Skład ludzi niepotrzebnych

Rozmowa Michała Kuźmińskiego z Pawłem Moczydłowskim.

08.04.2008

Czyta się kilka minut

Michał Kuźmiński: Dlaczego umarł Claudiu Crulic?

Paweł Moczydłowski: Kiedyś wybitny włoski kryminolog opowiedział mi anegdotę o ojcu, który miał dwóch synów: domatora i chuligana. Ludzie skarżyli się na chuligana i żądali od ojca reakcji, więc ten bił syna, którego miał pod ręką, czyli... domatora. Tak jest ze społeczną agresją wobec więźniów: przecież oni są już złapani i płacą za swoje winy, a nam chodzi o tych, którzy są jeszcze na wolności i mogą być groźni. Następuje przeniesienie.

Druga kwestia: spadek poczucia bezpieczeństwa został skonsumowany politycznie. Politycy podbijali społeczeństwu bębenek i w efekcie przestępca został uznany za wroga społecznego; kogoś, wobec kogo rewanż powinien być zwolniony z kontroli prawnej i moralnej. Powstał klimat, w którym uważa się życie przestępcy za mniej ważne, a ochrona prawna i moralna ma nie przysługiwać tym, którzy normy prawne i moralne złamali.

Kolejna okoliczność polega na tym, że wskutek wzrostu represyjności liczba więźniów wzrosła ponad miarę, którą może pomieścić więziennictwo, zarówno w sensie przestrzennym, jak i ludzkim - czyli liczby strażników. Czym to skutkuje? Ongiś gubernator Sycylii uznał, że ta piaszczysta i nieatrakcyjna wyspa zasługuje tylko na to, by koncentrować się na zbieraniu danin i urządzaniu balów. Między ludźmi dochodziło do przestępstw, tym się jednak władza nie zajmowała. Gdy zgwałcono młodą dziewczynę, półsierotę, ta poszła w rozpaczy do najbogatszego chłopa we wsi. Ten walnął pięścią w stół, wezwał kilku synów i następnego ranka gwałciciele wisieli na gałęzi. Ludzie powiedzieli: wreszcie jakaś sprawiedliwość, i wszyscy zaczęli chodzić po pomoc do tego chłopa. Tak się składa, że nazywał się Corleone. Jeśli legalna władza nie zajmuje się tym, od czego jest, ktoś na pewno ją zastąpi.

Jak to się przekłada na więziennictwo?

Jeśli jestem wychowawcą i opiekuję się pięcioma więźniami, mogę każdego obserwować. Jeśli jest ich pięćdziesięciu czy pięciuset, moja zdolność monitorowania spada do zera, liczba konfliktów między nimi rośnie zaś w postępie geometrycznym. Ktoś się tymi konfliktami zajmie - powstanie drugie prawo, drugie morale, druga władza.

Efekt jest straszny: karzemy więzieniem ludzi za łamanie prawa po to, by w więzieniu poddać ich drastycznemu treningowi łamania prawa. Funkcjonariusze tracą kontrolę nad tym, co się dzieje, przestają przestrzegać procedur - jeśli więzień chce głodować, proszę bardzo, my nie mamy czasu - i znajdują usprawiedliwienie w klimacie społecznym.

"Dziennik" pisze, że przypadek Crulica może być jednym z wielu, bo w więzieniach lekceważy się głodówki.

Ależ oczywiście że jednym z wielu! W zamojskim więzieniu zmarł więzień alkoholik: wpadł w delirium, zaczął tłuc głową w ścianę i się zabił. Chyba zacznę chwalić socjalizm, bo wtedy naczelnik nosił przy sobie "małpkę" i mógł w takiej sytuacji dać więźniowi trochę alkoholu. A w zamojskim przypadku prokuratora wszczęła postępowanie i postawiła zarzut... lekarzowi pogotowia, za to, że był opieszały. Przecież można było działać w samym więzieniu.

Chociaż takie wsparcie "małpką" nie byłoby pewnie zgodne z procedurami. Czy procedury się lekceważy, czy traktuje biurokratycznie, bezdusznie?

Dysponentem aresztanta - nie więźnia - są prokuratura i sąd. W tym przypadku więziennictwo pełni jedynie funkcje hotelarskie. Zatem gdy na ulicy leży człowiek, można sobie powiedzieć: "To sprawa pogotowia", albo spróbować pomóc samemu. Podobnie tutaj: człowiek mówi sobie, że to nie jego sprawa, bo on i tak ma dużo roboty.

W przypadku Crulica miał miejsce tzw. efekt deblowy: w grze podwójnej, gdy piłka leci pośrodku, ja myślę, że odbierze partner, a partner - że ja.

