Śmiech po mojej stronie

Myślę, że składał się przede wszystkim ze strachu. Ze strachu przed brutalnością, samotnością i nudą.

03.05.2007

Czyta się kilka minut

Piotr Skrzynecki. Fot.G.Kozakiewicz /
Piotr Skrzynecki. Fot.G.Kozakiewicz /

Tak, pamiętam taki jeden wspaniały sen. Otóż stała się ze mną cudowna rzecz. Porwany byłem do siódmego nieba. Tam ujrzałem zebranych wszystkich bogów i ze specjalnej łaski dozwolono mi wypowiedzieć życzenie. "Czy chcesz - zapytał Merkury - posiąść wieczną młodość czy piękność, czy moc, czy chcesz żyć długo, czy pragniesz najpiękniejszej dziewczyny, czy jakiegoś innego pysznego daru z tych wielu, które mamy w naszym kramie? Wybierz, ale tylko jedną rzecz". Z początku mnie to zaskoczyło, ale potem zwróciłem się do bogów tymi słowami, no mniej więcej: "Moi najwyżsi współcześni, wybieram tylko to jedno, abym zawsze mógł mieć śmiech po mojej stronie". Ani jeden z bogów nie odpowiedział na to, przeciwnie, wszyscy bogowie zaczęli się po prostu śmiać. Z tego wywnioskowałem, że moje życzenie zostało spełnione. I pomyślałem, że bogowie potrafią wyrażać się z wielkim smakiem i że byłoby bardzo nietaktownie odpowiedzieć mi poważnie: "Już ci przyznaliśmy ten przywilej".

Pan Piotr uwielbiał cytować. Mówił kiedyś, że przed każdą proszoną kolacją czyta dowolny fragment Seneki, Platona, Montaigne’a i uczy się na pamięć. "Nie ma takiej rozmowy w eleganckim towarzystwie, żeby prędzej czy później nie pojawił się stosowny wątek i wtedy można zabłysnąć" - ironizował, wiedząc, że i tak nie damy się nabrać. Miał głowę pełną literatury i inteligencję, która pozwalała mu bezbłędnie z tej wiedzy korzystać. Kiedyś w wywiadzie radiowym, odpowiadając na uzgodnione wcześniej pytania, posłużył się wyłącznie cytatami z Kierkegaarda. Zachwyceni słuchacze gratulowali audycji, jednak nikt nie zorientował się, że słuchał duńskiego filozofa. Znowu śmiech był po stronie Piotra.

Dziś, kiedy mija dziesięć lat od jego śmierci, ikona siwobrodego dziadzia w kapeluszu i pelerynie, z magicznym dzwoneczkiem, roniącego srebrną łzę na widok księżyca, staje się coraz bardziej pretensjonalna. Tak jak rzeźba-pomnik przed kawiarnią "Vis a vis"; kiedy idę Rynkiem, dajmy na to w grudniu, zawsze mam wrażenie, że musi mu być strasznie zimno. Oczywiście - ktoś się postarał w najlepszej wierze i teraz można się zawsze sfotografować "z Piotrkiem". Ale Piotr-pomnik zawsze kłócił się w mojej głowie z tym Panem, jakiego spotykałem, bliżej i dalej, w swoim życiu. Demonicznie inteligentnym, ironicznym i złośliwym, jednocześnie czułym i uważnym, a przede wszystkim nieśmiałym. Można oczywiście do znudzenia powtarzać, że każdy ma takiego Piotra, na jakiego sobie zasłużył, i że każdy ma swoją opowieść o nim, i że każdy widział go inaczej, że tak naprawdę nie znał go nikt... Myślę - na własną odpowiedzialność - że pan Piotr składał się przede wszystkim ze strachu. A był to strach przed brutalnością, samotnością i nudą.

Dlaczego mam setki przyjaciół? Bo nie zawracam im głowy swoją osobą i swoimi kłopotami. Przyjaciół mam po to, żeby rozmawiać o niebolesnych sprawach. O bolesnych rozmawiam tylko z Panem Bogiem. Wśród spraw ostatecznych nie ma ani jednej, w rozwiązaniu której może pomóc drugi człowiek. Trzeba szybko zrozumieć, że wszyscy jesteśmy samotnikami.

Pamiętam, jak któregoś razu pan Piotr pojawił się w kawiarni mocno przestraszony. Przestraszonego Piotra widziałem już wcześniej parokrotnie, w sytuacjach raczej groteskowych - kiedy policja wyrzucała nas z hotelu Super przy placu Gambetta w Paryżu (ktoś z zespołu zjadł sztuczne kwiaty, ktoś tam waletował) czy w restauracji Spaghetti przy Szczepańskiej w Krakowie (dziś piękny Hotel Stary) podczas brawurowej potyczki środowisk walutowych; wtedy pan Piotr wciągnął mnie jednym ruchem pod stół, by krzesła mogły trafiać we właściwe głowy. Tym razem był przestraszony, że tak powiem, intelektualnie. "Wyobraź sobie: idę Szewską, a z naprzeciwka, o lasce, Daniel Mróz". Wielki rysownik był już wówczas nadwerężony zdrowotnie, widywaliśmy go często, jak wolnym krokiem przemierzał Planty. "Idzie drugą stroną, więc go z daleka pozdrawiam. Ale on skręca w moją stronę i zaczyna się rozmowa. Ciekawa - jak to z Mrozem. Wygląda na zmęczonego. Już się żegnamy, a on nagle: »Chciałbym tu panu teraz umrzeć. Ale by pan miał kłopot«. Więc uciekłem, gdzie pieprz rośnie. Jak ON mógł MNIE umrzeć?".

