Trąbka z pazurami

Po latach eksperymentów powrócił do jazzu akustycznego. Daleko mu jednak do klasyków, bo w jego muzyce wciąż słychać ostre, freejazzowe inklinacje.

01.12.2009

Czyta się kilka minut

Fascynacja jazzem przyszła w czasach szkoły średniej, kiedy młody Tomek Stańko podsłuchiwał transmisje amerykańskich audycji radiowych, a jego kolega, Wacek Kisielewski, nieźle swingował na fortepianie. Właśnie z nim Stańko uczył się jazzowych standardów, by potem wystąpić pierwszy raz przed publicznością.

- To było na szkolnej zabawie tanecznej. Grałem z Romkiem Kowalem i Wackiem Kisielewskim - wspomina Stańko. - Wtedy też wypaliłem pierwszą paczkę papierosów. Całą. I wypiłem pierwszą butelkę wina. Też całą. To był mój początek jazzu, typowy dla tej muzyki. Ciągnąłem to potem długo i niesłychanie intensywnie, korzystając z wszelkiego rodzaju specyfików, jakie gatunek ludzki wymyślił.

Artystyczne życie kwitło wówczas w Jazz Klubie Helicon - jednym z niewielu krakowskich klubów jazzowych lat 60. Wejściówkę dla młodzików załatwił ojciec Wacka, słynny Kisiel. W Helikonie Stańko poznał pianistę Adama Makowicza: w 1962 r. stworzyli swój pierwszy, profesjonalny zespół Jazz Darings, do którego zaprosili basistę Jacka Ostaszewskiego i grającego na perkusji Wiktora Pelermutera. Wystartowali w Konkursie Amatorskich Zespołów Jazzowych Polski Południowej, gdzie zdobyli pierwsze miejsce, a Stańko otrzymał nagrodę indywidualną. Lokalny konkurs okazał się przełomowy: w jury zasiadał Krzysztof Komeda. Parę miesięcy później Stańko grał już w jego kwintecie.

Komeda od razu wpuścił go na głębokie wody, bo potrzebował trębacza, który w tym samym roku zagrałby z nim na Jazz Jamboree. Stańko podołał wyzwaniu, a wkrótce potem nagrał z Komedą pamiętne płyty ("Astigmatic", "Meine Süsse Europëische Heimat - Dichtung und Jazz aus Polen") oraz muzykę filmową i teatralną (m.in. "Matnia", "Śniadanie u Tiffany’ego"). I choć ich współpraca trwała niespełna pięć lat, to właśnie u boku Komedy skrystalizował się styl trębacza. Otwarta i ambitna muzyka pozwalała mu się wykrzyczeć, ale była też znakomitą szkołą muzycznego porządku, jazzowych reguł i kolektywnej współpracy. Sam Stańko przyznał po latach, że spotkanie z Komedą było dla niego jak magiczne dotknięcie. Bo choć miał już wcześniej swoje zespoły, to dopiero przy nim poczuł, że w pełni się realizuje.

Komeda wzbudził w nim także impuls do komponowania. Dwa lata przed tragiczną śmiercią pianisty Stańko założył swój słynny kwartet (z Januszem Muniakiem, Bronisławem Suchankiem i Januszem Stefańskim), który rozrósł się potem do kwintetu, kiedy doszedł Zbigniew Seifert. Grali głównie kompozycje lidera, zaskakujące nowatorskim podejściem do jazzowego materiału. Muzyka tętniła emocjami i wychodziła daleko poza granice mainstreamu. W "Encyklopedii Jazzu" napisano, że zespół Stańki był pierwszym europejskim combo grającym free jazz.

Czytaj rozmowę Tomasza Handzlika z Tomaszem Stańko >>>

Stańko kochał eksperymentować. Stąd jego pociąg do free jazzu i formy otwartej. Po kilku latach poczuł jednak, że inwencja kwintetu się wyczerpuje. W 1973 r. rozwiązał zespół, a do współpracy zaprosił fińskiego perkusistę Edwarda Vesalę (współpracował z Janem Garbarkiem), brytyjskiego basistę Dave’a Hollanda oraz grającego z niebywałą ekspresją saksofonistę Tomasza Szukalskiego. W tym składzie nagrali "Balladynę" - pierwszą płytę Stańki wydaną w renomowanej monachijskiej oficynie ECM.

Akustyczny jazz nie był jednak szczytem marzeń artysty. Szukał mocniejszych wrażeń, impulsów, inspiracji. Pod koniec lat 70. postanowił zrealizować solowe nagrania w świątyni Taj Mahal. To miał być przełom, ale sukces sesji stanął pod wielkim znakiem zapytania.

- Wszystko odbywało się w pośpiechu i w bardzo złych warunkach. Na dodatek nasz technik ledwie chodził, naćpany LSD - wspomina Stańko.

Na szczęście projekt udało się uratować i w 1980 r. ukazał się album "Music from the Taj Mahal". Większość materiału dograno w indyjskim kompleksie Karla Caves, kiedy akustyk doszedł już do siebie.

Kulminacją twórczych poszukiwań Stańki stał się prowadzony przez niego elektryczny zespół Freelectronic oraz kultowy dziś album "Witkacy - Pejotl" - nowatorskie połączenie free jazzu, jazz rocka i muzyki elektronicznej z tekstami Witkacego.

- Jak się zapali fajkę albo wciągnie kokę, to - jak powiedział kiedyś Witkacy - nawet plamka na obrusie staje się dziełem sztuki. Trzeba jednak pamiętać, że to tylko plamka na obrusie. Nie dzieło sztuki. Bo nie można komponować w stanie zamroczenia. To sprzeczne z kulturą i naturą kompozycji. Sam od 15 lat jestem czysty. I mogę powiedzieć, że na trzeźwo napisałem znacznie lepsze kompozycje. One są dopiero hajowe - podkreśla Stańko.

W 1997 r. Stańko nagrał płytę "Litania". Poświęcony Komedzie - jeden z najpiękniejszych albumów w jego liczącej kilkadziesiąt tytułów dyskografii.

Do współpracy zaprosił muzyków skandynawskich: pianistę Bobo Stensona, saksofonistę Bernta Rosengrena (to dla niego Komeda napisał "Ballad for Bernt") czy grającego na kontrabasie Palle Danielssona. Na nowo zinterpretowali sztandarowe kompozycje Komedy ("Nighttime, Daytime Requiem", "Svantetic", "Sleep Safe And Warm"), dając dowód, że jego muzyka jest nieśmiertelna.

Po latach eksperymentów i doświadczeń powrócił więc do jazzu akustycznego. Daleko mu jednak do klasyków, bo w jego muzyce wciąż słychać drapieżny pazur i ostre, free jazzowe inklinacje.

Czytaj rozmowę Tomasza Handzlika z Tomaszem Stańko >>>

Z poszukiwania nowych brzmień przerzucił się na poszukiwanie nowych partnerów muzycznych. Najpierw przygarnął młody zespół Simple Acoustic Trio (obecnie Marcin Wasilewski Trio), z którym objechał świat i nagrał trzy znakomite płyty: "Soul of Things", "Suspended Night", "Lontano". A kiedy po 12 latach poczuł, że i tu kończy się inwencja, rozstał się ze swymi muzykami, pozostawiając ich pod dobrymi skrzydłami Manfreda Eichera, szefa wytwórni ECM.

Kolejnym jego odkryciem był młody saksofonista Maciej Obara. Stańko zaprosił go do kilku projektów ("New Balladyna Quartet", "Terminal 7"), a następnie ogłosił: "Uważajcie, bo to bardzo poważny zawodnik". I znów się nie mylił. Obara rozpoczął właśnie współpracę z tuzami jazzowej awangardy Nowego Jorku.

- Niektórzy twierdzą, że jestem jak wampir, że spijam krew z młodych muzyków. Ale przecież nie o to chodzi. Oni mają świeże spojrzenie na jazz, bo z ich perspektywy historia jazzu jest zupełnie inna. I to właśnie oni mogą zagrać bardzo kreatywnie - twierdzi.

Dziś znów otoczył się ekipą młodych. Tym razem wybrał muzyków skandynawskich, przy których chłodnej, mocno opanowanej grze dźwięk trąbki Tomasza Stańki wywołuje dreszcze. Jest jak przeraźliwy krzyk w środku ciemnej nocy. W tym dźwięku kryje się jego artystyczne credo.

Czytaj rozmowę Tomasza Handzlika z Tomaszem Stańko >>>

Tomasz Handzlik jest dziennikarzem "Gazety Wyborczej".

Tomasz Stańko i jego zespół promują album "Dark Eyes" podczas ogólnopolskiej trasy koncertowej. Zaczęli w Warszawie i Krakowie, kolejne koncerty odbędą się w Poznaniu (4 grudnia), Łodzi (5 grudnia), Dąbrowie Górniczej (6 grudnia), Chorzowie (7 grudnia), Wrocławiu (8 grudnia), Bydgoszczy (9 grudnia), Szczecinie (10 grudnia), Lublinie (12 grudnia), Białymstoku (13 grudnia).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2009