Są rzeczy, na które nie ma rady

ANNA MATEJA: - Najpierw zawodzi państwo: deweloper ucieka z pieniędzmi i niedoszli lokatorzy bloku zostają sam na sam z bankiem. Kolejny kredyt mieszkaniowy przerasta możliwości młodego małżeństwa. Matka nie może pójść do pracy, bo brak u nas rozwiązań, które ułatwiałyby łączenie pracy i wychowywanie dzieci. Atmosfera w domu teściowej, gdzie małżeństwo z dwójką dzieci się wprowadza, staje się coraz bardziej dusząca... Pani Lipowska-Teutsch, mówiąc o ludziach żyjących w systemach zamkniętych, powiedziała, że "są jak w makutrze po ścianach rozcierani". Tu jest podobnie: z każdą minutą nabieramy przekonania, że oto rozgrywa się na naszych oczach spektakl z przemocą psychiczną w roli głównej. Czy słusznie?

ANNA LIPOWSKA-TEUTSCH: - W żadnym wypadku. Filmowa przemoc jest przede wszystkim strukturalna, ekonomiczna, a nie psychiczna. Do tej historii prawdopodobnie by nie doszło, gdyby państwo w naszym kraju działało normalnie: chroniło przed oszustami, zapewniało chorym na depresję pomoc, a potrzebującym tego - wsparcie socjalne i prawne. Wiecie Panie, co mnie ubawiło? Miejsce akcji filmu: Plac Zbawiciela, bo dosłownie dwa kroki stamtąd są i Centrum Praw Kobiet, i hostel dla kobiet, i Centrum Promocji Kobiet. Ale główna bohaterka, Beata, choć szuka pomocy i u rodziny na wsi, i u sąsiadki, nie dowiaduje się o tym. Jak wszystkie osoby borykające się z przemocą w rodzinie, jest samotna. Jedyna koleżanka zaczyna ją spławiać, gdy jej szefowa rozpoczyna romans z mężem Beaty, znajomej sąsiadki nie akceptuje teściowa.

Film jest najeżony problemami, przez co każdy sąd o nim będzie słuszny: "to, co osobiste, jest polityczne", "rozwiązaniem jest rewolucja", "cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł", "a gdybyś miłości nie miał..." itd. Pasuje każdy klucz i slogan. Podejrzany wydaje mi się natomiast wątek psychologiczny - przesunięcie odpowiedzialności na teściową, Teresę, która staje się motorem przemocy psychicznej. To ona manipuluje, walczy o syna. Jakaż ona jest zadowolona, gdy wręcza Bartkowi kwity związane z podjęciem przez nią kredytu na mieszkanie młodych, zastrzegając, że odtąd wyłącznie ona będzie się zajmować domowym budżetem. Walczy o mężczyznę, mieszkanie, dominację.

- Sama też jest ofiarą przemocy - miała męża alkoholika.

L-T: - Ale w filmie mąż jest wycofany na dalekie pozycje. Pojawia się jako... urwany kawałek nagrobka, kiedy teściowa krząta się po kuchni i mówi o płycie nagrobnej, że "miała być na wieki, a rozpadła się już teraz".

- Dlaczego głównym bohaterem tej tragedii jest kobieta? To Beata jest najbardziej sponiewierana i opuszczona, to ona decyduje się odebrać sobie i dzieciom życie.

TERESA HOŁÓWKA: - Żyjemy w cywilizacji, w której kobiety są bardziej bezradne i nie mają dokąd pójść ze swoimi problemami. Robią też dużo więcej niż przeciętny mężczyzna dla tzw. świętego spokoju.

W tej historii nie widzę jednak winnych - na taki rodzaj tragicznego splotu wydarzeń "składają się" wszyscy jego uczestnicy. Także ofiara. Zresztą Beata czasami niesłychanie mnie złościła - przecież to zdrowa wiejska dziewucha! Tymczasem nieustannie się podkłada, nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce. Dlaczego rzeczywiście nie poszła do sprzątania? Ujmuję się za Teresą, która, jak wiele kobiet w Polsce, ma za sobą pół wieku komuny i jest zmęczona życiem, nie do końca udanym. Chce mieć trochę świętego spokoju, a syn z rodziną spadają jej na głowę trochę jak grom z jasnego nieba.

