Świat kocha Betlejem, lecz nie wie, gdzie to jest

Betlejem to miasto, które zostało ocenzurowane. Wiem, że pojęcie cenzury odnosi się zwykle do języka, ale miasta również mogą zostać ocenzurowane.

01.12.2014

Czyta się kilka minut

Betlejem, okolice synagogi „Grób Racheli”, zbudowanej w miejscu dawnego meczetu. To miejsce częstych starć Palestyńczyków z Żydami, przyjeżdżającymi tu z całego Izraela na modlitwy. / Fot. Piotr Małecki / FORUM
Betlejem, okolice synagogi „Grób Racheli”, zbudowanej w miejscu dawnego meczetu. To miejsce częstych starć Palestyńczyków z Żydami, przyjeżdżającymi tu z całego Izraela na modlitwy. / Fot. Piotr Małecki / FORUM

W 2004 r. wyjechałam z Londynu, gdzie spędziłam ponad dwadzieścia lat, by zamieszkać ponownie w swoim rodzinnym domu w Betlejem. Miałam zostać tam przez rok i na taśmie filmowej dokumentować budowę muru, który według Izraela miał odseparować Izraelczyków od Palestyńczyków. Sądziłam, że Betlejem, ze swoją symboliczną nazwą i wyjątkowym statusem, otworzy mi drogę do zrozumienia jednego z najgłośniejszych konfliktów, który zatruwa nie tylko Bliski Wschód. Liczyłam też, że ta wiedza popchnie ludzi do działania, tak by moje miasto i jego kultura nie zostały strącone w otchłań zapomnienia jak wiele innych miast o historycznym znaczeniu, których nie ma już z nami.

Ocenzurowane miasto

Gdy zaczynałam kręcić swój dokument, nasza ekipa postanowiła na początek zlecić ogólnokrajowy sondaż w Stanach Zjednoczonych na temat percepcji Betlejem wśród Amerykanów. Wyniki były szokujące. Jak się okazało, zaledwie 15 procent Amerykanów zdaje sobie sprawę, iż biblijne Betlejem to palestyńskie miasto, a jeszcze mniej wie, że walczy ono o przetrwanie. Jak to możliwe? Jak kraj świętujący Boże Narodzenie jako dzień wolny od pracy może wiedzieć tak mało na temat miasteczka, które budzi tak wiele emocji i pojawia się w tak wielu pieśniach?!

Powiedziałam, że wyniki ankiety były szokujące, ale tak naprawdę nas nie zaskoczyły i – tak samo jak pozostałe osoby w mojej ekipie, które wychowały się w Betlejem – doskonale wiedziałam, skąd się wzięły. Betlejem to miasto, które zostało ocenzurowane. Wiem, że pojęcie cenzury odnosi się zwykle do języka, mówionego i pisanego, ale miasta również mogą zostać ocenzurowane.

O tym właśnie chciałabym tutaj opowiedzieć.

Dorastałam w Betlejem w dużej katolickiej rodzinie, gdy miasto było podzielone prawie po równo między muzułmanów i chrześcijan. Wyznawcy islamu czczą Jezusa jako proroka i pielgrzymki do bazyliki Narodzenia Pańskiego od zawsze są tradycją wśród palestyńskich muzułmanów. Tak więc, krótko mówiąc, spędziłam lata dorastania w różnorodnym społeczeństwie, gdzie – choć tak różni – dzieliliśmy wspólną duchową przestrzeń, a także tożsamość narodową. Wszyscy byliśmy Palestyńczykami.

Zakazane rzeczy

Betlejem nie zawsze było mgliste i odległe. Przeciwnie, w średniowieczu ludzie często wydawali oszczędności całego życia na pielgrzymkę do tego jednego z najświętszych miejsc na ziemi. Tutaj został koronowany na króla pierwszy przywódca krucjat – tak wielki był status tego małego, a jakże istotnego miasta. To, że urodził się w nim Jezus, było jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem. Przekleństwem ze względu na kolejne fale najeźdźców. Błogosławieństwem ze względu na „bogactwo”, „oświatę na znakomitym poziomie” oraz „wyjątkowo globalną perspektywę”. W dzieciństwie korzystałam z tych przywilejów, lecz dzisiaj zastanawiam się, czy aby nie należę do ostatniego pokolenia, które będzie pamiętało, jakie było Betlejem. Tak wiele się zmieniło w ciągu ostatnich 40 lat.

Większość betlejemczyków musiała żyć pod władzą takiego czy innego okupanta. Moje pokolenie dorastało pod okupacją izraelską. Każdy okupant miał określony styl i nieco odmienne ambicje. Osmanowie i Brytyjczycy dążyli do wzbogacenia się i przejęcia kontroli nad szlakami handlowymi. Izraelczycy postawili sobie za cel wyrugowanie nas wszystkich z Betlejem. Żeby to stało się możliwe – czy może w ramach tych właśnie dążeń – Betlejem musiało stać się znacznie bardziej odległe i nieznane.

Dorastałam w mieście zarządzanym bezpośrednio przez izraelską armię. Administracja wojskowa skupiała się wtedy na uniemożliwianiu mieszkańcom Betlejem – tak jak i wszystkich innych palestyńskich miast – organizowania struktur społecznych czy politycznych. Rzadko pozwalano nam otwierać drogi czy wznosić nowe budynki. Nie mogliśmy przemieszczać się między miastami. Zabraniano nam zakładania instytucji i lokalnych rad miejskich. Nie wolno nam było posiadać poważnych książek, to znaczy tych traktujących o historii, ekonomii lub polityce. Przestępstwo to było karane więzieniem, a wojsko regularnie przeprowadzało rajdy na całe dzielnice w poszukiwaniu winnych. Tak było w latach 70. W latach 80 nowym wyzwaniem dla okupanta stała się „komunikacja ze światem zewnętrznym”. I tak do listy zakazanych przedmiotów dopisano faksy.

