Przypadek ojca Krąpca

Umiał odróżnić dobro od zła, cynizm od obrony dobra wspólnego. Potrafił to rozeznać intelektem, objąć wiarą. Ale przez lata był najważniejszym informatorem generała policji politycznej PRL-u.

07.07.2014

Czyta się kilka minut

O. Mieczysław Krąpiec, Lublin, 1987 r. / Fot. Włodzimierz Pniewski / REPORTER
O. Mieczysław Krąpiec, Lublin, 1987 r. / Fot. Włodzimierz Pniewski / REPORTER

Książka Dariusza Rosiaka „Wielka odmowa” ma trzech bohaterów: oficera komunistycznego wywiadu, filozofa i rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz antykomunistę. Nie jest jednak soczewką, która skupia w sobie zawiłą historię PRL-u. Ani brykiem naszych najnowszych dziejów. Żadna z tych osób nie jest „statystycznym Polakiem”, wszyscy wyrośli ponad przeciętność.

Dzięki rzetelności warsztatu i wykorzystanym źródłom książka ma wartość historyczną. Jednak jej prawdziwa „siła rażenia” tkwi w tym, że jest opowieścią o wielkim ludzkim „Tak” i wielkim ludzkim „Nie”, by nawiązać do motta książki zaczerpniętego z wiersza Konstandinosa Kawafisa: „Dla niektórych ludzi przychodzi taka godzina, kiedy muszą powiedzieć wielkie Tak, albo wielkie Nie…”.

Dziś żyje tylko jeden z trzech bohaterów opowieści: oficer wywiadu Edward Kotowski. Filozof, o. Mieczysław Albert Krąpiec zmarł w maju 2008 r., zaś antykomunista Janusz Krupski zginął w katastrofie smoleńskiej. O dwóch ostatnich postaciach mówią w książce inni. Złożenie fragmentarycznych opowieści w jeden portret należy do czytelnika.

Agent

Inaczej jest z Edwardem Kotowskim, który sam mówi o sobie. Pisząc książkę, Dariusz Rosiak pozostawał z nim w stałym kontakcie korespondencyjnym. Kotowski regularnie pojawia się w tekście, by coś skomentować, by sugerować odpowiedzi na trudne pytania. Biednemu historykowi sztuki – mówi o sobie – niegdyś zmarnowano otwierającą się przed nim karierę naukową. A wszystko przez freski w oranżerii bp. Krasickiego. Młody historyk sztuki pełniący obowiązki kierownika muzeum zamkowego w Lidzbarku, odsłonił ich resztki ukryte pod tynkiem, na położenie którego zezwolił wojewódzki konserwator zabytków (w rezultacie uległo zniszczeniu ponad 80 proc. malowideł). Tym odkryciem naraził się lokalnym władzom partyjnym.

Kotowski opisuje te prześladowania w innym miejscu (w rozmowie z Arkadiuszem Mellerem na portalu Konserwatyzm.pl): „Mogę odpowiedzialnie stwierdzić, że decyzja o zatrudnieniu się w spec służbach, w sensie moralnym, została wymuszona na mnie. Nie miałem żadnej innej możliwości zatrudnienia, a małe dzieci jeść chciały. Byłem kompletnie osamotniony”.

Kotowski zatrudnia się w milicji. W nowej pracy cieszy się uznaniem, zostaje skierowany do Służby Bezpieczeństwa. Broni pracę doktorską z historii sztuki. Kończy szkołę oficerską w Legionowie i od 1973 r. pracuje w centrali SB. Tam zajmuje się Akademią Teologii Katolickiej oraz Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Od 1979 r. jest w Rzymie. Jako rezydent wywiadu pełni funkcje dyplomatyczne: jest członkiem Zespołu ds. Stałych Kontaktów Roboczych Między Rządem PRL i Stolicą Apostolską oraz II sekretarzem ambasady. Po powrocie do kraju (1983) pracuje w Urzędzie ds. Wyznań, pozostając na etacie SB. Jako ekspert od spraw kościelnych doradza gen. Jaruzelskiemu. Dziś jest emerytem.