L-T: - Krew się we mnie gotuje, gdy to słyszę! Ale... trochę się też zgadzam: przedstawienie teściowej jako osoby zakłócającej możliwość porozumienia między mężczyzną a kobietą to typowy manewr patriarchatu służący rozerwaniu więzi między kobietami - patrzcie, to kobiety nie potrafią się ze sobą dogadać, rywalizują, są bezwzględne, a za to, jacy są mężczyźni, odpowiadają wychowujące ich matki.

Za teściową-konstruktem kryje się odmowa przyznania jej praw: Teresa nie ma prawa do mieszkania, czasu, emocji i własnego życia. By być dobrą teściową, powinna się poświęcić - stać się ofiarną babcią, która i wnukami się zajmie po przyjściu z pracy, i posprząta, i kredyt weźmie, nie zaglądając dzieciom do kieszeni.

TH: - Wielu ludzi pytanych przeze mnie o wrażenia potępiało teściową zwłaszcza za to, że daje pieniądze, by Beata z synami poszła na hamburgera, bo "ona musi popracować". A ja ją rozumiem - jestem mniej więcej w jej wieku i absolutnie nie dałabym rady zrobić czegoś poważnego w mieszkaniu, w którym szaleje dwójka dzieci. "Dajcie mi półtorej godziny" - mówi znękanym głosem osoby, która synowej, syna i dzieci ma po kokardę.

- Kiedy Beata leży w depresji i nie panuje nad swoimi czynnościami fizjologicznymi, teściowa troskliwie ją myje. Nie ma postaci zawsze dobrych i z gruntu złych.

L-T: - Teresa czyści Beatę, ale - jakby zacierała ślady. Przecież to dobry moment, by zadzwonić po pogotowie, teściowa jednak tego nie robi. Podobnie Beata, nim opuści mieszkanie, zabierając siebie i dzieci w ostatnią podróż - dokładnie je sprząta. Też zaciera ślady.

Gdzieś u zarania historii z Placu Zbawiciela tkwi tajemnica - syn, który namawia matkę, by zaproponowała dziewczynie spodziewającej się jego dziecka aborcję. Moment, w którym Beata poznaje straszną tajemnicę tego domu - że to nie Teresa, ale Bartek wysyłał ją na zabieg, nie miał jednak wystarczająco dużo odwagi, by samemu zaproponować takie rozwiązanie, i wyręczył się matką - jest przełomowy. Odkrywanie tajemnic rodziny i nieznanych fragmentów działań/motywów osób, które wydaje nam się, że znamy, prowadzi do nieprzewidzianych wcześniej konsekwencji: Beata wyjeżdża na wieś, a gdy wraca, Bartek jest już z inną.

W całej tej historii mężczyzna jest osobą słabą, bez własnych opinii i woli zrealizowania czegokolwiek. Jego matka mówi mu wprost, że nie nadaje się do prowadzenia firmy - "ty nie wiesz, co to jest: podatki, księgowość, odpowiedzialność". Robi wrażenie zabłąkanego samca, który lata po świecie i nie wie, gdzie sieje i co zbiera. Wszyscy są zakręceni jak w słoiku, nie mogą się ruszyć ze swojego świata: Bartek nie potrafi zmienić pracy, Beata jej nie znajduje, teściowa musi z nimi mieszkać.

TH: - Jeszcze 20-30 lat temu mieszkanie z rodzicami było normą i ludzie się mimo wszystko nie zabijali. Mieszkałam z teściami i babcią dwa i pół roku, w dwóch pokoikach w amfiladzie - bez jednej awantury. I nie było to coś nadzwyczajnego - klimat był chyba wówczas inny. Co się stało, że ludzie nie potrafią żyć ze sobą pod jednym dachem? Że dla młodych perspektywa mieszkania ze starszym pokoleniem jest nie do przyjęcia?

L-T: - No to mamy jeszcze jeden klucz: za komuny było lepiej.