Nie wiem, czemu zapamiętałem tę historyjkę jako autentyczną przygodę pana Piotra. Co do wielu opowiadanych przez niego anegdot nie mam złudzeń, że były protezą wielkiej powieści, jaką mógł był stworzyć Piotr Skrzynecki-pisarz, gdyby nie powstał w Krakowie pewien kabaret. I kiedy dziś przypomniałem sobie ten epizod, pomyślałem: KOMU właściwie umarł Piotr Skrzynecki? Przecież nie tzw. "publiczności", nie bądźmy naiwni. "Publiczność" to jedno ze słów na "p", podobnie jak "popularność", o których pan Piotr raczej nie pamiętał.

Nienawidzę sztampy i nudy. Proszę się nie dziwić, ale wszyscy ludzie są nudni. Słowo "nudny" może zarówno oznaczać człowieka, który nudzi innych, jak też człowieka, który nudzi sam siebie. Ci, którzy nudzą innych, to plebs, to tłum, nieskończone zbiorowisko ludzkie w ogóle. Ci, którzy nudzą samych siebie, to wybrani. Wydaje mi się, co jest godne uwagi, że ci, którzy nudzą samych siebie - bawią innych.

Otwieram "Księgę cytatów" Hertza i Kopalińskiego - książkę, której bezwstydnie nigdy nie oddałem panu Piotrowi - i wypada z niej liścik-zakładka (prośba o wpuszczenie kogoś na kabaret w październiku 1984); patrzę - strona 457, Słowacki. Cytat podkreślony ołówkiem: "Na twoim czole z przerażeniem czytam/ostatni stopień wszystkich nieszczęść - nudę". Ucieczka Piotra Skrzyneckiego przed Nudą to cała historia Piwnicy. W swoich dwu świetnych książkach - "Piotr" i "Piwnica pod Baranami" - Joanna Olczak-Ronikier wyczerpująco opisuje tę ucieczkę, można by rzec: grupową. Trzeba przyznać, miał z kim pan Piotr uciekać.

Piwnica powstała chyba w potrzebie działania niecodziennego, jaka tkwi w ludziach, a którego to działania zwykle nie ma. Wszyscy chcą jakiejś oryginalności, wolności tworzenia. To proste. Ludzka cecha: chęć odreagowania rzeczywistości, która jest ponura. Dlatego często mówię, a właściwie cytuję: "jak się sami nie zabawimy, to nikt nas nie zabawi". Do kabaretu jedni przychodzili, inni odchodzili, to dobrze, że to się zmieniało, jak życie. Sam nie odszedłem, bo takie życie mi się spodobało. To zarówno świadomy wybór, jak i konieczność. W każdym razie wiem jedno, że cudownie naśmiałem się i zawsze miałem poczucie niezależności.

W dziesiątą rocznicę śmierci Piotra każdy, komu poświęcił choć odrobinę uwagi, ma swoją elegię. Przypuszczam, że większość - jak ja - zadaje sobie pytanie: czy byłby ze mnie zadowolony? Czy jego obecność, tak szczodrze rozdawana i tak wesoło trwoniona, w jakikolwiek sposób zachowała się jako nasz własny kapitał? Czy nie przynosimy mu wstydu?

Nietrudno dziś posypywać pana Piotra cukrem pudrem. Warto jednak przypomnieć, że bywał cierpki i wymagający wobec osób, które miał za utalentowane. Nie publikował wierszy, nie nagrywał płyt, nie zostawił artystycznego testamentu. Ale nadzwyczajna umiejętność drażnienia cudzych ambicji, szydzenia ze słabości wtedy, gdy mogło to przynieść efekt, zmobilizowała wielu do pracy. I to chyba tym właśnie, teoretycznie zdolnym, a nie mającym swojej gwiazdy planetom umarł pan Piotr.

Podoba mi się mój sposób życia, dlatego je prowadzę. Są ludzie, których martwi fakt urodzenia. Ja do nich nie należę. Jestem dla siebie łagodny, nie przeklinam swojego losu, czy to złego, czy dobrego. Taki pomysł na życie jak mój to duże ryzyko, ale warto było spróbować. Moje życie to było piękne życie... Tak, tak, to JEST piękne życie.

Współpraca: Marek Pacuła

Wszystkie cytaty (kursywą) pochodzą z wypowiedzi radiowych i prasowych Piotra Skrzyneckiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2007