Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdyby ktoś wątpił, jakiej Europy chcą uczestnicy spotkania w Budapeszcie, to wygłosili oni płomienne mowy o obronie chrześcijańskich wartości i „normalnego” życia z dala od uchodźców oraz obyczajowych nowinek.
Krytycy pisali o „szczycie” populistów czy marionetek Putina, ale to też retoryczna przesada. Było to raczej nieistotne w skali międzynarodowej, obliczone na godnościowy popis przed własnymi elektoratami, spotkanie trzech błędnych rycerzy. Żadnego resetu sił w instytucjach europejskich nie będzie. Gdyby nawet osamotniony po wyrzuceniu z chadeckiej rodziny Fidesz zgodził się przyłączyć do grupy konserwatywnej, w której dominuje PiS, i dałoby się do tego doprosić Ligę (obecnie w jeszcze innej grupie), to taka nowa partia nie miałaby nic do powiedzenia w europarlamencie, gdzie liczy się zdolność do ucierania kompromisów i koalicji. Czasem zresztą całkiem zgniłych, czasem faktycznie korzystnych dla Rosji, chociaż to tylko na Orbánie, Salvinim czy Marine Le Pen ciąży odium trojańskich koni Kremla. W tym sensie nowy spójny, silny podmiot zdolny do kwestionowania niektórych zastanych układów istotnie byłby dla jakości procesu demokratycznego korzystny.
Ale ugrupowania z różnych krajów odmieniające „suwerenność” przez wszystkie przypadki różni zbyt wiele, żeby mogły grać zespołowo. Poza tym rządzą dziś tylko w Warszawie i Budapeszcie. Gdyby zaś zaczęły rządzić w większej liczbie stolic? Italia XV i XVI wieku była targana nieustannymi, okrutnymi wojnami – i tylko taki renesans może z tego wyniknąć. ©℗