TH: - Ależ Teresa jest ofiarą komuny - z tego powodu jest taka sterana i zgorzkniała. Miała męża pijaka i prawdopodobnie wychowywała syna samotnie. A przede wszystkim - mieszkanie pod jednym dachem to ciężka próba charakterów. Zaczynam mówić jak czcigodna staruszka, ale nie potrafię się powstrzymać przed powiedzeniem: "kiedyś ludzie sobie z tym radzili". W filmie pojawiają się argumenty, które 30-40 lat temu chyba by nie padły, np. "Mnie się też należy coś od życia". Żyjemy w kraju, w którym jest wielu praktycznych ateistów: deklarują wiarę w Boga, chodzą do kościoła, nie wierzą jednak ani w piekło, ani w niebo, ani w jakiekolwiek życie pozagrobowe czy nieśmiertelną duszę. Wiara z nich wyparowała. Gdyby było inaczej, nie mówiono by: "Też muszę mieć coś z życia", bo w tym jest ukryte założenie: "Mam tylko jedno życie, więc nie mam zamiaru być poświęcającą się dla rodziny babcią". Na tej zasadzie Bartek wyprowadza się do kochanki, bo "też mu się coś należy": ma dość obu tych bab, w tym zaniedbanej żony. A tak naprawdę - tchórzy i, jak większość mężczyzn, ucieka z trudnej sytuacji. Na odchodnym bije Beatę, która błaga go o rozmowę, ale robi to po raz pierwszy. Tak naprawdę nie jest damskim bokserem - w jej osobie kopie życie, które z nią wiedzie i którego ma już serdecznie dość.

Dlaczego jednak generację temu ludzie mieszkający pod jednym dachem byli bardziej skłonni do ustępstw? Ponowię też pytanie: dlaczego Beata nie podejmuje pracy sprzątaczki?

L-T: - Po pierwsze, 20-30 lat temu też się zabijano, tylko panowała co do tego zmowa milczenia. Ludzie mieli też inną perspektywę: cieszyli się, że siedzą w mieszkaniu, a nie jadą w kibitce na Sybir czy roboty przymusowe. Po drugie, Beacie się wmawia, że nie chce sprzątać. To zresztą prawda, że praca sprzątaczki w biurze jest "idealna" dla kobiet obarczonych małymi dziećmi: można pracować w nocy, zabierać ze sobą potomstwo, po czym położyć je gdzieś na podłodze i zasuwać. Beata znajduje zresztą atrakcyjniejszą pracę - sklepowej w butiku. Rezygnuje z niej, gdy teściowa odmawia zajęcia się wnukami po 16.00, a ta robi to dlatego, bo nikt nie pytał jej o zdanie - uznano to za oczywiste. Ci ludzie nie dopytują siebie nawzajem, każdy ma zbyt silne wyobrażenie o tym, co drugi robić powinien.

TH: - Albo to przejaw postawy roszczeniowej młodych, albo polska specyfika - przekonanie, że dziadkowie nie mają prawa do własnego życia i powinni opiekować się wnukami. A ilu ludzi między 50. a 60. rokiem życia chce się zajmować po ośmiu godzinach pracy dwójką dzieci?

L-T: - Mówię, że "za komuny było lepiej", bo gospodarka wolnorynkowa nas zdeprawowała. Przed 1989 r. wizja szczęścia rozpoczynała się za granicą albo u zarania oczekiwanej wolności. Swobodą cieszymy się od 17 lat wszyscy, ale raj jest już tylko dla niektórych. Kto nie korzysta z "rajskich możliwości", jest przegrany. Jak Bartek, który chce pożyczyć pieniądze na mieszkanie i słyszy: "Na mieszkanie? Żeby na coś, ale na mieszkanie? Przecież tego nie zwrócisz". Zaakceptowano by go, a kolega-bogacz udzieliłby mu pożyczki, gdyby Bartek był osobą, która sobie radzi, np. zakłada firmę. Tymczasem on zasuwa przy zakładaniu klimatyzacji, potem staje się utrzymankiem kochanki. Jest nieudacznikiem.

TH: - To właściwie drobiazg: czy oni nie kupują zbyt dużego jak na swoje możliwości mieszkania? Przecież ono jest ogromne.

- W Polsce nie ma tanich mieszkań. Poza tym niewiele młodych małżeństw wierzy w tak znaczące podniesienie swoich pensji, które pozwoli im zmienić mieszkanie na większe.

TH: - Ale jest chyba różnica, czy bierzemy 100 tys. złotych na kredyt, czy więcej? Oni od razu chcą mieć wszystko - widać w ich decyzjach rozbuchane apetyty konsumpcyjne.

- Czy to jest film o tym, że nam się w tym kraju żyje trudno?

TH: - Coś w tym jest: problemy z mieszkaniem, kredytami, zagrożeniem bezrobociem ma chyba z 70 proc. małżeństw w Polsce. Poza tym są różne obostrzenia, np. takie, że do przedszkola publicznego nie przyjmuje się dzieci niepracującej matki.

