Recycling

Lenin, Stalin, czerwonoarmiści i bohaterowie ruchu robotniczego. Kiedyś z cokołów obserwowali życie mieszkańców Związku Radzieckiego. Ich monumenty ustawione w centralnych punktach miejscowości, siedzibach władz partyjnych i państwowych, zakładach pracy i kołchozach miały wychowywać ludzi w nowej historii. Do jakich zmian doszło w oficjalnych miejscach pamięci po upadku systemu komunistycznego?.

07.09.2003

Czyta się kilka minut

Upadek ZSRR i demokratyzacja krajów byłego bloku rozpoczęły poszukiwania nowej tożsamości - nowej opowieści o wspólnej przeszłości. Jej istotnym wątkiem stała się martyrologia okresu komunistycznego. W narodowym panteonie bohaterów minionej epoki niejednokrotnie zastąpiły ich ofiary. Rekonstrukcja symboliki wymagała jednak pomysłu na to, co zrobić z osieroconymi pomnikami. Do rzadkości należały decyzje o ich pozostawieniu. Do jeszcze rzadszych - inicjatywy, by je zachować, ale z tabliczką uświadamiającą nieświadomemu turyście, że kiedyś był to pomnik. Z taką propozycją wystąpił prof. Istvan Rev z Uniwersytetu Środkowo-Europejskiego. Niewielu skorzystało z profesorskiej rady.

Część monumentów, solennie i przy aplauzie tłumów, zniszczono, a większość wstydliwie pochowano w piwnicach i podziemiach muzeów. Po jakimś czasie zaczęto je odkurzać i lokować w “gettach" pamięci o komunizmie, do których należą m. in.: Galeria Sztuki Socrealizmu w Muzeum Zamojskich w Kozłówce, Szoborpark na obrzeżach Budapesztu i Park Grűtas na Litwie.

Na pomysł stworzenia przytułku dla pomników-sierot wpadł były dyrektor kołchozu - Viliumas Malinauskas, który w odrodzonej Litwie dorobił się majątku na przetwórstwie grzybów. Wygrał przetarg ogłoszony przez Ministerstwo Kultury, osuszył mokradła niedaleko swojej przetwórni położonej w okolicach Druskiennik i zwiózł tam ponad 70 figur wydzierżawionych od państwa litewskiego. Zainwestował ponad 4 mln litów (około 4,4 mln złotych). Autorem projektu jest architekt - Alvydas Mituzas. Doskonale utrzymana i ciągle ulepszana ekspozycja, otwarta w kwietniu 2001 r., zajmuje 20 hektarów.

Rzeźby powstawały od późnych lat 40. po lata 80. Wszystkie opatrzone są komentarzami historycznymi w języku litewskim i angielskim, przygotowanymi przez Litewskie Centrum Badań nad Ludobójstwem i Ruchem Oporu. Zawierają informacje o przedstawionej postaci, autorze pomnika, czasie wykonania i miejscu wystawiania. Podstawowa koncepcja wystawy jest prosta. Z jednej strony kamienne figury symbolizujące prześladowców, z drugiej - pozostała część ekspozycji przedstawiająca cierpienie narodu litewskiego.

Czekoladki z sierpem i młotem

Dwukilometrowy spacer rozpoczyna się od bydlęcego wagonu - ma uprzytamniać zwiedzającym tragedię masowych wywózek w głąb Związku Radzieckiego w latach 1941-53. Umieszczone na wagonie tablice informują, że zamordowano, uwięziono lub wypędzono wówczas blisko 360 tys. Litwinów. Wymieniają też głównych prześladowców: Ławrentija Berię, Antanasa Sniečkusa (I sekretarz Komunistycznej Partii Litwy w latach 1936-74) i Justasa Paleckisa (przewodniczący Rady Najwyższej Litewskiej Republiki Ludowej w latach 1940-67). Po przekroczeniu bramy parku, poza akompaniamentem radzieckiej muzyki filmowej, zwiedzających wita olbrzymia grupa rzeźbiarska przedstawiająca partyzantów na tle czerwonego sztandaru (znajdowała się w centrum Wilna), a także pomnik czerwnoarmisty i armata. Z monumentami sąsiadują park zabaw, zwierzyniec oraz restauracja, w której do kawy podaje się czekoladki opakowane w papierek z Leninem, sierpem i młotem.

