Śmierć i co potem...

Małgorzata Szumowska, reżyserka: Poznałam medium z Brazylii. Facet opowiadał, jak to jest, gdy widzi zmarłych. Po dwóch godzinach rozmowy byłam skłonna we wszystko uwierzyć.

09.03.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Jacek Poremba
/ Fot. Jacek Poremba

KATARZYNA KUBISIOWSKA: Wierzysz w życie po śmierci?
 

MAŁGORZATA SZUMOWSKA: W duszę wierzę. Może po śmierci coś się dzieje, ale pewności nie mam.
Kiedyś miałaś?
Gdy zaczęłam samodzielnie czytać książki. Wydawało mi się, że do światów, które w nich poznaję, trafia się po śmierci. To były moje małe wiary. Uważałam nawet, że to jest fajne: można sobie umrzeć i człowiek znajdzie się tam, gdzie kiedyś o tym czytał. Uwielbiałam ,,Opowieści z Narnii”, „Braci Lwie Serce”, „Hobbita”. Nawet Dziki Zachód z „Winnetou” w ponurym PRL-u wydawał mi się światem możliwym tylko po śmierci.
 

Długo wierzyłaś w te światy?
To wstyd, ale jeszcze po dwudziestce. A moja mama wierzyła, że po swojej śmierci zamieszka w nowym domu z wielką biblioteką.
 

Naprawdę w to wierzyła?
I jeszcze, że spotka w tym domu całą rodzinę oraz wszystkie psy, które zdechły. Mama je kochała, ale nie miała do nich ręki, szybko odchodziły. Taką miała wizję raju, choć konsekwentnie deklarowała się jako agnostyczka.
 

A ojciec?
Najpierw był ateistą, potem gorliwym katolikiem, pod koniec życia z powrotem nabrał wątpliwości. Ale zawsze wierzył w jakąś energię.
 

Gdy miałaś 13 lat, przyjęłaś chrzest.
To się stało pod wpływem gorliwej wiary ojca. Dziś to dla mnie odległy etap, nie mam do niego stosunku emocjonalnego, trudno mi nawet o tym wszystkim mówić. Pamiętam, że chodziłam na spotkania kręgów katolickich. Przeżyłam to jako doświadczenie negatywne: ludzie rozdający dobroć sobie i światu, zajmujący się niepełnosprawnymi, w czasie modlitwy trzymający się za ręce, ale to wszystko było podszyte jakąś agresją i niespełnieniem.
 

Twoi rodzice zmarli w 2004 r. Tym dwóm nagłym śmierciom usiłowałaś nadawać metafizyczny sens?
Jedenaście lat minęło od śmierci rodziców – uwierzyłabyś, jak to szybko zleciało? Mama umarła w cztery miesiące od rozpoznania. To się działo zbyt szybko, by móc zorientować się, w czym rzecz. Tata odszedł zaraz po niej, na atak serca.
Niedawno przeżyłam nagłą śmierć niani, która opiekowała się moim synem od maleńkości. Czyli spędziła z nim całe jego życie. Zmarła nagle: nie doczekała przeszczepu wątroby.
Ale paradoksalnie, to obcowanie z chorobą odbieram na plus. Gdy patrzę na moich znajomych i przyjaciół, to widzę, że oni są zupełnie niedoświadczeni w sprawach ostatecznych. Każdy z nich, nawet ci ode mnie starsi, ma rodziców.
 

Wybrańcy losu.
Większość osób z mojego środowiska funkcjonuje dość komfortowo, żyją pasjami, realizują je, to ta część społeczeństwa, której się w życiu udaje. Nie doświadczyli dramatycznych sytuacji, więc nie mają wyobrażenia, co się dzieje, gdy niespodziewanie kogoś się utraci. W pewnym sensie jestem zadowolona, że to, co przed nimi, ja już mam za sobą.
 

Czujesz obecność rodziców?
Czuję. A może sobie ją wymyślam, żeby nie zwariować? Staram się na co dzień tego nie roztrząsać. Wersja, że nikt nade mną nie czuwa, też jest prawdopodobna.
 

A jeśli przyjmiemy wersję pierwszą, że rodzice czuwają, to jak tego doświadczasz?
W moich pasjach. Ojciec kochał filmy, był świetnym dokumentalistą. Andrzej Wajda konsultował z nim scenariusz „Człowieka z marmuru”, w pierwszym pomyśle główną bohaterką nie miała być Agnieszka grana przez Jandę, tylko mężczyzna, dokumentalista wzorowany na postaci taty.
Ojca zawsze ciągnęło do fabuły; uwielbiał oglądać filmy Tarkowskiego, Kurosawy, Bergmana. Wojtka, mojego brata, wypchnął na reżyserię, próbował w ten sposób realizować własną niespełnioną pasję. Dziś widzę, że to ja realizuję fabularną drogę ojca; Wojtek skupił się na dokumencie.
 