Choć o dwóch pozostałych bohaterach opowieści Kotowski ma niewiele do powiedzenia, Dariusz Rosiak podtrzymuje korespondencję, a nawet go odwiedza. Bo Edward Kotowski wie, jak sprawy wyglądały z drugiej, resortowej strony. To ważne dla lepszego zrozumienia pozostałych postaci, zwłaszcza filozofa, długoletniego retora KUL-u, dominikanina Mieczysława Alberta Krąpca. Ale i tła. W jego wypowiedziach kilkakrotnie wraca refleksja nad łatwością, z jaką kler wchodził we współpracę ze służbami. „Nie da się racjonalnie uzasadnić, że tak rozległa współpraca duchowieństwa ze służbami specjalnymi to tylko rezultat »brutalnego łamania duchowieństwa i zmuszania do współpracy szantażem«”.

Co ciekawe, podobne refleksje znajdujemy u dominikanina o. Józefa Puciłowskiego, który z polecenia przełożonych studiował w IPN teczki zakonu: „Mam ponad trzydzieści teczek z IPN poświęconych agentom dominikanom. W żadnym przypadku ta współpraca nie była wynikiem jakiegoś dramatycznego wyboru. Trzeba pamiętać, że od drugiej połowy lat siedemdziesiątych w Polsce nie było żadnych jawnych prześladowań »wychylających się« księży czy zakonników. Duchowni mogli sobie przywozić samochody, dostawali szybko paszporty, byli kupieni. Tyle tylko, że przy odbiorze paszportu trzeba było parę rzeczy opowiedzieć. I opowiadali. To wszystko jest zapisane, można sprawdzić”.

I druga kwestia. Czy, jak w rozmowie o Krąpcu utrzymuje ks. prof. Andrzej Szostek, agenci mogli fabrykować zmyślone raporty ze spotkań z tajnym współpracownikiem? Odpowiada Kotowski: „Jeśli pracownik SB pisał głupoty tylko po to, żeby się wykazać, to raz mógł się wykazać, ale co z następnym spotkaniem i notatką? (…) Nie dało się tak. Informacje były weryfikowane. (…) Moim zdaniem zachowane notatki w większości są wiarygodne”.

To wszystko ma znaczenie w zrozumieniu głównego bohatera książki, ojca Krąpca. Czy był tajnym współpracownikiem?

Filozof

Istnieje wypis z dziennika archiwalnego MSW, sporządzony w IPN na podstawie karty K-3 numer BU 1-208554 z 23 lutego 2011 r. Dokument ten potwierdza rejestrację Mieczysława Alberta Krąpca 21 lutego 1964 r. pod numerem 9417, w kategorii „TW” (tajny współpracownik), pod pseudonimem „Józef”. Jednostką rejestrującą był pierwotnie Wydział I Departamentu IV, który zajmował się KUL-em, ale w wypisie znajduje się adnotacja o „nadpisaniu”, co znaczy, że podniesiono rangę tej rejestracji na Inspektorat Departamentu IV. To tam pracował Konrad Straszewski, wówczas major Milicji Obywatelskiej. Ostatni dowód współpracy pochodzi z 1983 r.

Czy to możliwe, że znakomity filozof, twórca „szkoły lubelskiej”, kochany przez studentów profesor, rektor, który nie tylko wydobył uczelnię z gigantycznego zadłużenia, ale rozbudował ją na nieprzeciętną miarę, podnosząc jej rangę na forum międzynarodowym; że ten wreszcie, za którego KUL uważano za przestrzeń wolności i okno na świat – mógł być tajnym agentem służb?

Ci, którzy nie dopuszczają takiej myśli, mówią, że dla istnienia w PRL-u takiej instytucji jak KUL była konieczna jakaś symbioza z władzą. Dlatego – mówi Andrzej Werblan (kiedyś członek Biura Politycznego PZPR i Komitetu Centralnego PZPR odpowiedzialny za oświatę) – „było rzeczą niemożliwą, żeby Krąpiec jako rektor wyższej uczelni katolickiej nie kontaktował się z SB, bo żaden rektor w Polsce Ludowej nie mógł się od SB odgrodzić. (…) Struktura PRL-u była tak ustawiona, że to milicja miała nadzór nad polityką wyznaniową i siłą rzeczy z nią trzeba się było kontaktować. A dziś posądza się tych duchownych o działalność agenturalną – to bzdura”.