Zasadnicza część wystawy skupia się wzdłuż dwóch alei. Przy głównej, im. Lenina, ustawiono znanych krzywdzicieli Litwy: Marksa, Lenina, Stalina i Vincasa Mickievičius-Kapsukasa (przewodniczący Tymczasowego Rządu Robotniczo-Chłopskiego Litwy w latach 1918-19). Uwagę przykuwa olbrzymi pomnik Komsomołu oraz rozliczne przedstawienia Lenina i Mickievičiusa. Do atrakcji turystycznych należy wspólny pomnik tych ostatnich, na którym towarzysz Lenin ma nienaturalnej wielkości nogi. Jak głosi legenda, autor rzeźby zachował właściwe proporcje, ale kazano mu podwyższyć twórcę rewolucji, który nie mógł być przecież niższy od Mickievičiusa. Uwagę zwracają również czterej komunardzi z kierownictwa Komunistycznej Partii Litwy, rozstrzelani po przewrocie Antanasa Smetony w 1926 r. Zdrowe i umięśnione sylwetki, przypominające body-builders z dzisiejszych siłowni, sąsiadują z blisko dwudziestoma przedstawieniami wysokich działaczy partyjnych i funkcjonariuszy NKWD. Po przeciwnej stronie wąskiego kanału znajduje się, niedostępna dla zwiedzających, atrapa łagru z drewnianymi barakami i wieżami strażniczymi.

Druga aleja nosi imię Mariji Melnikaitë - dwudziestolatki rozstrzelanej w 1943 r. za przynależność do partyzantki sowieckiej, pośmiertnie odznaczonej tytułem Bohatera Związku Radzieckiego. Figury tu ustawione przedstawiają komunistów uznanych za niegroźnych. W większości są to, podobnie jak Melnikaitë, młodzi partyzanci polegli podczas wojny lub inne postacie zamordowane przez Niemców. Przy alei znalazło również miejsce kilka obelisków, m. in. Armii Czerwonej i Trzeciego Frontu Białoruskiego.

Wiedzę o poprzednim ustroju dopełniają: galeria kilkudziesięciu sowieckich portretów, biblioteka ateizmu i komunizmu oraz pamiątki w rodzaju skromnych rozmiarów popiersi, odznak, plakatów z epoki, map działań wojennych, zdjęć radzieckich i niemieckich okupantów oraz narodowej partyzantki litewskiej.

Park Grűtas tylko w 2001 r. obejrzało blisko 100 tys. turystów - był najczęściej zwiedzanym obiektem Litwy. Co skłania ludzi do przeznaczania czasu i pieniędzy na oglądanie pomników, które niegdyś mieli na co dzień, za darmo? Pomników, które podczas oficjalnego życia w komunizmie nie cieszyły się popularnością? Choć park jest imponującym przeglądem litewskiej sztuki monumentalnej ostatnich 50 lat, trudno zakładać, że większość zwiedzających to historycy sztuki. Wywiera wrażenie profesjonalizm wystawy rodem z Disneylandu: spora kolekcja figur, doskonale utrzymana zieleń, plac zabaw dla dzieci i zwierzyniec z kilkudziesięcioma gatunkami ptaków i ssaków, przy tym dobra i niedroga restauracja. Reklamy parku są w biurach podróży i internecie. Już w kasie można kupić bombonierkę z Leninem, antologię pieśni rewolucyjnych albo periodyk informujący o historii ekspozycji. Jest więc Park Grűtas atrakcją turystyczną i sposobem na spędzenie wolnego czasu. Jako atrakcja może się podobać lub budzić niesmak, ale o gustach, jak wiadomo, lepiej nie dyskutować.

Prawda historyczna naszą misją

Czy profesjonalizm w zapewnianiu atrakcji przekłada się na fachowość uczenia historii? Pytanie byłoby nie na miejscu, gdyby takiej właśnie misji od Ministerstwa Kultury nie otrzymał jego założyciel, rozpowszechniający foldery o Parku Grűtas głoszące, że tu dowiemy się całej prawdy o sowieckim reżimie na Litwie. Gdyby nie błogosławieństwo instytucji państwowej, zwykły turysta mógłby tylko żachnąć się: “ot, fanaberia bogatego człowieka". Natomiast zwiedzający oczytany w naukach społecznych mógłby, patrząc na zwierzęta w klatkach, huśtawkę i czerwonoarmistę, zastanawiać się nad zjawiskiem krążenia dóbr kultury w gospodarce kapitalistycznej.

