Świadek wiary radosnej

Mówią o nim: "Leon zawodowiec". Żartobliwie - i z uznaniem. Znam wielu takich, którzy wysłuchawszy opowieści o czyichś rozterkach, powiedzieliby: "Idź z tym do Leona".

28.12.2009

Czyta się kilka minut

Chociaż znany jest głównie dzięki programom telewizyjnym i głoszonym w całym kraju rekolekcjom, tak naprawdę jego "zawodowstwo" wychodzi dopiero w spotkaniu z konkretnym człowiekiem. Na czym polega fenomen ojca Leona? Myślę, że sprawą najważniejszą jest nałożenie się na siebie dwóch charyzmatów: mnicha i duszpasterza.

Mnich-cenobita "żyje w klasztorze i pełni służbę pod regułą i opatem". Charyzmat ten zakłada pewne wyłączenie się ze spraw tego świata. Mnich przede wszystkim szuka Boga - to jest jego jedynym celem. Wszystkie inne motywacje ustąpić muszą tej zasadniczej. "Jeśli jest się na co dzień we wspólnocie ludzi, którzy, mimo swoich niedoskonałości, wszyscy szukają tego samego - Boga, to człowieka w sposób naturalny pociąga to, co dobre. To rodzaj »choroby zawodowej«. Dobro sprawia mi tyle przyjemności, że zło już nie jest mnie w stanie niczym zainteresować" - tłumaczył przed laty w książce "Schody do nieba".

Duszpasterz także szuka Boga. Ale równocześnie "szuka tego, co było zginęło". Nie żyje poza murami, lecz między ludźmi i z ludźmi. Duszpasterz szuka drogi do człowieka, żeby opowiedzieć mu o Dobrej Nowinie, którą sam uznał za drogowskaz nadziei. Musi więc dobrze się w sprawach tego świata orientować. Inaczej będzie przemawiał do ścian, a nie do ludzi.

W o. Leonie oba te charyzmaty się spotkały. Były ku temu przyczyny obiektywne: zanim trafił do wspólnoty w Tyńcu, był przez kilka lat księdzem diecezji siedleckiej. Jako benedyktyn pracował z kolei w prowadzonej przez klasztor parafii. Nigdy, jak twierdzi, nie był z tego powodu rozdarty: lubi spotkania z ludźmi i lubi modlitwę w klasztornym chórze. Być może Pan Bóg sam nie bardzo wiedział, który charyzmat lepiej by ojcu Leonowi pasował, i na wszelki wypadek dał obydwa...

Pogodna osobowość o. Leona nieco zaskakuje, kiedy pozna się jego biografię. Okupację przeżył w rodzinnych Siedlcach, widział płonące miasto, likwidację getta, słup dymu nad Treblinką. W wojnie stracił ojca, który jako pracownik poczty działał w komórce AK przechwytującej donosy. Matka została sama z trójką dzieci. W najtrudniejszym dla Kościoła okresie Stefan (takie imię dostał na chrzcie, bo urodził się w dzień św. Szczepana) zdecydował się pójść do seminarium. Pod koniec studiów stwierdzono u niego początki gruźlicy; biskup udzielił mu wcześniejszych święceń i wysłał dla podratowania zdrowia na Podhale.

Rozmowa Artura Sporniaka z o. Knabitem .

W 1956 r. ks. Stefan został kapelanem Domu Diecezjalnego w Pewli Małej koło Żywca. Tam poznał wiele wybitnych postaci Kościoła, m.in. ks. Tadeusza Fedorowicza, Jerzego Turowicza i ks. Karola Wojtyłę. W lipcu 1958 roku wstąpił do nowicjatu tynieckiego. W książce "O radości" wspomina: "Gdy obudziłem się po pierwszej nocy spędzonej w Tyńcu i zrozumiałem, gdzie jestem, a na korytarzu nie było jeszcze żywego ducha, z całej siły... strzeliłem sobie na wiwat z dużej papierowej torby. I zaraz się wystraszyłem, że ktoś przyjdzie i mnie wyrzucą. Ale na szczęście nikt się nie pojawił. W ten sposób wyładowałem radość, która mnie przepełniała".

Dziś jest najbardziej rozpoznawalnym mnichem tynieckim, w pewnym sensie ambasadorem podkrakowskiego opactwa. Ostatnio przełożeni kazali mu trochę zwolnić, ale przez lata wygłaszał kilkadziesiąt serii rekolekcji rocznie, nie licząc spotkań autorskich i wykładów. Jest autorem kilkudziesięciu książek; na 80. urodziny ukazał się w Znaku obszerny "Modlitewnik Ojca Leona". Potrafi przyciągać i skupiać ludzi w różnym wieku i reprezentujących rozmaite środowiska. Lubi też prowokować: w Telewizji Trwam broni "Tygodnika Powszechnego", z redaktorami "Tygodnika" spiera się o Radio Maryja. Od pewnego czasu w "Gościu Niedzielnym" prowadzi rubrykę "Sądy kapturowe" - choć słowo "sąd" jakoś mi do niego nie pasuje.

Dla mnie pozostaje świadkiem wiary radosnej, otwartej, pociągającej. "Dość często spotykam się z niechęcią do księży" - wyznał mi kiedyś. "Więc jeżeli jako duchowny budzę pozytywne skojarzenia, to dzięki Ci, Panie Boże! To jest moja metoda »walki« z antyklerykalizmem".

Rozmowa Artura Sporniaka z o. Knabitem .

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2010