Racje i krzywdy

Kiedy czytałem (dołączony do "TP" nr 41/07), zastanowił mnie tekst Rafała Wnuka "Historyk, który idzie pod prąd". Przypomniałem sobie, jak w latach międzywojennych uczyłem się w szkole podstawowej w Łubnie koło Dynowa z Polakami, Ukraińcami, Żydami. Nie było między nami konfliktów na tle etnicznym: Polacy żenili się z Ukrainkami, tworząc kochające się rodziny; ojciec Polak chodził z synem na nabożeństwa do kościoła, matka z córką do cerkwi. Po wybuchu wojny, 12 września 1939 r., nacjonaliści ukraińscy chlebem i solą witali żołnierzy niemieckich, którzy obiecywali im wolną Ukrainę. Kilkunastu Ukraińców wstąpiło do policji - wszyscy zginęli z rąk miejscowych akowców. Z kolei jesienią 1945 r. banderowcy spalili wioski leżące nad Sanem: Bartkówkę, Dylągowę, Pawłokomę. Do tej pory widzę unoszące się nad nimi płomienie. W dniu 16 listopada 1946 r. banderowcy napadli na Dynów; z ich rąk zginął wówczas Józef Rakowski, mój serdeczny kolega gimnazjalny; sam cudem uniknąłem śmierci. Moja żona Stefania, która urodziła się w Bóbrce koło Lwowa i była członkiem Armii Krajowej, ma podobne wspomnienia. Często dzieciom i wnuczętom opowiada o mordach dokonywanych na Polakach na wschodniej rubieży Polski, podczas których zginęło dziesiątki tysięcy dzieci i dorosłych. Ich groby są zaniedbane, nie buduje się im pomników.

Patrząc na zdjęcie weterana UPA, wykonane w czasie uroczystości otwarcia cmentarza Ukraińców w Pawłokomie w maju 2006 r. i ilustrujące tekst Rafała Wnuka, jako Polak-pedagog zadaję sobie pytanie, za co otrzymał odznaczenia umieszczone na piersi... Należę do zwolenników mówienia pełnej, bolesnej prawdy o stosunkach polsko-ukraińskich. Tylko tą drogą dojdziemy do porozumienia między naszymi, słowiańskimi przecież, narodami.

ADAM RZĄSA (Rzeszów)

***

Z wielu listów, jakie otrzymaliśmy po wydaniu dodatku o historii Ukrainy, wynika, że publikacje "TP", zwłaszcza poświęcone UPA, były jednostronne i pomijały kwestię krzywd wyrządzonych Polakom przez Ukraińców. Pojednanie między naszymi narodami wciąż, jak widać, napotyka na kłopoty. Czy można bowiem zliczyć publikacje polskich historyków na temat konfliktów polsko-ukraińskich, w których polskie racje i krzywdy, jakich Polacy doznali, zostały dokładnie opisane? "TP" pisał o Wołyniu wielokrotnie. Co też ważne: polska historiografia stoi na znacznie wyższym poziomie niż ukraińska, w której nawet zbrodnie stalinizmu wymierzone w Ukraińców, np. Wielki Głód z lat 30., nie doczekały się poważnej analizy, a UPA na wschodzie kraju ma czarniejszą legendą niż w Polsce. To sprawia, że Ukraińcy, którzy wciąż nie uporali się z własnymi problemami, rzeczywiście mają kłopot z refleksją na temat tragedii sąsiednich narodów. Uważamy jednak, że Polacy, bardziej świadomi historii, powinni z większym spokojem podchodzić do problematycznych kwestii i starać się pomóc Ukraińcom w zrozumieniu ich historii, by ci z kolei mogli zrozumieć polskie racje. To jedyna droga do pojednania.

ANDRZEJ BRZEZIECKI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2007