Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Powtórzmy, co już tu pisaliśmy: kwestia wzajemnych roszczeń powinna pozostać zamknięta. Leży to w interesie obu krajów. Owszem, w sytuacji, gdy Powiernictwo Pruskie chce skarżyć Polskę, warto, by rząd miał w rękawie argument w postaci reparacji - ale tylko (tylko!) na wypadek, gdyby Powiernictwu cudem udało się uzyskać precedensowy wyrok. Wyciągając wówczas sprawę reparacji (jako argument w nowej sytuacji), Polska mogłaby zmusić rząd Niemiec, by wziął na siebie roszczenia wysiedlonych zza Odry jako wynikające ze skutków wojny.
W każdej innej sytuacji domaganie się reperacji jest działaniem na szkodę polskiej racji stanu. I jest - czego posłowie (nie tylko LPR) zdają się nie dostrzegać - skazane na niepowodzenie. Jeśli bowiem Powiernictwo nie wstrząśnie Europą (a miejmy nadzieję, że nie), to Polska, żądająca od Niemiec idących w setki miliardów euro (czy choćby “tylko" procenta tych sum), będzie osamotniona. Zresztą nawet gdyby przyszły polski rząd zyskał tu poparcie USA (rzecz niemożliwa), to i tak nie ma siły, która zmusiłaby rząd Niemiec do zapłacenia odszkodowań.
Wracając do rzeczywistości: trudno uwierzyć, jak demagodzy niszczą to, co udało się zbudować między Polską a Niemcami przed rokiem 1989 i w ciągu minionych 15 lat. Jeszcze bardziej zdumiewa, że ci politycy, którzy dostrzegają to szaleństwo, nie robią nic, by je zatrzymać.