Targi targów

Nikogo nie dziwi, że konkurują ze sobą hipermarkety, dyskonty, fast foody i kawiarnie. Ale dopiero teraz, rzecz dotąd niesłychana, w Krakowie zaczęły na ostro konkurować targi żywności.

23.06.2014

Czyta się kilka minut

Era targowa zaczęła się niezauważalnie, na rynkach, Głównym i Małym, a także na Kazimierzu, na placu Wolnica. Zawsze ten sam schemat: podłe żarcie, handel badziewiem, łupiąca ze sceny muzyka, wszystko nie wiadomo na czyje zamówienie. Na Małopolski Festiwal Smaku (w Krakowie na placu Wolnica, ale są też liczne wydania w regionie) chodziłem, bo cóż, taka praca, trzeba trzymać rękę na pulsie. Jest tam nieodmiennie stoisko przyozdobione świńską głową w góralskim kapelusiku oraz zachętą do skorzystania z domu spokojnej starości, prowadzonego przez producenta mięsa; są rybne konserwy; i jest jajko sadzone – widywałem kilkudziesięcioosobową kolejkę po to jajko. Podobną estymą darzę targi świąteczne na Rynku Głównym czy targi na Małym Rynku, gdzie główną atrakcją kulinarną są golonka, kiełbasa i warzywa smażone w wielkiej patelni, na oczach widza przemieniane z mrożonki w niejadalne świństwo.

A jednak jakiś czas temu w kilku miejscach pojawiło się nowe, a teraz płynie niepowstrzymaną falą.

Zachwyt lub zgroza

Historia zaczęła się od Foodstocku w Klubie Fabryka na Zabłociu. Organizacja Foodstocku była trochę dziwaczna – jedzenie dostawało się za bony kupowane w barze; ale kiedy zobaczyłem na Zabłociu ludzi wysiadających z tramwaju o jakiejś nieludzko rannej porze, kiedy zobaczyłem, jak brną przez błota i z fanatycznym uporem dokupują sobie kuponów, jak się dzielą jedzeniem i dyskutują o nim, o, wtedy, przyznam, opadła mi szczęka. Takich rzeczy nie widuje się często. Pomyślałem, że gdyby taka impreza była lepiej urządzona i w lepszym, przestronniejszym miejscu, to miałaby wszelkie szanse na masowość – a nie tylko masowość hipsterską.

No i się stało. Lepsze miejsce, nieporównanie większy rozmach, wreszcie moda – sprawiły, że w dziedzinie targów spożywczych króluje teraz impreza Najedzeni Fest. Na początku pomyślana jako cokwartalny festiwal jedzenia – po jednych Najedzonych na każdą porę roku, zawsze w tym samym wnętrzu (dawny hotel Forum oraz tereny przyległe, gdzie parkują półciężarówki z jedzeniem). Był tam wybór wystawców dotąd niewidziany w Krakowie – ambitne knajpy, sporo blogerów, producenci zdrowej żywności; na Najedzonych wystawia się większość ciekawych knajpek, można kupić miody, konfitury, chleby, wina, konserwy nawet. Okoliczności przyrody: sale bankietowe z wykładziną pamiętającą lepsze czasy, boazeria, duszno, parno, miejsca mało, tłum niewyobrażalny. Od pierwszego wydania festiwal odniósł dziki sukces, i Najedzeni Fest zaczęli szybko pączkować. Dziś są i przeglądy filmów, i warsztaty, i pokazy na scenie, i wyjazdowe sesje, związane z równymi imprezami; oraz Małe Najedzeni Fest, bardziej mobilne niż główne wydanie, odbywające się w rozmaitych miejscach. Ja uważam, że sympatyczniejsze, bo mniej ludne. Szczególnie spodobała mi się edycja w Małopolskim Ogrodzie Sztuki przy Rajskiej: około dziesięciu stoisk, blogerów na szczęście mało (wniosek z bliższego kontaktu z nimi jest taki, że marzą głównie o robieniu, spożywaniu i sprzedawaniu tart na kruchym spodzie) – mógłbym tak spędzać czas choćby co sobotę.

Kiedy się na tę imprezę spogląda z boku, można się zachwycić albo przerazić. Na oko połowa klienteli prowadzi bloga albo dokładne notatki na temat wszystkiego, co spożywa: siedzą na parapetach i robią zdjęcia każdemu daniu. Tartę, makaron, babeczkę czekoladową, omułki, kawę, wino (bo są od pewnego czasu winiarze), fotografują chleb i ser, i portugalskie sałatki. Chodzą, kupują, jedzą, dyskutują o tym, co zjedli właśnie i co za chwilę zjedzą.

Bo takie targi to przedziwna mieszanka ludzi myślących o jedzeniu poważnie i przeróżnych freaków, zajmujących się żarciem z braku lepszego zajęcia. Po Najedzonych widać jednak, że razem składa się to na masę nie do ogarnięcia. Widać też, że – o dziwo – weganie mogą stać naprzeciw producenta kiełbasy (i nie pobić go dotkliwie), i że producent naprędce skleconego, prostego dania może sąsiadować z uznanym szefem; a także – że każdy, kto boi się tłumów, powinien takie miejsca omijać z bardzo daleka (i pójść po prostu na Kleparz albo do knajpy). Po Najedzonych Fest znać, że świat świadomych spożywców powiększył się i jest gigantyczny.

