Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MAŁGORZATA NOCUŃ i ANDRZEJ BRZEZIECKI: – Czy brak rozliczenia się z historią XX w. stanowi dla Rosji duży problem?
NATALIA GORBANIEWSKA: – Właśnie na przykładzie Rosji widać, do czego prowadzi utrata pamięci historycznej. Zdarzają się próby stawiania pomników Stalinowi, a Lenin wciąż stoi na cokołach. Choćby w Moskwie jest Prospekt Lenina i cała masa jego monumentów.
Pamięć historyczna była istotna dla społeczeństwa gdzieś na początku lat 90., ale potem zainteresowanie przeszłością zaczęło zanikać. Oczywiście, działają takie organizacje jak Memoriał, ale ich praca przynosi efekty tylko na poziomie lokalnym. W skali państwa władza niszczy pamięć. Tyle mówiło się o tym, że Putin pojechał do Sołżenicyna, i to dwa razy – tyle że w przeddzień jednej z wizyt odsłonił tablicę Jurija Andropowa [przywódca ZSRR, a wcześniej szef KGB – red.] na budynku Łubianki. Tak więc główną przyczyną takiego stosunku do historii jest władza, a starsza część społeczeństwa, prości ludzie pełni nostalgii zapomnieli, jak to było stać w kolejkach...
– A młodzież, która nosi koszulki z napisem CCCP albo patrzy na Putina jak ich rodzice na Stalina?
– Nie jestem tym zaskoczona. Młodzi ludzie rwą się dość często do utopii. Nie mają doświadczenia ani wiedzy, a ciężkie życie sprawia, że chcą się wyrwać z biedy jednym skokiem.
– Ale to prowadzi do schizofrenii: flaga rosyjska, ale hymn sowiecki, na Kremlu carskie orły, ale i czerwone gwiazdy.
– Oczywiście to schizofrenia. Najlepszym przykładem jest Sergiusz Michałkow, który napisał słowa hymnu na zamówienie Stalina, a teraz na zamówienie Putina. Więc najpierw był tam Stalin, potem partia, a teraz Bóg. Mnie podobała się propozycja, by hymnem była muzyka do „Pożegnania Słowianki” Wasyla Agapina, w Polsce znana z pieśni „Rozszumiały się wierzby płaczące”. W moim domu śpiewano na tę melodię fragmenty z „Requiem” Anny Achmatowej:
tylko trupich – bo już śmierć, a więc radość.
I u bram swych katowni się huśtał
zbędnym widmem cień Leningradu.*
To byłby hymn!
– No ale zgodnie z polityką historyczną, trzeba by poprawić Achmatową i zmienić nazwę miasta...
– Nieprawda. Śmieszne było, kiedy ludziom urodzonym w Petersburgu pisano, że urodzili się w Leningradzie, ale tak samo jest śmieszne, kiedy słyszę, że skończyłam Petersburski Uniwersytet. Nie, ja zaocznie skończyłam Leningradzki Uniwersytet Państwowy im. Andrieja Żdanowa. Nawet w takich małych sprawach nie możemy fałszować historii. Teraz co prawda mamy Petersburg, ale obwód leningradzki, bo obwodowe władze nie zgodziły się na zmianę nazwy. Miasto Kirow, dawna rosyjska Wiatka, do dziś jest Kirowem, bo tak zdecydowali mieszkańcy w referendum. Za to Kalinin znów jest Twerem i obwód też twerski. Jak widać, schizofrenia panuje na każdym kroku.