Przypadek doktora Ratha

Wydarzeniem miesiąca w Czechach jest aresztowanie znanego polityka Davida Ratha. Ale to tylko czubek góry lodowej: polityczna korupcja to dziś w Czechach zjawisko wszechobecne.

04.06.2012

Czyta się kilka minut

Policja zatrzymała Davida Ratha, gdy wychodził od znajomych z pudełkiem na wino, w którym zamiast butelki spoczywały banknoty w kwocie 7 mln koron (równowartość ponad 1 mln złotych). Według prokuratury była to „działka” za przekręt na – dofinansowanym ze środków unijnych – remoncie zamku w BuŠtěhradzie. Rath wszystkiemu zaprzecza, ale nikt mu nie wierzy. Choć nie jest jasne, czemu skorumpowany polityk miałby spacerować na świeżym powietrzu z takimi pieniędzmi, zamiast – jak to jest w zwyczaju – poprosić o przelanie ich na konto w którymś z rajów podatkowych, oczywiście za pośrednictwem co najmniej kilku spółek.

„OSZUSTWO TO NIE KŁAMSTWO”

47-letni doktor Rath, socjaldemokratyczny polityk i wojewoda kraju środkowoczeskiego, zrobił karierę w czeskiej polityce, piętnując – no, co? Tak, korupcję.

Zaczynał w szeregach konserwatywnej partii ODS Václava Klausa, ale szybko poszedł na swoje. Założył związek zawodowy lekarzy i na ich czele organizował strajki, uprzykrzające życie każdego bez wyjątku rządu. Po kilku latach takiej działalności, oczywiście w interesie pacjentów, dostał okazję, by wykazać się jeszcze bardziej: w 2005 r. został bezpartyjnym ministrem zdrowia w socjaldemokratycznym gabinecie Jiřiego Paroubka. Rok później wstąpił do socjaldemokracji, a od 2008 r. był wojewodą z ramienia tej partii (na szczeblu lokalnym rządzi ona niemal w całych Czechach). Zasłynął wieloma bon motami, z których najlepszy jest ten: „Skłamałem, ale nie oszukiwałem. Oszustwo to nie to samo, co kłamstwo” („Byla to lež. Ale nebyl to podvod. Podvod je něco jiného než lež”). Tak się tłumaczył z potwierdzonych przez izbę lekarską w 2003 r. zarzutów, że bezprawnie posługuje się tytułem naukowym.

Teraz socjaldemokraci odcinają się od przyłapanego na gorącym uczynku polityka. Ale ich notowania i tak niebezpiecznie stopniały. Cieszy to konkurencję z lewa i prawa. Im słabsze bowiem notowania socjaldemokratycznej CSSD, tym mniejsza szansa, że będzie ona w stanie samodzielnie utworzyć rząd. A wtedy prawica może powtórzyć zagranie sprzed dwóch lat, czyli znów zmontować koalicję z udziałem łże-partii, której kampanię wyborczą i tym razem sfinansuje szczodry wujek.

KOMUNIŚCI NA FALI

Co kraj to obyczaj. Czechów, o czym wiedzą czytelnicy książek Mariusza Szczygła, wymyślono po to, by poprawić humor Polakom. Pewnie dlatego nasi sąsiedzi mają taką zabawną ordynację, zgodnie z którą każdy może legalnie przekazać dowolną sumę na kampanię wybranej partii, i to niejednej. Tak zrobił przed dwoma laty miliarder Zdeněk Bakala: wyłożył kilka milionów dolarów na kampanię trzech ugrupowań tworzących obecną koalicję rządową. A znów taki Andrej BabiŠ, którego majątek czeska prasa wycenia na miliard dolarów, poszedł na skróty i założył własną partię o nazwie ANO 2011 (TAK 2011). I oczywiście walczy z korupcją.

Im gorzej wiedzie się socjaldemokratom, tym lepiej dla komunistów, którzy w sondażach wyrośli już na drugą siłę w państwie (w Czechach po 1989 r. partia komunistyczna nie zmieniła swej nazwy). Niedawno mieli zjazd, na którym ich lider wygłosił pouczające przemówienie. Vojtěch Filip, podobnie jak Alexis Tsipras w Grecji (i Viktor Orbán na Węgrzech), uważa projekt europejski za schyłkowy, a całą nadzieję na przyszłość pokłada w nacjonalizacji i rozwijaniu stosunków z Azją, głównie z Chinami. Czyli – jak na obecną Europę – w granicach normy.

