Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dzisiaj ścięto rosnący niedaleko mojego bloku wspaniały dąb. Nie wiem, ile mógł mieć lat, ale miał wspaniałą rozłożystą koronę i pień o obwodzie co najmniej dwóch metrów. Nie trzeba mówić, że cieszył nie tylko ludzkie oko, ale również okoliczną faunę. Pień był tak gruby, że traktor nie był w stanie przeciągnąć go z miejsca ścinki na pobliską działkę. Panowie z piłami zapytani, dlaczego ścięli tak wspaniałe drzewo, odpowiedzieli tylko: „sługa robi, co pan każe”. Nie chcieli powiedzieć, co to za „pan” im kazał, wiedzieli natomiast, że na działce, z której właśnie ściągali resztki kilkudziesięcioletniego drzewa, będzie blok mieszkalny.
Za powstanie prawa, które na to pozwoliło, można winić ministra środowiska, można winić posłów, którzy bezmyślnie podnoszą rękę, gdy im „pan” każe, ale myślę, że rzeczywistość jest niestety bardziej skomplikowana. Za tę rzeź ponosi odpowiedzialność całe społeczeństwo. To, co się wydarzy, gdy nowa ustawa wejdzie w życie, można było przewidzieć, patrząc na zaśmiecone lasy, na dym z palonych śmieci, na regularnie zatruwane nieczystościami strumienie albo na Zakrzówek, gdzie w lecie mieszkańcy Krakowa odpoczywają wśród stert śmieci.
Może nadszedł czas, żeby Kościół, zamiast przepraszać Boga za obrazoburcze przedstawienia w teatrze, ogłosił pokutę za prawdziwe bluźnierstwo: niszczenie daru Bożego, jakim jest przyroda – w imię świętego prawa własności?