Z Werblanem odnajdują się po latach jako koledzy z gimnazjum w Tarnopolu. Tam się nie znali – Mieczysław Krąpiec był o cztery lata starszy – ale teraz zaczynają się spotykać regularnie. Kiedy Krąpiec zostaje rektorem, z reguły, bawiąc w Warszawie, odwiedza Werblana: „Wpadał do mnie do Sejmu na kawę (…) bardzo go lubiłem jako człowieka, ceniłem jako filozofa. (…) Nie byliśmy na »ty« (…). Przychodził, mówił co trzeba załatwić…”. A rzeczy do załatwienia jest dużo: sprawy uniwersytetu, uprawnienia do habilitacji, otwarcie nowych kierunków studiów itp. Za czasów Gierka główne decyzje w sprawie nauki zapadają w KC. Werblan ma wielkie możliwości.

Oficer

Był jeszcze Konrad Straszewski, ważna postać w MSW. Z nim, jak wynika z zachowanej notatki, byli na „ty”. Straszewski w 1971 r. zostaje dyrektorem Departamentu IV MSW i od grudnia 1974 r. sprawuje nadzór nad powołaną z jego inicjatywy Samodzielną Grupą „D” Departamentu IV MSW – zakonspirowaną jednostką, której zadaniem jest dezintegracja Kościoła. Działalność rozpoczyna od nękania pielgrzymek. Wydaje miesięcznik „Ancora”, udający organ zbuntowanych księży. Inspiruje ruchy kontestacyjne. Porywa i wywozi do Kampinosu Janusza Krupskiego, którego następnie oblewa żrącym płynem i porzuca w lesie, niemal pozbawiając życia. Grupie „D” przypisuje się zamordowanie kilku księży – w tym zabójstwo ks. Popiełuszki. Jej członkowie za największe osiągnięcie uważają sporządzenie podczas II Soboru Watykańskiego memoriału teologicznego dotyczącego „wynaturzeń” kultu maryjnego w Polsce. Analitycy SB, w celu skompromitowania kard. Wyszyńskiego, zlecili przygotowanie memoriału zespołowi księży współpracujących z resortem. Przetłumaczony na język łaciński, francuski i włoski anonimowy dokument rozkolportowano wśród ojców soborowych, a następnie w formie broszury rozrzucano przed Bazyliką św. Piotra w Rzymie, oraz w Berlinie, Paryżu, Monachium i Londynie. Tekst opracowało dziesięciu księży profesorów współpracujących z SB (wśród nich TW „Józef”). Memoriał odbija się w Europie szerokim echem.

Straszewski jest oficerem prowadzącym TW „Józefa” – o. Krąpca. Szybko awansuje, dochodzi do rangi generała dywizji. Dziś – konstatuje smutno autor książki – to mieszkający w domku jednorodzinnym w Warszawie starszy pan, który wciąż świetnie się trzyma. „Nie jest zainteresowany rozmową z kimkolwiek na temat dawnej pracy w MSW, więc się nie dowiemy z pierwszej ręki, jak wyglądały jego rozmowy z ojcem Krąpcem”.

„Żaden z dostępnych dokumentów nie jest napisany bezpośrednio przez »Józefa«, zachowały się jedynie notatki sporządzone przez Konrada Straszewskiego bądź stenogramy rozmów »Józefa« ze Straszewskim, co nie odbiega od praktyki w stosunkach SB z ważnymi informatorami. Nie ma dowodów na to, że Krąpiec wiedział, iż został zarejestrowany – zapewne nie wiedział. Wśród zachowanych dokumentów nie ma zobowiązania Krąpca do współpracy, prawdopodobnie nigdy go nie podpisał” – pisze Dariusz Rosiak, i w następnym rozdziale („Rozmowy”, ponad 20 stronic) prezentuje dokumentację owych rozmów, w których poufne informacje o ludziach i sprawach Kościoła, zakonu, uniwersytetu mieszają się z wyznaczaniem kolejnych zadań „Józefowi”. Czemu to robił? Być może nie wiedział, kim jest zaprzyjaźniony (byli na „ty”) rozmówca?

