Schetyna daje szansę Orbánowi. Czy ty dasz szansę Schetynie?

Ciekawa jest strategia polityków PO w Parlamencie Europejskim. W kraju mówią jednak co innego.

25.03.2019

Czyta się kilka minut

Viktor Orbán w Warszawie, maj 2018 r. / Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter / East News /
Viktor Orbán w Warszawie, maj 2018 r. / Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter / East News /

Europejska Partia Ludowa, czyli największa „rodzina” polityczna w Unii, centroprawicowa nominalnie chadecka (z Polski należą do niej PO i PSL), zawiesiła członkostwo węgierskiego Fideszu. Wewnętrzne opory przeciwko jego obecności narastały od dawna, zwłaszcza ze strony partii skandynawskich i z Beneluksu, którym nie w smak było tolerowanie autorytarnych już nawet nie ciągot, ale praktyk Orbána, a także otwartego kontestowania przezeń np. polityki migracyjnej. Ponieważ była ona de facto pośrednim skutkiem decyzji Angeli Merkel, każdy w ludowej rodzinie wiedział, że narzekać można, ale po cichu. Wszystkie skargi na Fidesz tonowane były jednak argumentacją w duchu „lepiej chuligana mieć pod kontrolą, niż miałby rozrabiać całkiem na wolności”.

Miarka się przebrała, kiedy na Węgrzech ruszyła  kolejna już kampania billboardowa przeciwko imigracji i ingerencji „Brukseli”, tym razem wskazująca z nazwiska i twarzy dwa szwarccharaktery: Jean-Claude’a Junckera i George’a Sorosa. Zdaje się, że ta osobista zniewaga wobec przewodniczącego KE wreszcie zmusiła centralę europejskiej centroprawicy, aby coś zrobić (do tego jeszcze doszło niemaskowane żadnym pretekstem wyrzucenie z Węgier finansowanego przez fundację Sorosa uniwersytetu). Tym bardziej że zaczyna się kampania wyborcza do europarlamentu i choć zazwyczaj i tak skupia się ona na sprawach krajowych i jest o wiele bardziej letnia niż te do parlamentów państw, można się było spodziewać, iż np. partie centrolewicowe z drugiej co do wielkości grupy politycznej, albo te liberalne, wprawdzie na co dzień współtworzące w Brukseli stabilny układ wspólnej władzy, zaczną podszczypywać chadeków za ich nieciekawe towarzystwo.

Przez cały marzec narastały gniewne pomruki, złożono już formalne wnioski o wykluczenie Fideszu, a w groźnych słowach wypowiedzieli się wysocy funkcjonariusze EPL, z Manfredem Weberem – szefem ludowej frakcji w europarlamencie i kandydatem na przyszłego szefa KE, gdyby ta partia dalej rozdawała karty po wyborach. Wreszcie w środę nastąpiło przesilenie, Orbán swoim znanym sposobem w ostatniej chwili zagrał kartą pokory i kompromisu. Nie wiadomo, jak przeprosił i co za zamkniętymi drzwiami obiecał, faktem jest, że wytargował jedynie zawieszenie Fideszu pod warunkiem, że uzna szkody, jakie wyrządziła kampania, i umożliwi pozostanie uczelni Sorosa w Budapeszcie. Ten drugi warunek pozwala bezpiecznie przenieść cały spór na czas powyborczy (bo formalnie sprawa uczelni toczy się w sądzie), podczas gdy pierwszy trudno odebrać inaczej, jak połknięcie żaby przez europejskich chadeków, którzy chcą jak najmniejszym kosztem pozbyć się do końca maja kłopotu. „Nigdy nie prowadziliśmy kampanii przeciw Junckerowi, to była tylko kampania informacyjna” – deklarował Orbán na konferencji prasowej i nawet otrzaskani z wszelką formą retorycznych uników reporterzy polityczni wybuchnęli gromkim śmiechem.


Czytaj także: Paweł Bravo: Dlaczego cieszę się ze spotkania Kaczyńskiego z Salvinim


Był to śmiech ozdrowieńczy, jak odgromnik frustracji wywołanej tym, że każda dojrzała polityka składa się po części z zimnych kalkulacji (np. liczby „szabel”, które Fidesz wnosi do rodziny), po części z wizerunkowych pozorów, a po części tylko z w miarę szczerego zorientowania się na wartości. Dla zachowania stabilności europejskiego mechanizmu regulującego działanie instytucji wspólnotowych taki mały popis obłudy, jak „kara” dla Fideszu, był zapewne konieczny. I jak to bywa w polityce, trzeba potem robić dobrą minę do złej gry.

Są jednak pewne granice: ze wszystkich partii należących do EPL akurat Platforma Obywatelska, która właśnie buduje wyborczy przekaz na odrzuceniu wszystkiego, co zaprzecza demokracji, pluralizmowi i solidarności europejskiej w praktyce PiS, powinna pomóc pozbyć się zgniłego jabłka z własnego kosza. Albo chociaż schować się w cień, jeśli taktyka tego wymaga.

Tymczasem liderzy PO ani nie okazali się tak surowi wobec Orbána, jak bardzo surowo pomstują na Kaczyńskiego, ani też nie skorzystali z okazji, żeby pomilczeć. „To nie była łatwa decyzja. Skończyło się pobłażanie dla łamania praworządności, ale myśmy zabiegali o to, żeby dać ostatnią szansę Orbánowi” – mówił w Brukseli tuż po decyzji Rafał Trzaskowski. Dawno go chyba tam nie było, bo inaczej palców u dłoni by mu nie starczyło, żeby policzyć, która to znów „ostatnia” szansa.

W kontekście tych słów, tak komicznych w swojej bezsilności, że już nawet nie obłudnych, dość przewrotnie brzmi sens wypowiedzi Grzegorza Schetyny z tej samej konferencji prasowej. Pytany o Wiosnę Roberta Biedronia skomentował: „Na pewno nie są to ludzie doświadczeni w polityce. Po drugie, nie mają doświadczenia europejskiego kompletnie”.

Kto wie, jeśli doświadczenie europejskie ma polegać na nieudolnym żyrowaniu wszystkiego, co robi Orbán, przy jednoczesnym straszeniu wyborców Kaczyńskim, to może rzeczywiście warto się zastanowić, czy ten „kompletny” brak tegoż doświadczenia nie zaczyna wyglądać jak prawdziwa zaleta i obiecująca odmiana.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej