Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trzydziestoletni chłopiec święcie przekonany
o swojej nieśmiertelności.
Chłopiec o skórze biało-błękitnej jak marmur
nieba.
Chłopiec, który opada na mnie grobową płytą
nocy. Bezsennym snem.
Ktoś, kto bezzwłocznie pojawia się i znika
jak czarny kwadrat na czarnym tle.
***
Bóg nie odsunął się - jak chciała Simone
Weil - na gigantyczną odległość, ale jest
tuż obok, tak blisko, że wyczuwam Jego
troskliwą nieobecność. (Która jest przemilczanym
słowem, zaniechanym gestem, zawieszonym
wzrokiem,
zatrzymanym na chwilę oddechem. Ten
bezdech to twoje życie.)
***
Gdy widzę umarlaka, który leży bez tchu
dłużej niż dziesięć minut, to nawet go nie
reanimuję - mówi pierwszy lekarz.
Odłączam aparaturę, gdy mózg nie wykazuje
już większej aktywności - stwierdza drugi. Ja
jestem bardziej ostrożny niż moi koledzy,
odłączam pacjenta dopiero wówczas, gdy
w ciele już nie ma duszy - przyznaje trzeci (jest
katolikiem). Jakże mi żal tego
ciepłego ciała bez duszy - katedry bez Boga, w
której ktoś po godzinach wygrywa na organach
“Sen nocy letniej", w którym śniący śni
śniącego, który śni śniącego, który śni
kogoś, kto nie może obudzić się ani zasnąć.
Visby, luty 2004
***
Moja mama prosiła po twojej śmierci o
cokolwiek i wkrótce przyśnił jej się promień
schodzący z nieba chwyciła się go jak
brzytwy ciocia z wujkiem też się chwycili i
babcia i kuzynka i promień urwał się. Teraz
wisi wysoko nad nami przypomina
parciany sznurek. Kiedy wieje wiatr
jego koniuszek kreśli w przejrzystym powietrzu
niewidzialne litery.
***
Pomiędzy odpływem myśli a przypływem
snu mam minutę wieczności na zbieranie
metafor.
Lecz zanim zdążę schylić się po pierwszą
z nich, zalewa mnie fala i odmęt pochłania. Jakiś
czas później budzę się, bo słońce
wsadza mi palce do oczu. Niewiele pamiętam.
W prawej kieszeni mam kamyk, w lewej meduzę,
w ustach - piach.