Rafał Lisak, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie, powiedział o Crulicu: "Zagłodził się na własne życzenie" oraz "Umarł jako człowiek wolny" (bo w stanie terminalnym zawieziono go do szpitala). Słowem: nie ma sprawy?

Pamiętam, jak na obradach Sejmowej Komisji Praw Człowieka pewien dyrektor departamentu krzyczał, że nie powinniśmy leczyć więźniów z chorób, które złapali przed więzieniem. Pół biedy, że myśli tak ogół społeczeństwa, ale takie poglądy wśród prawników po prostu przerażają. Tym bardziej że tendencja do ślepoty moralnej udziela się policjantom i strażnikom. Zdycha? To napiszemy pismo do sądu, niech on się zajmuje aresztantem. A w sądzie pewnie rozpatrują wniosek ostatniego możliwego dnia. Niby każdy widzi, że człowiek umiera, ale przecież każdy postępuje zgodnie z prawem.

Dodajmy jeszcze, że Crulic nie został skazany. Był aresztowany, a postępowanie dopiero się toczyło.

U nas kompromituje społecznie samo aresztowanie: "Widocznie coś tam było"... A przecież w areszcie obowiązuje domniemanie niewinności. Chodzi tylko o zabezpieczenie przed matactwami czy ucieczką, by można było spokojnie prowadzić proces, który ewentualnie udowodni winę.

W polskich warunkach pobyt w areszcie jest dużo gorszy niż w więzieniu. Aresztowany musi siedzieć w celi, żeby np. nie porozumiał się z innymi osadzonymi, więzień zaś może chodzić do biblioteki, na spacery, jeśli dobrze trafi - na zajęcia terapeutyczne.

Prof. Hołda powiedział nam, że sprawa Crulica powinna była zostać zamknięta w kilka tygodni. Przeciągające się aresztowania to w Polsce norma. Czy coś w tej sprawie się zmienia na lepsze?

Instytucję "aresztu wydobywczego" (przedłużania aresztowania w celu wydobycia zeznań) i nasilenie aresztowań w epoce Ziobry spotkała ostra krytyka. Alarmy dziennikarskie odnoszą pewien skutek.

Czy dla aresztowania jest alternatywa?

Na świecie stosuje się np. monitoring elektroniczny. Np. sprawców wypadków nie osadza się w areszcie, lecz za pomocą takiego monitoringu - w areszcie domowym.

Ale chodzi przede wszystkim o to, by prokuratura pracowała szybciej (w jednym znanym przypadku aresztowany spędził w celi cztery lata...) i o walkę z aresztem wydobywczym. Prokuratorzy często naciągają przepisy, tłumacząc,

że aresztowany może się z kimś porozumieć, a tymczasem wiadomo, że tak naprawdę chodzi o przyciśnięcie go. Mechanizm jest skądinąd skuteczny: im dłużej ktoś posiedzi, tym bardziej mięknie i zaczyna sypać. Wnioski obrony o zwolnienie odrzuca się do chwili, gdy aresztowany dogada się z prokuratorem. To mechanizm oczywiście nieformalny, ale że trudno go udowodnić, często się z niego korzysta.

Jak Pan ocenia więzienną służbę zdrowia?

Prawo przewiduje sytuacje, w których ze względu na stan zdrowia więzień lub aresztowany może zostać wypuszczony w celu podjęcia leczenia. To dlatego więźniowie często powodują lub symulują takie stany. A że system się przed tym broni, nieraz lekceważy prawdziwe problemy.

Na początku lat 90. chcieliśmy zreformować system więziennej służby zdrowia tak, jak to jest w świecie: oddać ją cywilom. Wtedy nie byłoby podejrzeń, że lekarze stają się funkcjonariuszami i diagnozują nieobiektywnie. Jednak niedofinansowana służba zdrowia pokazała nam środkowy palec. Z drugiej strony nie naciskaliśmy szczególnie, wiedząc, że więzień u nas, mimo wszystkich skarg, ma naprawdę przyzwoitą opiekę. Jeśli tylko przeludnione więzienie nie powoduje epidemii świerzbu, to bywa, że funkcjonariusze Służby Więziennej twierdzą, iż sami nie mają takiej opieki.

Można by zapytać: jak to jest, że więzień ma lepszą opiekę zdrowotną niż niejeden człowiek wolny?

Państwo, pozbawiając człowieka wolności, bierze za niego odpowiedzialność. Jeśli - jak twierdzi pan sędzia Lisak - więzień ma wolną wolę i może się zagłodzić na śmierć, to powinien w ramach tej wolnej woli wyjść z kryminału. Niedawno jeden z sądów wydał wobec więźnia żądającego odszkodowania za przeludnienie wyrok, który daje się streścić mniej więcej tak, że więzienie jest od tego, by się w nim męczyć. Dopiero Sąd Najwyższy uratował wymiar sprawiedliwości przed kompromitacją. Nigdzie, w żadnym kodeksie nie jest napisane, że człowieka skazuje się na coś więcej niż pozbawienie wolności. Pozbawienie wolności, nic więcej!

