Świat w oczach Ameryki

Analitycy amerykańskiej polityki zagranicznej mają ręce pełne roboty. Nieodmiennie wiodącym tematem jest kwestia, czy wycofać się z Iraku? Tymczasem Chiny drugi raz wysyłają na orbitę załogowy statek kosmiczny; to wprawdzie fakt symboliczny, ale pokazujący ponownie, że Państwo Środka stało się liczącym aktorem sceny międzynarodowej. Wreszcie, nie bez echa pozostaje fiasko konstytucji UE - z perspektywy USA ni to przyjaciela, ni to oponenta. Sprawom tym poświęcony jest jesienny numer kwartalnika THE NATIONAL INTEREST.

Przygotowaniem gruntu pod wycofanie z Iraku zajmują się Nikolas K. Gvodsdev i Paul J. Saunders w artykule wstępnym pt. “Definiując zwycięstwo": “USA są w stanie odnieść »realistyczne zwycięstwo« bez wybijania do nogi wszystkich rebeliantów" - piszą autorzy, dowodząc, że rozwiązaniem nie jest ani natychmiastowe porzucenie Iraku, ani znane stwierdzenie, że Stany wycofają się, gdy Irakijczycy będą umieli o siebie zadbać. To drugie jest o tyle zwodnicze, że zwalnia Irakijczyków z odpowiedzialności. A co Gvodsdev i Saunders rozumieją przez “realistyczne zwycięstwo"? Wbrew “nadętej retoryce, według której zwycięstwem może być jedynie pełna demokracja jeffersońska nad Tygrysem", przekonują: “wystarczą minimalne standardy pluralizmu, aby podkopać lokalne wsparcie dla terrorystów".

Szerzenie demokracji nie ma podstaw w amerykańskiej tradycji - z taką zaskakującą tezą występują profesorowie politologii Dawid C. Hendrickson i Robert W. Tucker. “Oczywiste prawdy z Deklaracji Niepodległości nie uzasadniały tego, by obce państwa miały prawo do rewolucjonizowania innych porządków politycznych, nawet tyrańskich" - piszą, cytując sen. Daniela Webstera (1782-1852): “Naszą prawdziwą misją nie jest narzucać innym naszą formę rządów, lecz uczyć przykładem". Spójność obecnej polityki “nakazuje administracji naciskać na przyjazne reżimy, jak Egipt, Arabia Saudyjska czy Pakistan, ale logika bezpieczeństwa każe strzec się poważnej konfrontacji z nimi". Konkluzja brzmi: “Nic bardziej nie rujnuje wolności obywatelskich, niż wzywanie ich imienia, gdy narusza się ich zasady".

O tym, że Bliski Wschód nie przeszedł europejskiego Oświecenia, przypomina Dov S. Zakheim, były podsekretarz w Departamencie Obrony: “Demokracja może torować sobie drogę w tym regionie, ale nie w sposób, w jaki wyobraża to sobie Zachód. Zbyt często zakłada się na Zachodzie, że jeśli umożliwi się wybory, wygra reformator". Że tak być nie musi, pokazały choćby wybory prezydenckie w Iranie. Zakheim proponuje osobliwy koncept “demokracji mieszanej": “Nie da się zastąpić tradycyjnych zasad. Ale rodzime idee można mieszać z ideałami demokratycznymi", a efektem byłaby demokracja hybrydowa: “Nie będzie mowy o równouprawnieniu kobiet i prawach mniejszości, ale jest większe prawdopodobieństwo, że przetrwa ona próbę czasu".

Osobne miejsce “National Interest" poświęca Chinom. Prof. David M. Lampton docieka, w którym momencie “słabe Chiny" - państwo rozwijające się i wrażliwe politycznie - zmieniło się w “Chiny silne": modernizujące się, konkurencyjne i coraz mocniejsze. Z kolei Robert S. Ross, zajmujący się sprawami bezpieczeństwa w Massachusetts Institute of Technology, pyta, czy Chiny zagrażają pozycji militarnej USA w regionie. “Sojusznicy USA w Azji nie zawsze podzielają naszą [tj. amerykańską] ocenę Chin - pisze prof. Chung Min Lee. - Nie powinniśmy im kazać wybierać między Waszyngtonem a Pekinem". Lee referuje punkt widzenia Tokio, Seulu, Delhi i Dżakarty - i stwierdza, że w gruncie rzeczy żadna z tych stolic nie ma zamiaru prowadzić polityki powstrzymywania Chin.

Wreszcie dostaje się od “National Interest" Unii Europejskiej. “Eurokonstytucja upadła, euroelity mogą zejść z obłoków na ziemię" - pisze Conrad Black. Jego zdaniem francuskie i belgijskie (a potencjalnie też brytyjskie) “nie" oznacza, że Europejczycy są bardziej zainteresowani wspólnym rynkiem i współpracą między krajami, niż zacieśnianiem wspólnoty. “Przebili oni eurobalon, który chciał całą Europę uwolnić od narodowej identyfikacji" - stwierdza Black, przypominając, że to USA były kiedyś głównym “sponsorem" powstawania UE, a dziś są “celem dla resentymentów euronacjonalistycznych federalistów, którzy zawsze chcieli być bardziej rywalami niż sojusznikami USA". Natomiast nowe kraje członkowskie są za zacieśnianiem integracji, gdyż “w swej historii nie miały wartościowych instytucji politycznych, a poza tym pali je ambicja, by być częścią Zachodu" i liczą na fundusze strukturalne. Ambicja powoduje zresztą też, że kraje te chcą być blisko USA i “mieć możliwie jak najmniej do czynienia z socjalistyczną ekonomią Francji czy Niemiec". Recepta Blacka dla Europy to podporządkowanie spraw europejskich interesom swego kraju (jak robi to Blair), a po drugie “zmienna geometria": jednoczesne chłodzenie zapałów krajów-euroentuzjastów (euro-cheerleaders) i mobilizowanie krajów eurosceptycznych. Po trzecie, Europa musi zmierzyć się z “problemem islamskim", a nadzieję w skanalizowaniu tego problemu Black widzi w stopniowym integrowaniu Turcji.

MK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2005