Od jakiego momentu dałoby się odwrócić bieg wydarzeń, pomóc tym ludziom? Historia "pisze się" jak grecka tragedia, w której każdy ma usprawiedliwione racje, a końcowy dramat jest nie do uniknięcia. To lawina toczących się kamyczków.

L-T: - Przyczyna tragedii jest poza tymi ludźmi, to nie oni są tu graczami. W filmie widać wewnętrzną sprzeczność naszego państwa i społeczeństwa - niespójność działań i myśli. Mamy zamrożone fragmenty tożsamości w różnych kątkach osobowości, bo odmawiamy sobie prawa do mówienia tego, co myślimy. Dlatego w pewnym momencie pojawia się nutka satysfakcji, że Beata leży w depresji, i że "prokurator zażądał maksa" - do głosu dochodzi przekonanie, że czarownicę, co chciała zabić własne dzieci, należy spalić.

- Beata i Bartek są młodzi, mieszkają w dużym mieście, studiowali, ale mimo to są niezaradni. Każde z nich czeka, aż wszystko "jakoś samo się rozwiąże". Czy nie jest to charakterystyczny rys części dzisiejszych 30-latków, o których dotychczas myślano jako o pierwszych beneficjentach transformacji?

TH: - Razi przede wszystkim niezaradność Beaty - pochodzi ze wsi, gdzie kobiety z reguły były bardziej samodzielne niż w mieście. Sama przez 10 pierwszych lat życia mieszkałam na wsi i często tam bywam - to wstyd, bym ja, od pół wieku żyjąca w mieście, pouczała młode gospodynie, jak się hoduje kury czy uprawia ogród. A to się zdarza! Gdzie tym dziewczynom do zaradności ich matek czy babek. Młodzi nie chcą pracować na ziemi, nawet gdyby mieli produkować żywność tylko na własny użytek i w ten sposób oszczędzić na wydatkach. W domu może być czwórka maleńkich dzieci i hektary leżących odłogiem łąk, ale mama idzie do sklepu po mleko w kartonie. Nawet hodowanie kur jest obciążeniem.

Młodym brakuje elementarnych strategii radzenia sobie z biedą, przez co pomoc społeczna jest nieraz nadużywana. Wychowałam się w pierwszych latach powojennych, w dość dużej biedzie - na Białostocczyźnie. Czasem była jedna para butów zimowych na sześcioro dzieci, jajka tylko na sprzedaż, by mieć pieniądze na sól czy naftę, bo wtedy nie było jeszcze elektryczności. Ale nikt nie wyciągał ręki po pomoc - nawet najmniejsze gospodarstwa były nastawione na samowystarczalność. Moja babka sama tkała i robiła buty.

L-T: - A co robił wtedy dziadek?

TH: - Harował w polu i w lesie.

L-T: - Rozumiem, że jesteśmy ofiarą zerwanych więzi pokoleniowych i transmisji doświadczeń. Wolałabym, by bardziej doceniono możliwość więzi i transmisji doświadczeń wewnątrz grupy kobiet. Jak jednak ma się ona pojawić, jeśli kobiety cały czas spędzają przede wszystkim z dziećmi i staruszkami? Ta opieka, sprawowana przecież dla dobra całego społeczeństwa, powinna być dzielona, ale nie jest. Proszę porównać, ile mężczyźni spędzają ze sobą czasu, choćby pod budką z piwem, udzielając sobie rad i wsparcia w "trudnych chwilach".

TH: - W filmie każdy czuje się pokrzywdzony. To kolejna, rzucająca się w oczy, różnica między generacjami - często występujące poczucie krzywdy. Wiejska dziewczyna narzeka, że jej życie nie wygląda, jak to oglądane w telewizji. Beata mówi do koleżanki: "Zupy, kupy i pokemony. Tak wyglądało moje życie w ostatnich latach". Ale czego się spodziewała, rodząc dzieci? Dziecko wymaga poświęceń.

L-T: - Pytanie - czyich? Beata nie kwestionuje swojej pracy, tylko podkreśla izolację.

TH: - Racja - chyba po raz pierwszy w dziejach naszego gatunku mamy do czynienia z dwiema sytuacjami: z racji wydłużenia życia młodsi starcy muszą się opiekować starszymi, z kolei kobiety z małymi dziećmi są pozostawione samym sobie. A jak długo można żyć jako towarzysz zabaw dziecka? Z drugiej strony, kiedy ono jest wynudzone ciągłą obecnością matki, na niej wyładowuje swoją agresję. W rodzinie wielopokoleniowej była wokół niego cała galeria ludzi! Teraz, ponieważ nie ma już dozorcy, strach wypuścić dziecko nawet na podwórko.