Mama, Dorota Terakowska, była pisarką. Ojciec, Maciej Szumowski, w karnawale Solidarności był redaktorem naczelnym świetnej wówczas „Gazety Krakowskiej”. Zapamiętałam go jako człowieka skupionego i introwertycznego.
Paradoksalnie, mama przy swoim ekstrawertycznym charakterze niechętnie o sobie opowiadała, a ojciec przed bliskimi potrafił się otworzyć.
Mama lubiła życie, ojciec był na nie trochę obrażony. Matka celebrowała dobre jedzenie, kawę, wino. Tylko późno do niej przyszła możliwość delektowania się tym wszystkim. Dopiero koło 2000 r. W wolnej Polsce przecież z dnia na dzień nic się nie zmieniło. Mama brała z życia to, co najlepsze. To mam po niej.Rodzice stanowili świetną parę. Energia tej dwójki pozostała i w takim sensie czuję ich obecność.
 

Z cierpieniem po stracie bliskich długo musiałaś się oswajać?
Sama nie wiem, jak sobie radziłam i radzę. Mam wrażenie, że zaciskam szczęki i ciągnę do przodu. A ludzie najczęściej sobie w takich sytuacjach nie radzą, więc idą na terapię.
 

Twój najnowszy film „Body/Ciało” rozumiem jako opowieść o próbach oswajania takiego cierpienia. Bohaterką jest terapeutka, której umiera dziecko, a ona z nim nadal utrzymuje kontakt w zaświatach. I ta możliwość staje się źródłem jej życiowej energii.
Ewa Woydyłło po obejrzeniu „Ciała” powiedziała, że z perspektywy terapeutycznej moja bohaterka świetnie oswoiła cierpienie. A myśmy z całą ekipą filmową sądzili, że ona śmierć dziecka wyparła i wymyśliła sobie zastępczą historię o relacji z duchami. Coraz więcej widzów jej postawę odczytuje jako pozytywną. Więc z naszej intencji, że ona zwariowała, wyszło coś dobrego.


W Brazylii spirytyzm jest powszechnąpraktyką, także w szpitalach. Kontakt z duchami pozwala uśmierzyć ból nie tylko fizyczny.
W trakcie przygotowań do „Ciała” poznałam medium z Brazylii. Facet przyszedł na spotkanie wypachniony i ubrany w super elegancką marynareczkę, szykowne buciki, na ręce miał ekskluzywny zegareczek. Bez egzaltacji opowiadał nam o tym, jak to jest, gdy widzi zmarłych, i jak wchodzi w stany, by stało się to możliwe. Po dwóch godzinach rozmowy byliśmy skłonni mu we wszystko uwierzyć. Zaś juror tegorocznego Festiwalu w Berlinie, koreański reżyser Bong Joon-ho, mówił do nas z całkowitą powagą, że jego żona widuje zmarłych, rozmawia z nimi, a nawet mu opowiada, jak byli ubrani. Najpierw myślałam, że sobie żartuje, a potem zorientowałam się, że to wszystko na serio.


Czy na serio w „Ciele” jest też scena z wisielcem cudownie ocalonym?
Tę historię opowiedziała nam prokurator Monika Całkiewicz. Rzadko się zdarza, ale to możliwe: szyję pijanego człowieka opatula golf i szalik, pętla zaciska się, na chwilę odchodzi życie, a po odcięciu sznura, gdy ciało spada i uderza o ziemię, krążenie wraca. Historię z noworodkiem w toalecie publicznej też znamy od pani prokurator. A teraz słyszę, że dla widzów to dziecko jest Madzią. Nie mam nic przeciwko, choć Madzia w czasie realizacji nam do głowy nie przyszła.


Co Cię jeszcze zaskakuje w reakcjach widzów?
Mnie samą mnóstwo rzeczy zaskoczyło w trakcie dokumentowania „Ciała”. Miałam pomysł i okazywał się kompletną bzdurą.
Zwykle najpierw robię research w internecie. Potem z Michałem Englertem jedziemy w wybrane miejsca i weryfikujemy nasze wyobrażenia. W seansie spirytystycznym nie udało nam się wziąć udziału, ale Konrad Jerzak, prezes Polskiego Towarzystwa Studiów Spirytystycznych, opowiedział nam o tym, jak on wygląda, Januszowi Gajosowi kolega z zagranicy pokazał nagranie takiego seansu – ono się jednak nie zachowało, kasweta została zniszczona.