W więziennej służbie zdrowia mamy jednak do czynienia z pewnym skandalem: idą na nią dość duże pieniądze, są one jednak marnowane. Więzień musi czekać na lekarza tydzień-dwa. Dlaczego, skoro we wskaźnikach ilość lekarzy przypadających na więźniów wygląda nieźle? Bo są oni zatrudniani na pół czy jedną czwartą etatu, słowem - dorabiają sobie w więzieniach, przychodzą na chwilę skądinąd.

Czy u lekarzy więziennych też obserwował Pan mechanizmy, o których rozmawiamy?

Nawet w większym stopniu niż u innych. Co więcej, w pewnym sensie pozostają oni poza kontrolą, bo jak ma ich kontrolować dyrektor więzienia? Ci lekarze przychodzą do więzienia jak do składnicy ludzi niepotrzebnych.

Pacjent więzień to gorszy pacjent?

Gorszy człowiek!

Kolejną więzienną tragedią jest samobójstwo Sławomira Kościuka, skazanego kilka dni temu na dożywocie za udział w porwaniu i zabójstwie Krzysztofa Olewnika. Znaleziono go powieszonego na prześcieradle w pojedynczej celi, w miejscu niewidocznym dla kamery. Czy system mógł temu zapobiec?

Obawiałem się, że ujawnienie twarzy i nazwisk tych ludzi da dramatyczne efekty - ten dodatkowy element kary działa mocno, przynosząc czasem odczuwalną przez skazanych w więzieniu i na zewnątrz pogardę.

Niektórzy powiadają, że dożywocie jest okrutniejsze niż kara śmierci. To umieranie powoli. W dodatku, w tym przypadku, umieranie z piętnem - wiadomo, że Kościuk współpracował z wymiarem sprawiedliwości, czyli sypał. Oprócz tego, że zarobił wyrok, to jeszcze nie złagodzono mu go w zamian za współpracę - a miał prawo się tego spodziewać. Dodajmy upublicznienie twarzy i nazwiska... Napięcie było olbrzymie.

Pewne rzeczy dają się jednak przewidzieć. Nie ma procedur, które by to nakazywały, ale wystarczy pomyśleć. Wiadomo np., że najtrudniej w więzieniu znosi się początek i koniec pobytu - gdy myśli się o tym, kiedy to się skończy, czy ma się dokąd wracać itd. Tak, cząstka winy tkwi po stronie więziennictwa. Jestem jednak ostrożny w oskarżaniu - po pierwsze, dlatego że służba więzienna jest przepracowana, a po drugie - bo za stan więziennictwa odpowiedzialność ponoszą też sądy, prokuratura i politycy. Łatwo wykazywać niedociągnięcia SW, ale trzeba też pytać, kto ją postawił w sytuacji, w której nie może sobie poradzić, przestrzegając wymogów prawa.

Według statystyk Służby Więziennej w ubiegłym roku zanotowano 633 przypadki samoagresji, w tym 10 osób odmówiło przyjmowania pokarmu. Gdy chodzi o motywacje - 199 osób zrobiło to z powodu działalności administracji, 65 - działalności sądu i prokuratury.

Sytuację w więziennictwie można porównać do sinusoidy. System wchodzi okresowo w depresję, w tej fazie szczególnie nasilają się u więźniów zjawiska samoagresji. W Polsce liczba udanych samobójstw więźniów waha się ostatnio między 30 a 35. Nie oznacza to wcale, że więziennictwo staje się zdrowe. Od pewnego czasu wzrosła bowiem liczba ataków na funkcjonariuszy. Dlaczego? Gdy więzienie jest przeładowane, więźniowie najpierw koncentrują się na sobie, na budowaniu drugiego obiegu władzy, poszukiwaniu Don Corleone. Gdy już uporządkują sprawy między sobą, kierują agresję na tych, przez których są więzieni. Np. między 21 a 31 marca zarejestrowano aż cztery napaści na funkcjonariuszy SW! A ile tych wypadków nie jest rejestrowanych?

Nierejestrowanych?

Wkrótce po moim odejściu więziennictwo zafundowało sobie zwyczaj niemeldowania do centrali o niektórych drobnych incydentach. W efekcie nie ma realnego obrazu sytuacji.

W tym momencie samoagresja funkcjonuje przede wszystkim na poziomie niewydolnych zakładów karnych. Głównym problemem jest jednak nie tyle samoagresja, ile agresja (także między więźniami), której się nie rejestruje, bo i po co. Więzienia grzeją się wskutek przeludnienia i tego, że nic się z tym nie robi.