- Do tego dochodzi frustracja matki, z którą nikt się nie liczy, bo przecież "ona nic nie robi, tylko siedzi w domu". Jak można przerwać tę lawinę kamyczków prowadzącą do tragedii?

L-T: - Beata mogłaby wyjechać na FAIR - Feministyczną Akcję Integracyjno--Rekreacyjną i znaleźć wsparcie innych kobiet. Przekonać się, jakie to wyzwala w nich siły. Pozyskałaby przyjaciółki, dowiedziała się o centrach pomocy, poznałaby swoje prawa. Przekonałaby się, że inne kobiety też tak mają bądź miały - to ważne, bo osoba doświadczająca przemocy nabiera wyobrażenia, że to jest "tylko jej los" i coś, co nie powinno się było zdarzyć. Może znalazłaby wolontariuszkę do pilnowania dzieci w czasie jej pracy.

TH: - Jest w życiu człowieka na ziemi jakiś rys tragiczny, pewne dramaty są nieuniknione. Gdy coś takiego się wydarzy, szukamy winnych. Tymczasem - tak miało być. Może dlatego to, co Pani mówi, wydaje mi się naiwne: na ile dni mogłaby przyjść do pomocy wolontariuszka? Jak długo można mieszkać w hostelu? I dlaczego wiele kobiet nie wie, dokąd pójść po pomoc?

ALT: - Wracamy do niezaradnego państwa. Schroniska dla osób doświadczających przemocy mają ograniczoną pojemność, o przydziale miejsca decyduje pomoc społeczna. Można tam mieszkać najwyżej trzy miesiące - kto w tak krótkim czasie rozwiąże swoje problemy? W Polsce nie jest tak jak na Zachodzie, gdzie są mieszkania socjalne, sprawnie załatwia się procedury, schroniska są anonimowe. Do tego dochodzi stygmatyzacja "mieszkania w takim miejscu" i etykieta "ofiary przemocy". Obawa przed tym, w jakie się wejdzie towarzystwo. Jak odbiorą to dzieci? Przecież w schronisku jest sporo osób zaburzonych w wyniku doświadczania przemocy.

Nasz system prawny de facto nie chroni kobiet narażonych na przemoc domową, np. w więzieniu w Lublińcu siedzą kobiety za zabójstwo znęcającego się nad nimi męża, ponieważ sąd nie uwzględnił, że działały w obronie koniecznej. Gdyby Beata wyszła z dziećmi na dworzec albo zaczęła błąkać się po galerii handlowej, można byłoby odebrać jej prawo do opieki nad dziećmi, bo nie zapewnia im właściwej opieki i bezpieczeństwa.

Tu nie ma jednak, jak w antycznej tragedii, fatum - jedynie uwięzienie w pewnej zamkniętej strukturze. Przypomnijmy finał losów Beaty: przechodzi wylew, ale w więzieniu nie ma mowy o rehabilitacji. Gdyby nie to, że Bartek decyduje się opowiedzieć, "jak było naprawdę", sąd by nie zadziałał (nie wziął też pod uwagę depresji, która wyklucza odpowiedzialność karną) i Beata zostałaby skazana. Po wyjściu z sali zostaje zresztą skopany przez szwagra, przy czym nikt nie reaguje, mimo że rzecz dzieje się w sądzie.

TH: - To tragedia charakterów. Są rzeczy na tym świecie, na które nie ma rady: ktoś, kogo zaszczują, ktoś, kto nie będzie miał sił walczyć o siebie ze wszystkimi.

Prof. TERESA HOŁÓWKA wykłada logikę w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego; specjalizuje się w teorii argumentacji i błędach logicznych. Autorka kilku książek z tej dziedziny oraz pierwszego w Polsce wyboru tekstów feministycznych "Nikt nie rodzi się kobietą" (1982).

ANNA LIPOWSKA-TEUTSCH prowadzi w Krakowie Towarzystwo Interwencji Kryzysowej. W 1995 r. zorganizowała i prowadziła Schronisko dla Ofiar Przemocy.

, opublikowaliśmy w "TP" nr 38/06.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2006