Właśnie zmiana kontekstu europejskiego uprawdopodobnia przyszłą koalicję socjaldemokratów z komunistami. Będzie ona pewna, jeśli wybory prezydenckie na początku 2013 r. wygra kandydat socjaldemokratów Jiří Dienstbier, który otwarcie opowiada się za sojuszem z komunistami, łamiąc panujące dotąd wśród socjaldemokratów tabu. Na razie w sondażach przewodzą kandydaci ponadpartyjni – Jan Fischer i Jan Švejnar – ale pierwszy był przed 1989 r. w partii komunistycznej, co kompromituje go w oczach wyborców centroprawicowych, a drugi sam nie wie, czy wystartuje. Czesi mają wprawdzie swoich polityków powyżej uszu, ale jak przyjdzie co do czego, głosują na kandydatów partyjnych.

POSADY I ROSZADY

Wygrana Dienstbiera będzie oznaczać przedterminowe wybory parlamentarne. Niepopularny rząd Petra Nečasa, którym od początku wstrząsają afery korupcyjne, trzyma się jeszcze tylko dzięki kilku „słupom”, czyli uciekinierom z wyrzuconej z koalicji partii Sprawy Publiczne.

Wśród socjaldemokratów popularna jest teoria, być może spiskowa, że od początku tak to było wymyślone. Nieznane niemal nikomu przed wyborami Sprawy Publiczne znienacka dostały pieniądze na kampanię, bo z zamówionych przez ODS badań wynikło, że do tanga (czyli utworzenia centroprawicowego rządu) potrzeba będzie trojga. Problem pojawił się po wyborach, gdy szef tej partyjki Vít Bárta – prywatnie właściciel największej agencji detektywistycznej w kraju – zażyczył sobie stanowiska ministra transportu i zaczął straszyć kolegów z rządu zebranymi ponoć zawczasu ciekawymi informacjami. Czyli, jak mówią Rosjanie, kompromatami.

Bárta pożądaną posadę dostał, a wkrótce prasa zaczęła ujawniać afery w kierowanym przez niego resorcie. Dość powiedzieć, że wspomniany polityk nie jest już ministrem ani członkiem rządu, ostatnio został nawet skazany za korupcję, a dwóch na trzech (spośród ponad 20) posłów jego partii zmieniło barwy klubowe. Jeśli komuś kojarzy się to z obyczajami praktykowanym w parlamencie ukraińskim, to słusznie.

SŁABOŚĆ POLITYKI, SŁABOŚĆ PAŃSTWA

Czy przejęcie władzy przez socjaldemokratów zmieniłoby coś w czeskiej polityce? Jeśli w koalicji z komunistami, to na gorsze. W polityce zagranicznej oznaczałoby dalszą izolację Czech, bo tutejsi komuniści są antyniemieccy, ksenofobiczni i jeszcze bardziej niechętni pogłębianiu integracji Europy niż ODS. I choć socjaldemokraci opowiadają się za integracją i nie boją się nawet tego słowa na „f” (federalizm), w razie utworzenia przez nich rządu z komunistami współpraca polsko-czeska nadal będzie się sprowadzać – w najlepszym razie – do rytualnego klepania się po plecach przy okazji bezproduktywnych spotkań, których nie udało się uniknąć.

Czescy komentatorzy od dawna zwracają uwagę, że słabość instytucji i kultury politycznej w ich kraju, brak zaplecza i przygotowania intelektualnego elit politycznych, nieumiejętność zdefiniowania celów strategicznych i ich realizacji, a także uległość wobec grup lobbingowych i wprost endemiczna korupcja uniemożliwiają jakąkolwiek sensowną politykę zagraniczną.

Niekiedy objawia się to w sposób spektakularny – jak przed kilkoma laty, gdy Czesi (społeczeństwo i państwo) okazali się niezdolni do udziału w projekcie USA budowy tzw. tarczy antyrakietowej. Na co dzień wyrazem tej indolencji (tu jednak wina leży też po polskiej stronie) jest nieumiejętność wykorzystania choćby części potencjału ewentualnej współpracy z Polską w kwestiach energetycznych, bezpieczeństwa czy związanych z kształtowaniem polityki spójności Unii na lata 2014-20.

Dziś nawet brytyjska telewizja BBC zamienia miejscami Czechy na mapie z Austrią (to przy okazji materiału o rasizmie na polskich i ukraińskich stadionach). Przykre. Ale nawet z polskiego punktu widzenia to faktycznie żadna różnica.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2012