Mówiąc wprost, izraelska okupacja sprowadzała się do tego, że byliśmy rządzeni przez wrogie obce mocarstwo, które za wszelką cenę chciało pozbawić nas prawa do samostanowienia. Odmawianie ludziom tego prawa oczywiście nie jest łatwym przedsięwzięciem. Wymaga ciągłego stosowania przemocy i przymusu, którymi przeniknięty był każdy aspekt naszego życia. Domaganie się prawa do edukacji było przestępstwem, przez które mój ojciec trafił do więzienia. Tata uparł się, że wybuduje Uniwersytet Betlejemski. Na tle grupy moich ówczesnych przyjaciół byłam dzieckiem szczęścia. Uniwersytet Betlejemski powstał pod patronatem Watykanu. W tym wypadku Watykan zadziałał bardzo szybko i zdecydowanie. Mój ojciec został w miarę szybko zwolniony z więzienia i mógł wrócić na łono rodziny.

Mur

Skrajne restrykcje i przemoc w ostatnich dekadach skłoniły rzesze betlejemczyków do opuszczenia miasta. Trzeba wspomnieć, że chrześcijanie wyjeżdżają szybciej niż pozostali. Są w lepszej pozycji do tego, by czerpać zyski z turystyki, głównego źródła dochodów miasta, i cieszą się większą zamożnością, stąd łatwiej im wierzyć, że uda im się za granicą. Cała moja rodzina mieszka teraz w Stanach. Ja wyjechałam zaraz po ukończeniu szkoły. Do 2004 r. sądziłam, że już tam nie wrócę.

Wszystko zmieniło się za sprawą kolejnego przedsięwzięcia Izraela – muru pomyślanego w taki sposób, żeby wkradał się daleko w głąb Betlejem, pozostawiając jego mieszkańcom zaledwie 13 procent pierwotnego obszaru. Wielu z nas było zdruzgotanych, a ja nie mogłam znieść poczucia bezradności, więc wzięłam kamerę i wyruszyłam z powrotem do rodzinnego miasta. Nic innego nie mogłam zrobić. Powtarzałam sobie: jeśli tylko uda się nam opowiedzieć, co dzieje się w Betlejem, społeczność międzynarodowa przekona się do działania, a to pomoże zrobić krok w kierunku pozytywnego rozwiązania. Nie przypuszczałam, że mój pomysł udokumentowania roku z życia Betlejem przerodzi się w dziesięcioletni projekt, który odmieni moje życie. Teraz, dekadę później, mój film niebawem wejdzie na ekrany kin w Wielkiej Brytanii. Ta podróż była dla mnie bardzo zniechęcająca. Mimowolnie byłam świadkiem niewyobrażalnych wstrząsów w Betlejem i musiałam robić, co w mojej mocy, przy bardzo skromnych środkach, by przekazać światu powagę sytuacji.

Obecnie mur jest gotowy w 70 procentach. Nie biegnie wcale wzdłuż granicy między Izraelem a Palestyną. Wcina się daleko w głąb palestyńskich miast, ciasno opasując rdzeń skupisk ludności. Innymi słowy – ogranicza przestrzeń życiową mieszkańców do obszarów o największej gęstości zaludnienia. Sytuacja Betlejem jest szczególnie zatrważająca. Mur już teraz zabrał większość terenów uprawnych oraz miejsc o znaczeniu historycznym i mocno wstrząsnął kruchą gospodarką turystyczną miasta. Wielu turystów, pomimo ciepła i serdeczności, z jakimi są tutaj przyjmowani, czuje się nieswojo na jego widok.

Gdy świat śpiewa kolędy...

Pomimo tego wszystkiego duch buntu w Betlejem nie gaśnie, aczkolwiek towarzyszy mu ogromna gorycz i skrajne zmęczenie. Turyści są nadal mile widziani, życie toczy się dalej. Co chwilę powstaje jakiś nowy bar z falafelami, hotel, nowa firma, organizuje się mnóstwo imprez. Betlejemczycy nie porzucili kultury beau monde, jednak ich styl życia coraz bardziej sprawia wrażenie niestosownego w tym nowym klimacie, a miasto spowija wyraźnie wyczuwalna aura rozgoryczenia.

Wiem, że gdy przygotowuję się do premiery swojego filmu, Betlejem szykuje się do swojej tradycyjnej bożonarodzeniowej parady. Przed Bożym Narodzeniem wszyscy wstrzymujemy oddech, bo wiemy, że gdy świat zaczyna śpiewać kolędy, zwraca oczy w stronę miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, kiedy dawno temu rozbłysła tam gwiazda, znak przesłania pokoju i dobrej woli dla całej ludzkości. To przesłanie rozbrzmiewa echem do dzisiaj.

Gdyby tylko odwiedzało to miasto więcej osób.


Przekład ANNA SAK


Autorka jest palestyńsko-brytyjską reżyserką. Karierę dokumentalistki zaczynała w telewizji Al-Jazeera jako producentka dokumentalnej serii „Encounter in Exile”. Współpracuje z ITN oraz NBC News. Jej pierwszy niezależny film dokumentalny „Jeremy Hardy vs. The Israeli Army” powstał w 2003 r. W grudniu tego roku w Anglii odbędzie się premiera jej najnowszego filmu „Open Bethlehem”, który Sansour realizowała od 2004 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2014