Raport z upadającego kraju

Grecy chcą zostać w strefie euro nie dlatego, że kochają Europę, tylko dlatego, że panicznie boją się powrotu do drachmy...

26.06.2012

Czyta się kilka minut

...Na oszczędności większość się jednak nie zgadza. Jak mówią, nie chcą płacić za błędy polityków. A więc „Grexit” jest wciąż realny.

W Atenach – krajobraz powyborczy. Na drzewach i latarniach wciąż wiszą plakaty i ulotki z wizerunkami kandydatów. Większość została tam zawieszona nielegalnie. I jak szacuje ateński magistrat, będzie tego z dziesięć ton. Usunięcie makulatury zajmie służbom porządkowym nawet dwa tygodnie. „To było jak gra w policjantów i złodziei. Usuwaliśmy nielegalne plakaty i po pięciu minutach w tym samym miejscu pojawiały się nowe” – żali się dziennikowi „Kathimerini” burmistrz Aten Giorgos Kaminis.

Zdecydowanie więcej czasu zajmą nowemu, koalicyjnemu rządowi porządki w finansach publicznych i wyprowadzanie Grecji z kryzysu. Antonis Samaras, lider konserwatywnej Nowej Demokracji, już został zaprzysiężony na premiera. Teraz czeka go bardzo trudne zadanie: będzie musiał dogadywać się z unijnymi politykami, z koalicjantami, a także sprostać społecznemu niezadowoleniu i protestom. Co więcej, Samaras – obecny w greckiej polityce od końca lat 70. – nie jest osobą lubianą i zdecydowana większość jego wyborców określa go w kategoriach „mniejszego zła”. Ale jeżeli misja mu się nie powiedzie, to prawdopodobieństwo, że Grecja opuści strefę euro, znacznie wzrośnie.

WYBRALI STREFĘ EURO. ALE CZY NA PEWNO?

Bo właśnie przede wszystkim o „tak” lub „nie” dla pozostania w strefie euro chodziło w ostatnich wyborach. W dużym uproszczeniu, za proeuropejskie uznawane są tu dziś dwie partie: Nowa Demokracja i socjalistyczny PASOK, które od lat utrzymują się u sterów władzy w Grecji. Strach w całej Europie wzbudza jednak bardzo mocny skok notowań skrajnie lewicowej partii SYRIZA. Jeszcze w 2009 r. poparcie dla niej nie przekraczało 5 proc. Tymczasem tuż przed wyborami sondaże dawały jej nawet 30 proc.

Zwycięstwo tej partii byłoby bardzo problematyczne także dla kanclerz Angeli Merkel. A to dlatego, że SYRIZA nie uznaje tzw. memorandum, czyli planu oszczędności zatwierdzonego przez tymczasowy rząd Lukasa Papademosa w zamian za europejską pomoc. – Takie coś jak memorandum nie istnieje. Dokument podpisali politycy, którzy nie zostali wybrani przez obywateli – mówiła mi na dzień przed wyborami czołowa posłanka ultralewicy, Rena Dourou. – A skoro tego nie ma, to nie ma czego respektować – dodała.

Pierwsze sondaże exit poll nie dawały jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, komu przypadnie misja tworzenia nowego rządu. Nowa Demokracja i SYRIZA szły „łeb w łeb”. – Koszmar. Znów będziemy powtarzać wybory – denerwował się kandydat PASOK-u. Ostateczne wyniki wskazały jednak na minimalne zwycięstwo Nowej Demokracji, która w dość oczywistej dla większości Greków koalicji z PASOK-iem zdobyła większość miejsc w parlamencie.

A gdy wydawało się, że Angela Merkel i inwestorzy mogą przynajmniej na chwilę odetchnąć z ulgą, okazało się, że sprawa nie jest wcale taka prosta. Niespodziewanie politycy PASOK-u zaproponowali, aby do rządu weszła również SYRIZA. A tuż po ogłoszeniu ostatecznych sondaży exit poll przedstawiciele Nowej Demokracji zaczęli głośno mówić o konieczności renegocjowania umów z europejskimi partnerami. Można uznać, że był to ukłon w stronę Demokratycznej Lewicy – niewielkiej partii, która jako trzecia ostatecznie weszła do koalicji.