O. Józef Puciłowski w rozmowie z Dariuszem Rosiakiem: „»Józef« donosił, bo chciał zrobić karierę. Jego założeniem było, by z pomocą Konrada Straszewskiego stworzyć jedyną uczelnię katolicką subwencjonowaną przez państwo, której on byłby rektorem”. – Nie ma ojciec wątpliwości? – pyta Rosiak. O. Puciłowski: „Jakich wątpliwości? To jest zapisane w papierach”.

Kim był ojciec Krąpiec? Ci, którzy go dobrze znali, mówią, że był człowiekiem pobożnym, codziennie odmawiał różaniec z litanią, że choć podżartowywał sobie z brewiarza, to go odmawiał, że był tytanem pracy. Jego wybitni uczniowie (Elżbieta Wolicka, ks. Andrzej Wawrzyniak) twierdzą, że był wielkim filozofem, że pokazał im piękno filozofii, „a to, że popłynął w dziwną politykę, nie ma znaczenia dla jego wielkości”. Jego współbrat z klasztoru lubelskiego o. Dostatni mówi, że tylko wtedy będzie można twierdzić, że był agentem, kiedy się dotrze do sprawozdań, które Krąpiec, jako rektor KUL-u dostarczał prymasowi Wyszyńskiemu. Piotr Jegliński zapewnia, że Krąpiec przekazywał Janowi Nowakowi Jeziorańskiemu z Wolnej Europy ważne informacje o KUL-u. Choć z drugiej strony… Pisze Dariusz Rosiak: „Twórca wolnego uniwersytetu katolickiego nie mógł być współpracownikiem policji politycznej, to się wymyka logice i prawdopodobieństwu”.

„Spotykam ludzi, którzy go znali, i pytam ich, dlaczego wybrał tak, a nie inaczej. Bo wybrał – pisze Rosiak. – Umiał odróżnić dobro od zła, podłość od szlachetności, cynizm od obrony dobra wspólnego. Potrafił to wszystko rozeznać intelektem, objąć wiarą, ale przez lata był najważniejszym informatorem Konrada Straszewskiego, generała policji politycznej PRL-u. Oceniał posunięcia prymasa, charakteryzował wybranych księży i zakonników, wspólnie ze Straszewskim ustalał, jak powinna wyglądać polityka dominikanów, uniwersytetu, którym kierował, i całego polskiego Kościoła. Otrzymywał od SB zadania i wykonywał je. Niech będzie – nie nazwę Mieczysława Krąpca agentem SB. Tylko jak w takim razie go nazwać?”.

Nie był entuzjastą zmian po roku 1989. Rozczarował się. Irytował go dominujący w debacie publicznej głos „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego” z ks. Tischnerem, którego nie znosił i nie uważał w ogóle za filozofa. Znalazł dla siebie miejsce w Radiu Maryja. W 1991 r. został honorowym przewodniczącym jego rady programowej. Głosił tam wykłady, pogadanki. Dla wielu jego dawnych współpracowników związki Krąpca z rozgłośnią, jej ideologią i radiomaryjną religijnością, są szokiem. „Odezwała się w nim chęć pójścia w lud z tą jedyną prawdą, którą tylko on posiada” – mówi o tym Elżbieta Wolicka. Sprowadził do Torunia lubelskie środowisko filozoficzne, położył intelektualne fundamenty Radia Maryja i Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej.

Antykomunista

Trzeci bohater książki, Janusz Krupski, zderzył się z ojcem rektorem Krąpcem w roku 1973, kiedy władze postanowiły scalić organizacje młodzieżowe, tworząc jeden Socjalistyczny Związek Studentów Polskich. Ojciec rektor nie był za, ale nie był też przeciw. W liście do buntujących się studentów sugerował, by socjalizm wzbogacić wartościami katolickimi. Janusz Krupski tłumaczył: „jesteśmy katolikami i ideologia socjalistyczna w tym kształcie w żaden sposób nie godzi się z naszym katolicyzmem”. Krupski nie chce, by SZSP miało – jak zapisano w statucie – reprezentować całą uczelnię. O. Krąpiec tłumaczy mu prywatnie, że „KUL musi jakoś w tym całym systemie działać i takie demonstracje przeciwko władzom są bardzo niedobre dla KUL-u”.

