Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwsze mogło być aktem rozczarowania i rozpaczy albo próbą wywarcia psychicznego nacisku na kobietę, która pomimo zaleceń ze strony lekarzy, nie chciała się zgodzić na konieczny zabieg. Drugie brzmi jak nakłanianie do zabójstwa nowo narodzonego dziecka. To dlatego sprawa księdza Wieńczysława trafiła do Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Na razie nikomu nie przedstawiono żadnych zarzutów. Ksiądz Wieńczysław został zawieszony w sprawowaniu funkcji proboszcza, ale nie kapłana, i jak zapewnia rzecznik częstochowskiej kurii, ks. Andrzej Kuliberda, trwa postępowanie kanoniczne w jego sprawie.
Nie bardzo jednak rozumiem, co ma na myśli rzecznik częstochowskiej kurii, gdy mówi, że proboszczowi z Janik mogło chodzić o to, czyje życie w pierwszej kolejności ratować - matki czy dziecka. I może - jak sugeruje ks. Kuliberda - wskazał on matkę i dlatego doszło do jakiegoś nieporozumienia. Skoro ks. Wieńczysław zaprzecza, że jest ojcem dziecka, to kto mu dał prawo do wyrokowania czyje życie trzeba chronić? A nawet jeśli z pobudek osobistych bardziej zależało mu na matce a nie dziecku, to trudno za "niekonwencjonalny sposób pomocy" uznać nakłanianie lekarzy do zabójstwa noworodka.
Słusznie, że "Kościół w swej mądrości wstrzymuje się od szybkich sądów", ale przy tej okazji warto przypomnieć, że odrzuca również tzw. proporcjonalizm (według którego dla ratowania większego dobra można wybrać mniejsze zło). Rzecznik kurii częstochowskiej o tym zapomniał tłumacząc zachowanie proboszcza z Janik według ścisłych norm etyki proporcjonalizmu. Kościół naucza, o czym przypomniał ostatnio Benedykt XVI, że nie jest to katolicki sposób rozwiązywania dylematów moralnych. W taki sposób nie można tłumaczyć tego, co się stało w częstochowskim szpitalu.