Śniadanie na trawie

Zabawne, że konkurencją – choć nie jestem pewien, czy to naprawdę konkurencja – Najedzonych jest teraz Targ Śniadaniowy, świeży import z Warszawy; koncepcja tam powstała, tam się rozwijała, a teraz rozlewa się na cały kraj. Występują pod hasłem: „targ rolny – rynek – stoisko z jedzeniem”. Zasady są proste: spotkanie w parku, w sobotę i niedzielę, trochę stoisk restauracyjnych, trochę producenckich, kawa, lody, i wszystko tylko w sezonie, i tylko wtedy, kiedy dopisuje pogoda (bo pod gołym niebem). Sobota – park Krakowski, niedziela – Ratuszowy, w Nowej Hucie. Na Targ Śniadaniowy przychodzi na razie mniej ludzi, atmosfera jest boska, bukolicznie jest po prostu, pod drzewami stoliki nakryte ceratą w niebieską kratę, krzesełka, kącik dla dzieci. Przychodzą mieszkańcy najbliższych okolic, dużo się rozmawia. (Mniej tu też oszalałych ludzi z aparatami, rejestrujących historię swojego jedzenia). Jak dotąd gwiazd tych spotkań jest niewiele; na pewno warto zwrócić uwagę na Projekt Slavika – polskie jedzenie w ultranowoczesnej, slow foodowej wersji (ostatnio ręcznie robione kiełbaski były wspaniałe). Zadziwiające, kiedy w parku, dotychczas nieco zapomnianym, na plastikowym talerzyku dostaje się dania fantastycznie pomyślane i skomponowane, jak w restauracji, do której wstyd wejść (bo poraża świątynnością swoją). Świetne są rowery z kawą i odrodzenie jedzenia lodów w parku. Uświadomiłem sobie dzięki Targowi Śniadaniowemu, że chciałbym przyczep, budek, stoisk z lodami w każdym krakowskim parku.

Jest tych targów mnóstwo. Targ Pietruszkowy na przykład, idea, która wypełnia znaczącą dziurę – nasze targi to głównie targi towarów od hurtowników, i właściwie nie można na nich spotkać producenta (ani jedzenia prosto od niego). A na Rynku Podgórskim, dzięki Pietruszkowemu, w każdą sobotę od połowy czerwca do końca października można nie tylko kupić te ekologiczne towary (warzywa, sery, wędliny), ale z ludźmi pogadać, można się czegoś poduczyć (bo są warsztaty) i po prostu poszwendać po Podgórzu. A także przemyśleć sobie, czemu ten Rynek Podgórski nazywa się rynkiem. Nasze Rynki straciły swoją pierwotną funkcję; może warto zastanowić się nad jej przywróceniem.

Wydawało się już wiele razy, że krakowski rynek targów spożywczych jest już wydrenowany – ale widać jasno po tych wszystkich miejscach, że wręcz przeciwnie. I nie tylko jedzenie mnie cieszy, i nie tylko atmosfera, w jakiej się to wszystko odbywa, i nie tylko to, że im więcej handlu, tym dla mnie lepiej. Te małe święta spożywcze to przede wszystkim spacer po miejscach niedocenionych, nieco zapomnianych. Dawny hotel Forum, w pełnej krasie ukazujący przeszłość miasta, wysiadywanie na leżakach, spacerowanie z żarciem po bulwarach wiślanych – a nawet pokaz filmów w dawnych kuchniach; palarnia kawy na Zabłociu czy Pauza In Garden w Małopolskim Ogrodzie Sztuki; albo Muzeum Lotnictwa, gdzie się rozgościło Małe Najedzeni Fest; parki – Krakowski, Ratuszowy, bo tam owy Targ Śniadaniowy, okazja do leniwego przedpołudnia, zakupów, cieszenia się życiem; Rynek Podgórski, który dostaje obecnie nie tylko nowy bruk, ale – dzięki Targowi Pietruszkowemu – nowe życie; klub Fabryka, wraz z przyległościami. Do tego przestrzenie lepiej znane: Mały Rynek (albo plac Szczepański), gdzie się odbywa Festiwal Spowalniania Czasu, albo plac Wolnica. Nawet Wianki mają swój Bulwar Śniadaniowy. Wszędzie jedzenie.

Ostatni weekend wyglądał tak: Najedzeni Fest, Targ Śniadaniowy w dwóch lokalizacjach, Bulwar Śniadaniowy. I coś mi się wydaje, że będzie tego coraz więcej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, publicysta, krytyk kulinarny i kurator wystaw fotograficznych. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Jego teksty z lat 2008-2010 publikowane w „Tygodniku Powszechnym” zostały wydane w zbiorze „Dno oka” (2010, finał nagrody Nike). Opublikował… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2014