SZYBKICH REFORM I TAK NIE BĘDZIE

Sytuacja z wieczoru wyborczego najlepiej obrazuje to, jak nieprzewidywalni potrafią być greccy politycy. Bo gdy jeszcze w czasie kampanii politycy Nowej Demokracji straszyli tym, iż SYRIZA będzie renegocjować memorandum, teraz sami zapowiadają, że to zrobią. Jednym z powodów jest z pewnością ich świadomość, iż nawet jako zwycięzcy nie mają wystarczającego poparcia społecznego, by przeprowadzić głębokie reformy i cięcia wydatków socjalnych. – Nie będę płacić za ich błędy i za to, że chcą się przypodobać Niemcom. To oni zniszczyli ten kraj – mówi młody wyborca partii SYRIZA. Przyznaje jednocześnie, że nie wyobraża sobie powrotu do drachmy.

Tym sposobem o szybkich reformach w Grecji można raczej zapomnieć. Premier Samaras zapowiedział już, że będzie dążył do tego, aby termin wprowadzenia reform przedłużyć z 2014 do 2016 roku. Z kolei lider PASOK-u Ewangelios Wenizelos mówi nawet o roku 2017. W tym czasie deficyt budżetowy miałby spaść aż o 7 punktów procentowych: z 9,3 do 2,1 proc.

Będzie to o tyle trudne, że Antonis Samaras już zaczął mówić o konieczności podwyższenia emerytur, dodatkach dla rolników, większej pomocy socjalnej dla rodzin wielodzietnych czy też o wydłużeniu okresu wypłat zasiłków dla bezrobotnych. Koalicjanci zapowiadają też, że będą dążyć do obniżenia podatków, co ma pomóc w ożywieniu gospodarki pogrążonej w recesji.

W tym samym czasie Angela Merkel podkreślała, że nie ma mowy o żadnych zmianach w memorandum i Grecy powinni dotrzymać swoich zobowiązań. Pytanie jednak, co zrobi, gdy Grecja plan oszczędności mimo wszystko zarzuci? W tej sytuacji albo scenariusz „Grexitu” – jak określa się popularnie wyjście Grecji ze strefy euro – stanie się rzeczywistością, albo okaże się, że Niemcy blefują.

GDZIE SIĘ PODZIAŁY NIEMIECKIE PIENIĄDZE?

Ostatnie dni w Grecji przyniosły jeszcze jedną niespodziankę. Ich narodowa drużyna piłki nożnej wygrała z Rosją na Euro 2012, co dało jej awans do ćwierćfinału. I gdy tylko okazało się, że kolejny mecz rozegrają z Niemcami, sprawa nabrała od razu kontekstu politycznego. Bardzo popularny zrobił się żart o tym, że Grecy powinni wystąpić w koszulkach z napisem „Germany” – wszak to ten kraj ich sponsoruje...

– Co ja mam z tych niemieckich pieniędzy, które rzekomo do nas trafiają? Jakoś nie zauważyłem, by moje życie dzięki nim się polepszyło. Wręcz przeciwnie. Z dnia na dzień jest coraz gorzej – oburza się młody mieszkaniec Aten. Podobnego zdania jest ogromna część Greków, którzy za kryzys w takim samym stopniu obwiniają swoich polityków, jak i politykę krajów Europy Zachodniej.

Napięte stosunki między Grecją a Niemcami odbijają się również negatywnie na tutejszej branży turystycznej, która odpowiada aż za 15 proc. greckiego produktu krajowego brutto. Przedstawiciele niemieckich biur podróży w ostatnich tygodniach radzili, aby turyści zabierali ze sobą na wakacje więcej gotówki. To na wypadek, gdyby Grecja w tym czasie wyszła ze strefy euro, a w kraju rozpoczął się paniczny run klientów na banki. Wielu Niemców jednak w ogóle rezygnuje z wypoczynku w Grecji. W ubiegłym roku urlop na greckich wyspach spędziło ponad 2,5 mln obywateli Republiki Federalnej. W tym roku – jak szacuje grecki resort turystyki – będzie ich około miliona mniej. Nie pozostanie to bez wpływu na bezrobocie: liczba miejsc pracy w turystyce może w tym roku zmniejszyć się nawet o 100 tys.