Czyli Twój wyjściowy pomysł na film w czasie pracy ulega wielu modyfikacjom.
Pracuję dynamicznie, sama nie wiem, jaki będzie końcowy efekt. Haneke siada przy biurku i wymyśla film od A do Z; w głowie ma poukładaną całość, włącznie z kadrami. Potem robi próby z aktorami i egzekwuje od nich to, czego chce, nic od siebie nie mogą mu zaproponować. Ta sama sytuacja dotyczy operatora, który ma kręcić ściśle według wskazówek Hanekego. Ja nie mam takiej wyobraźni, wiecznie coś zmieniam, najwięcej na planie, kiedy już jest ustawiona kamera i światło, wtedy dopiero widzę, czy to jest autentyczne.


Są w „Ciele” sceny, które były pomysłem aktorów?
Tej, gdzie prokurator grany przez Gajosa usiłuje wydobyć z siebie głos, nie było w scenariuszu. Janusz miał też wpływ na inną scenę z filmu, w której dziewczyny-anorektyczki są terapeutyzowane krzykiem. Powiedział, że on też by chciał pokrzyczeć.


Gajos dobrze to wymyślił: widzowie dostali sygnał, że prokurator jest człowiekiem pełnym zahamowań. A Ty masz problemy z wyrażaniem emocji?


No właśnie nie mam, zero blokad. Sama się zastanawiam, jak to możliwe. Wiesz, ja mam cechy nietypowe dla kobiety, potrafię wyrazić agresję: uderzyć, rzucić przedmiotem. Jak ludzie szykują się do bitki, to ja w sekundę już tam jestem i... się wtrącam. Kobiety często mają krzyk stłumiony kulturowo, trenują, by go z siebie wydobyć, ale to nie mój przypadek. Moja 2,5-letnia córka często krzyczy albo wali w coś pięściami. Ważne, że nie robi tego na smutno. Pozwalam jej na to.
Hm…


No, trochę się wstydzę, jak tak wrzeszczy. Dlatego więcej siedzę z nią w domu, a na spacery chodzimy tam, gdzie mało ludzi.
Zachwyca mnie jednocześnie siła filmowej Anny. Sama nie mogłabym zaprzyjaźnić się z kobietą, która ma problem typowo kobiecy. Jaki? Jest inteligentna, ma zawodowe osiągnięcia, realizuje pasje, zarabia pieniądze, ale przy tym wszystkim szczebiocze i uważa, że trzeba się ubierać tak, by się podobać mężczyznom.


Cały czas nie daje mi spokoju myśl, że tak radykalnie odcinasz się od korzeni krakowskich.
To jest moje stare, dobre życie zamknięte wraz ze śmiercią rodziców. Dziś Kraków kojarzy mi się z turystami, pubami, dyskotekami, a nad tym wszystkim unosi się smog. Mam wrażenie, że czas się tu zatrzymał – ci sami ludzie siedzą w tych samych miejscach co 10 lat temu. Kraków jest depresyjny.


To naprawdę tylko jedno z oblicz Krakowa.
Z nikim z elit krakowskich, w których rodzice się obracali, nie mam żadnej relacji. Po ich śmierci nikt nigdy się do mnie nie odezwał. Może oni naszej rodziny nie lubili?


A Warszawa?
Uwielbiam ją: czyste powietrze, szerokie ulice, po których hula wiatr, mnóstwo galerii, klubów przypominających berlińskie miejsca. Z jakiegokolwiek miejsca na świecie wracam – z Nowego Jorku czy z Tel Awiwu – podobną energię mogę znaleźć w Warszawie. To jest miasto młodzieży. Ale nie takiej jak w Krakowie, żyjącej od juwenaliów do juwenaliów, która sączy piwo rozcieńczone wódą, upijając się w trupa.


O ludziach z Warszawy powiesz coś więcej?
Wszyscy, z którymi się przyjaźnię, są napływowi. Przyjechali z mniejszych i większych miejscowości mniej więcej piętnaście lat temu. Osiedli, zasymilowali się, dziś tworzą charakter miasta. Rdzennych warszawiaków znam zaledwie kilku, mówi się o nich „stara Warszawa”. Wolę przyjezdnych. A moja córka jest pierwszą rodowitą warszawianką w naszej rodzinie. ©

MAŁGORZATA SZUMOWSKA (ur. 1973) jest reżyserką, scenarzystką, dokumentalistką. Nakręciła sześć pełnometrażowych filmów fabularnych: „Szczęśliwy człowiek” (2000), „Ono” (2004), „33 sceny z życia” (2008), „Sponsoring” (2011), „W imię…” (2013) i „Body/Ciało” (2015). Za ten ostatni została nagrodzona Srebrnym Niedźwiedziem na Festiwalu Filmowym w Berlinie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2015