy plan, za to jednak mamy obietnicę, że Jego dobre imię jest nad nami wzywane".

Wczesne, powiedzielibyśmy: młode czy - nawiązując do ewangelicznego “niemowlęcia" - dopiero raczkujące chrześcijaństwo nie miało większych problemów z pluralizmem teologicznym. Ale przecież chrześcijaństwo tak naprawdę i dziś jest młode, wciąż “raczkuje". W 1990 r. prawosławny teolog Aleksander Mień mówił, że współczesne chrześcijaństwo dopiero uczy się “chodzić": “Chrystus wzywa ludzi do realizacji boskiego ideału. Tylko ludzie ograniczeni mogą wyobrażać sobie, że chrześcijaństwo już się urzeczywistniło, że się w pełni ukonstytuowało - według jednych w IV wieku, a wedle drugich w XIII wieku lub w innym momencie. W rzeczywistości chrześcijaństwo postawiło zaledwie pierwsze kroki, kroki nieśmiałe w dziejach ludzkości. Wiele słów Chrystusa ciągle jeszcze jest dla nas niezrozumiałych... Historia chrześcijaństwa dopiero się zaczyna. Wszystko to, czego dokonano w przeszłości, wszystko to, co nazywamy obecnie historią chrześcijaństwa, jest zaledwie sumą prób, jedne z nich były niezręczne, a inne nieudane w realizacji".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2005