Czy remedium na agresję wśród więźniów jest praca? W 2007 r. pracowało ok. 35 procent odbywających karę.

To mało, ale na więcej nie ma szans. Praca więźniów jest wbrew pozorom droższa: trzeba ich najpierw wyszkolić, ich produkty - przetransportować, a gdy więzień jest już wykwalifikowany i staje się wydajny, akurat kończy mu się kara...

Ale na samo pytanie odpowiedź jest jasna: tak, praca więźniów byłaby sposobem. Więzienie jest rezerwuarem energii, która - jeśli się jej nie skanalizuje - zaczyna kipieć i wybucha jak wulkan. Tymczasem dziś o resocjalizacji można zapomnieć, więzienia zajmują się trzymactwem.

Wybrzydzałem na rządy SLD, ale wtedy jakoś więziennictwo wspomagano. Tyle że bez głowy: jeśli, obrazowo mówiąc, w więzieniu są cztery wieżyczki, na każdej strażnik pracuje po osiem godzin, to na dobę trzeba ich dwunastu. Co przyjdzie ze zwiększenia liczby etatów, jeśli nie przybędzie wieżyczek - a więc więzień?

Jednak gdy PiS chciał budowy nowych więzień, został oskarżony o wzmaganie represyjności. Więzienia trzeba budować choćby dlatego, że te, które są, niedługo zmienią się w ruiny.

Nowoczesna technika i architektura rozwiązują także pewne problemy: więzień reaguje agresją na zabraniającego mu czegoś strażnika, lecz nie będzie reagował agresją na ścianę. Kłopot w tym, ż e na budowanie więzień nie ma pieniędzy. Ale jeśli tych pieniędzy nie ma, to po co wsadzać człowieka, który jechał pijany na rowerze?

Jest oczywiście rozwiązanie, którego, niestety, nie rozumie nowy minister. Trzeba rozbudowywać system odbywania kary i resocjalizacji w środowisku wolnościowym: zamiast siedzieć w więzieniu, człowiek pod odpowiednim dozorem pracowałby na stadionie czy plebanii, nie generował kosztów, a przede wszystkim - podlegał resocjalizacji. Mówiąc prościej: więzienie to nauka pływania w basenie, w którym nie ma wody. Basenem z wodą jest wolność.

Na świecie powstały tzw. urzędy probacji więziennictwa. Oznacza to zdemilitaryzowanie SW i pozostawienie tylko ochrony w mundurach, stworzenie prawdziwej probacji, a nie kurateli sądowej, zmiany w przepisach o samorządach lokalnych - i na tej bazie tworzenie systemu, który przeorientowałby sposób wykonywania kary. Dokładnie tak powstały kiedyś... więzienia. Otóż nie wzięły się one z ewolucji lochów, lecz z domów poprawy, gdzie trzymano w jednym miejscu i zatrudniano złodziejaszków i żebraków. Gdy okazało się, że to produktywne, zaczęto tam kierować przetrzymywanych w lochach i wtedy więzienie stało się samoistną karą.

Doświadczenia amerykańskie pokazują, że z więzienia wychodzi się gorszym, niż się przyszło. Trzeba się więc przestrajać na system, który pozwalałby pozytywnie wpływać na przestępców i przywracać ich do społeczeństwa. Wymiarowi sprawiedliwości w Polsce grozi to, że stanie się wyłącznie maszynką do marginalizacji społecznej.

W jakim stanie jest dziś Służba Więzienna?

Jestem w trudnej sytuacji, ale staram się powiedzieć to jak najobiektywniej: w centrali są fajni ludzie, którzy nie mają jednak żadnej władzy i autorytetu. Więziennictwo stoi bezrządem. Są dobrzy naczelnicy i załogi, które w miarę skromnych możliwości pracują nad resocjalizacją, ale są i tragiczne. W niektórych jednostkach także wśród personelu dochodzi do owego mechanizmu szukania Don Corleone - są zakłady, którymi nie rządzi naczelnik, lecz np. kierownik ochrony, który posługuje się metodami powstałymi w subkulturze więziennej. W tym stanie giną wysiłki wielu wspaniałych ludzi, którzy mimo fatalnych warunków świetnie pracują.

Z tego, co Pan mówi, wynika, że dramatów będzie więcej.

Tak. To beczka, która coraz mocniej puszcza wodę.

Dr PAWEŁ MOCZYDŁOWSKI jest socjologiem, specjalizuje się w kryminologii. Szef i reformator polskiego więziennictwa w latach 1990-94. Był też doradcą w Kancelarii Prezydenta RP Lecha Wałęsy. Od 1999 ekspert ds. więziennictwa dla Open Society Institute - COLPI w Budapeszcie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2008