CUKIER NA CZARNYM RYNKU

Podobnie jak za Niemcami, Grecy nie przepadają też za wspólną walutą. Tak samo zresztą jak Włosi wspominają, że przed wprowadzeniem euro produkty były znacznie tańsze. Ale jednocześnie zdają sobie sprawę, że wyjście z eurolandu dopiero oznaczałoby dla nich drastyczny wzrost cen – z powodu bardzo znaczącego osłabienia wówczas drachmy. Jak oszacował Bank Grecji, rezygnacja z euro spowodowałaby spadek PKB na głowę mieszkańca o ponad 50 proc.

– Powrót do drachmy byłby katastrofą. Kupowalibyśmy cukier na czarnym rynku, a hiperinflacja doprowadziłaby wielu Greków do totalnej biedy – mówi obrazowo Nikolaos Bilios, który pracował jako doradca greckiego rządu za czasów premierów Jeoriosa Papandreu i potem Lukasa Papademosa. Jego zdaniem to właśnie Papandreu, premier pochodzący z rodziny o wieloletnich tradycjach w greckiej polityce, miał największą szansę na to, by przekonać Greków, że reformy są potrzebne.

Ta sztuka się jednak nie udała, bo ze swoimi rządami trafił na okres, gdy zaczęło wychodzić na jaw, iż jego poprzednicy oszukiwali w kwestii rzeczywistego stanu finansów publicznych. Co więcej, sam Papandreu ma w Grecji wielu przeciwników. – Doprowadził ten kraj do ruiny. I to jak szybko! Wystarczyły dwa lata, to przez niego mamy recesję – mówi właścicielka niewielkiego hotelu w Atenach. Rzeczywiście, na rządy Papandreu przypadł okres najszybszego wzrostu zadłużenia w Grecji: od początku 2009 r. do końca 2011 r. dług publiczny w tym kraju wzrósł ze 130 do 165 proc.

W tym samym czasie w Grecji nastąpiło załamanie gospodarcze. PKB spadło o ponad 6 proc., a bezrobocie wzrosło z 9,5 do prawie 18 proc.

Dziś bezrobocie wynosi prawie 23 proc. Już co druga osoba przed trzydziestką jest bez pracy. Kryzys najmocniej dotknął prywatne firmy. Od końca 2008 r. w Grecji zbankrutowało ponad 60 tys. drobnych przedsiębiorstw. – Naprawdę nie jest wesoło. Ludzie nie głodują jeszcze tylko dlatego, że więzy rodzinne są u nas bardzo silne i wszyscy pomagają sobie, jak mogą – opowiada Greczynka spotkana na placu Syntagma.

STRAJKUJĄ, BO CHCĄ WIĘCEJ

Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka kryzysu w Grecji nie widać. Knajpki w centrum Aten są pełne ludzi, chociaż jak na tę porę roku na ulicach nie ma wielu turystów. Nie widać pustych witryn sklepowych. O kryzysie co jakiś czas przypominają tylko demonstranci na centralnym placu Syntagma. Jednak to nie ci, którzy cierpią najbardziej. – Grecy mają w sobie dumę. Ci, którzy naprawdę klepią biedę, robią to w samotności – uważa Nikolaos Bilios. – Demonstranci na ulicach to pracownicy sektora publicznego, którzy boją się utraty sporych przywilejów – tłumaczy.

Grecja słynie z rozdętego do granic możliwości sektora publicznego. Pośrednio lub bezpośrednio jest z nim związanych aż jedna czwarta z 11-milionowego społeczeństwa. To urzędnicy, obecni i byli pracownicy państwowych firm. Cieszą się przeróżnymi bonusami, a słowo „prywatyzacja” działa na nich jak płachta na byka. Nowy rząd będzie musiał się z nimi liczyć jak z nikim innym, bo bardzo silne związki zawodowe w jednej chwili są w stanie sparaliżować chociażby komunikację miejską, usługi komunalne czy energetykę. Jak policzył profesor Costas Azariadis, grecki ekonomista pracujący w USA, w latach 1979–2010 w Grecji miało miejsce ponad 7,5 tysiąca strajków. To daje mniej więcej pięć strajków w tygodniu.

Pracownicy utrzymywani z publicznych pieniędzy doczekali się w ostatnich latach szeregu przywilejów, a sposobem na podwyżki stały się absurdalne dodatki do pensji, np. za punktualne przyjeżdżanie autobusów na przystanki.

