Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sprawa na różnych poziomach angażuje bowiem rząd – zwłaszcza ministerstwa sprawiedliwości i obrony narodowej – oraz prezydenta. Test to niełatwy, bo przecież problem trzeba rozwiązać bez naruszania zasady niezależności prokuratury i pamiętając zarazem, że wszystko wokół przesiąknięte jest polityką. W tle mamy śledztwo smoleńskie i wielu prokuratorów kojarzonych z określonymi opcjami politycznymi.
Od chwili strzału w policzek płk. Mikołaja Przybyła widać, że nie jest to sprawa, którą można kontrolować, niczym nie przymierzając – dopalacze. Oto np. Andrzej Seremet domaga się dymisji Parulskiego. Robi to na kilka dni przed posiedzeniem Krajowej Rady Prokuratury, która na wniosek prezydenta miała się zastanowić, jak załagodzić sytuację. Prezydent nie bardzo wie, jak zareagować na akcję Seremeta, więc odpowiada tylko, iż jest mu przykro i że jeśli nic się nie zmieni, to „będzie się zastanawiał, jaką ostatecznie podjąć decyzję”. W kropce jest też szef MON, na którego ręce wniosek Seremeta wpłynął. A minister sprawiedliwości ponagla głowę państwa do szybkiej i stanowczej decyzji. Wyszło niezręcznie? Raczej tak.
Platforma ma jeszcze szansę nadać sprawie właściwszy bieg. Padają wnioski o zreformowanie pracy prokuratury generalnej – m.in. po to, by podporządkować ją bardziej Sejmowi, ale też by dać jej szefowi swobodę w doborze współpracowników. Pytanie brzmi, czy rządząca Polską ekipa potrafi dokonać zmian, nie oglądając się ani na personalia (kto za Parulskim, kto za Seremetem), ani na skutki dla choćby najbardziej kontrowersyjnego śledztwa, jakim jest sprawa smoleńska. To na dłuższą metę pozwoli uniknąć kolejnych przykrości.