Trudność z Parkiem Grűtas nie jest natury estetycznej, ale etycznej, bo wartością, do której odwołuje się jego założyciel, podkreślający, że pełni misję publiczną, jest prawda historyczna. Park Grűtas jako lekcja historii jest szkodliwy zarówno w wymiarze politycznym, jak edukacyjnym.

W wymiarze politycznym wiąże się z uproszczonymi interpretacjami komunizmu w rodzaju my-oni, prześladowcy-ofiary, cieszącymi się popularnością wśród części opinii publicznej krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Ten sposób postrzegania historii najnowszej jest niebezpieczny, bo często idzie w parze z nacjonalizmem, lubiącym jak każda ideologia łatwe interpretacje, w których jest wyraźny wróg i niewinne masy. Warto przypomnieć, że kilka lat temu na głównym placu Wilna postawiono pomnik Giedymina z mieczem w dłoni - militarny symbol początków litewskiej państwowości. Tutaj miecz nikogo nie razi, ponieważ broń w rękach narodu-podmiotu nie wydaje się niczym złym. Zła jest dopiero, gdy ostrze obraca przeciwko narodowi, jak działo się w czasach komunizmu, zdaniem założycieli Parku Grűtas.

W interpretacji dziejów, którą można wyczytać w pomnikach, miejscach pamięci i muzeach na całej Litwie, naród cieszył się krótko podmiotowością w latach międzywojennych. Ponownie odzyskał ją dopiero w 1990 r. W ciągu dziejów był krzywdzony przez Krzyżaków, Polaków, Niemców, Rosjan i komunistów. Miejsca pamięci można byłoby zignorować, gdyby nie kojarzyły się tak łatwo z innymi symptomami nacjonalizmu, w tym z ambiwalentną polityką w stosunku do mniejszości narodowych.

Winne jednostki i niewinne masy

W wymiarze edukacyjnym wystawa w Parku Grűtas przedstawia skrzywiony obraz historii. Jest szkodliwa, ponieważ zwiedzający, poza uświadomieniem sobie, że terror był jednym z elementów komunizmu, nie dowiedzą się niemal niczego o jego ideologii i funkcjonowaniu. Założyciele przenoszą krótki, choć straszliwy, okres masowych prześladowań z przełomu lat 40. i 50. na cały czas trwania porządku sowieckiego. Brakuje informacji o zmianach w komunizmie, ludziach, którzy wówczas awansowali i zdobywali wykształcenie, o problemie kolaboracji z Niemcami i zbrodniach popełnianych przez nacjonalistyczną partyzantkę litewską. Na Litwie, według założycieli Parku, istniały jedynie uciśnione i ubezwłasnowolnione masy oraz kilkudziesięciu prześladowców.

Ekspozycja przenosi więc winę na wybranych i znosi problem banalności zła. Do tragedii setek tysięcy nie wystarczył tylko Stalin i kilkudziesięciu pracowników NKWD litewskiego, rosyjskiego, polskiego czy żydowskiego pochodzenia. Potrzebne były również te pozornie niewinne masy, funkcjonujące w sowieckiej rzeczywistości: urzędnicy stawiający pieczątki pod aktami przesiedleń, maszynistki przepisujące na maszynie listy wywożonych, kolejarze, policjanci czy całkiem zwykli sąsiedzi odwracający głowę od ludzi w potrzebie.

Komunistyczne pomniki nie sprawdziły się ani jako symbole bohaterów w czasach sowieckich, ani antybohaterów obecnie. Stało się tak, bo nawet w ich drugim życiu, jak w krzywym zwierciadle, przegląda się ideologia komunistyczna. To oczywiście tylko jedna z możliwych prób zrozumienia, jak współcześnie funkcjonują pomniki komunizmu: media trudnej pamięci historycznej. Może jednak chodzi tylko o atrakcję? A może o oswojenie zła?

JOANNA WAWRZYNIAK (ur. 1975) jest doktorantką w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2003