PŁACE SPADAJĄ O 20 PROCENT

W greckim kryzysie w ciągu ostatnich trzech lat ucierpiał za to sektor prywatny. Szybkiemu wzrostowi bezrobocia towarzyszył wyraźny spadek wynagrodzeń. Jak podaje Eurostat, średnia miesięczna płaca w Grecji jeszcze w 2010 r. sięgała 1100 euro. Rok później było to już 840 euro, co oznacza spadek niemal o jedną czwartą. I chociaż, jak na polskie realia, średnie wynagrodzenie w Grecji to wciąż bardzo dużo, należy pamiętać o tym, co za te pieniądze można kupić.

– Taka kwota pozwala tu na przeżycie, ale już raczej nie na to, by coś zaoszczędzić – mówi Polka mieszkająca w Atenach. I przyznaje, że kryzys negatywnie odbija się też na płacach imigrantów. Tysiące z nich już opuściły Grecję, przenosząc się na przykład do Wielkiej Brytanii. A to spowodowało, że wiele mieszkań stoi pustych. – Kiedyś płaciłam za wynajem 300 euro miesięcznie. Od niedawna stawka spadła do 200 euro, bo mieszkań jest dużo, a nie ma chętnych, by je wynajmować – opowiada Polka.

Przyznaje, że coraz częściej wśród Greków można zaobserwować niechęć wobec imigrantów. Powód jest prosty: coraz większa konkurencja o miejsca pracy, nawet w przypadku prac, których jeszcze niedawno Grecy nie chcieliby się tknąć.

NIE CHCĄ PŁACIĆ PODATKÓW

Nowy grecki rząd, jeżeli chce naprawić stan finansów publicznych, będzie musiał zmierzyć się z jeszcze jednym istotnym problemem. A chodzi o unikanie płacenia podatków przez obywateli. Budżet państwa traci co roku kilkanaście miliardów euro z tytułu niezapłaconych podatków. Bogaci ukrywają swoje dochody w szwajcarskich bankach, a mniej zamożni odmawiają płacenia podatków, bo – jak mówią – nie chcą oddawać swoich pieniędzy „tym złodziejom”. Taka postawa znalazła swoje odbicie nawet podczas ostatnich wyborów: wystartowała w nich partia o wiele mówiącej nazwie „Nie płacę”.

O unikaniu płacenia podatków przez Greków zrobiło się głośno w 2010 r. Wówczas urzędnicy skarbowi zaczęli bliżej przyglądać się temu, jak obywatele regulują podatki od przydomowych basenów. Formalnie na przedmieściach Aten było ich zarejestrowanych ponad 300. Gdy fiskus zaczął do kontroli używać internetowej przeglądarki Google Maps – zawierającej dość szczegółowe zdjęcia satelitarne różnych regionów globu – okazało się, że w rzeczywistości takich basenów jest kilkanaście tysięcy.

O ciekawe wyliczenia w tej kwestii pokusił się też grecki ekonomista, prof. Herakles Polemarchakis. Policzył on, że w Grecji jest zarejestrowanych więcej samochodów Porsche Cayenne niż podatników, którzy wykazują dochody wyższe niż 50 tys. euro rocznie.

WYJŚCIE Z EUROLANDU WCIĄŻ REALNE

Trudno się spodziewać, aby po wyborach grecka rzeczywistość miała się szybko zmienić na lepsze. Wśród ekonomistów cały czas trwa dyskusja na temat wyjścia Grecji ze strefy euro. Nie brakuje takich, według których powrót do drachmy wcale nie byłby najgorszy, bo dzięki temu byłaby większa szansa na przeprowadzenie reform, bez nacisków ze strony pozostałych państw Unii.

Można jednak przypuszczać, że byłoby to wówczas jeszcze trudniejsze. A to dlatego, iż naprawa greckiej gospodarki jest o tyle mało prawdopodobna, że na razie będą za nią odpowiadać dokładnie te same osoby, które wpędziły ją w kłopoty.


ŁUKASZ PAŁKA jest dziennikarzem ekonomicznym portalu finansowego Money.pl, dla którego relacjonował ostatnie wybory w Grecji. Współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2012