W pięć osób pojechali do Wielkiego Kanclerza KUL-u, czyli kardynała Wyszyńskiego. Przyjął ich chłodno, nie powiedział ani słowa, lecz na drugi dzień wezwał rektora na Miodową i SZSP na KUL-u nie powstało.

Krupski na KUL-u studiował historię. Uczestniczył w seminarium prof. Jerzego Kłoczowskiego i należał do grupy bliskich profesorowi studentów. Fascynowały go dzieje powstań, zwłaszcza AK. W Kole Naukowym Historyków współtworzył sekcję historii najnowszej.

W 1976 r. Krupski i jego koledzy otrzymują, dzięki Piotrowi Jeglińskiemu z Paryża, powielacz spirytusowy. Po raz pierwszy został użyty w czerwcu 1976 r., kiedy Krupski z kolegami i koleżankami przygotowali list otwarty opisujący przypadki łamania praw człowieka w Polsce – przekazany potem delegatom odbywającego się w Warszawie Zgromadzenia Młodzieży i Studentów Europy. Później drukują otrzymywane od Antoniego Macierewicza „Komunikaty”, a następnie „Biuletyny” KOR i „Zapis”. Wraz ze środowiskiem warszawskim organizują Niezależną Oficynę Wydawniczą „Nowa”. Ale Krupski myśli o własnym, katolickim piśmie. Jesienią 1977 r. powstają „Spotkania”, a w serii „Biblioteka Spotkań” wychodzą książki. Współpraca ze środowiskiem KOR-u nie układa się najlepiej, Krupski powoli się z niej wycofuje. Pod koniec lat 70. „Spotkania” stają się jednym z najbardziej dynamicznie działających ośrodków wolnej myśli w Polsce.

Po latach, w wywiadzie udzielonym pismu „Ethos”, Krupski tak opisywał swój stosunek do Kościoła: „Jako młody katolik, związany z opozycją demokratyczną, bywałem w sytuacjach dla mnie niezbyt przyjemnych, kiedy dawano mi odczuć, że taka postawa opozycyjna stanowi zagrożenie dla Kościoła, wręcz określano to jako typ niemalże awanturnictwa. Starałem się te uwagi i to nastawienie odbierać pozytywnie, jako wskazówkę, że trzeba działać w sposób odpowiedzialny, że Kościół i Polska są wielkimi wartościami i wielkim zadaniem dla nas i że trzeba słuchać różnych głosów i różnych ludzi, w tym krytycznych, a nawet nieprzychylnych. (…) Miałem zawsze pewien dystans do hierarchii Kościoła, bo uważałem, że wszyscy jesteśmy powołani do życia i świadczenia w Kościele, a hierarchia może być taka czy inna. (...) Starałem się specjalnie nie kolidować z hierarchią, ale też niczego nadzwyczajnego od niej nie oczekiwałem. Ta postawa jest nadal mi bliska”.

Jego żarliwa publicystyka nieodparcie przywodzi na myśl artykuły młodego Jerzego Turowicza.

Janusz Krupski uważał, że Okrągły Stół był pomyłką. Po 1989 r. odszedł od polityki. Próbował (bez powodzenia) wznowić „Spotkania”, pracował w sejmowej Nadzwyczajnej Komisji do zbadania skutków stanu wojennego, był wiceprezesem IPN i – od 2006 r. – szefem Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.

Rozdziały książki, w których o Januszu Krupskim mówią jego żona Joanna i znajomi, w których Rosiak cytuje fragmenty jego artykułów, są jak powiew świeżego powietrza w zaduchu pozostałych dwóch historii. Krąpiec i Kotowski mówią wiele o swoich zasługach dla dobra Polski i Kościoła – Krupski o swoich zasługach nie wspomina. Prawość tego człowieka, czasem granicząca z naiwnością, jest olśniewająca. Jego wielkość – niewątpliwa.

Może jednak te trzy historie są wielką przypowieścią o nas, ludziach epoki PRL-u?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2014