Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pojawienie się Franciszka w zakładzie optycznym w środku Rzymu – bez ochrony, tylko z kierowcą, by wymienić szkła w okularach – wywołało sensację.
Droga, którą wskazuje Franciszek: wmieszać się w tłum, być blisko ludzi. Mam to szczęście jako ksiądz, że mam stałe godziny pracy i codziennie muszę przed 8.15 zeskanować odciski palców w zakładowym czytniku. Odległość z domu na uczelnię to około 1,5 km i drogę tę normalnie pokonuję pieszo. Prawie codziennie mijam jadącego na rowerze biskupa. Zdąża do kurii na 8.00 i tak się składa, że mieszka niedaleko mojej uczelni, a kuria znajduje się w pobliżu mojego klasztoru.
Wczoraj (4 września) w godzinach popołudniowych do klasztornych drzwi zapukał inny biskup, już emerytowany. Był na spacerze, przechodził obok i – jak powiedział – naszła go ochota, aby napić się kawy. Jeszcze innego spotkałem czekającego na przystanku w drodze z La Paz do Cochabamby.
Czy można się dziwić, że wyszedłszy z takiego środowiska, papieżowi trudno wysiedzieć w murach Watykanu i wykorzystuje każdą okazję, aby wyskoczyć na miasto? Choćby nawet po to, aby zmienić szkła w okularach u optyka. ©
Autor jest wykładowcą na katolickim uniwersytecie w Cochabamba w Boliwii.