Przepisana przeszłość

W „Pamięci pamięci” nie znajdziemy ani nadmiernej żałoby, ani nostalgii, chociaż to najczęstsze tropy organizujące myślenie o rodzinnej przeszłości. Autorka uniknęła tej pułapki i stworzyła dzieło oryginalne.

14.09.2020

Czyta się kilka minut

 / DMITRY BELYAKOV / MATERIAŁY PRASOWE
/ DMITRY BELYAKOV / MATERIAŁY PRASOWE

Rosyjska poetka i prozaiczka Maria Stiepanowa porównała pamięć do składowiska śmieci. Pełno tam nie tyle skarbów, co starych reklamówek. Powszechne sortowanie wspomnień i śladów prowadzone jest jednak z nadzieją, że uda się znaleźć coś wyjątkowego.

Proces ten Stiepanowa opisała w niezwykle erudycyjnym dziele zatytułowanym „Pamięci pamięci”, które ukazało się w grudniu 2017 r. Zanurza się w nim w ponad stuletnią historię swojej rodziny, inteligenckiej od pokoleń. Tytuł – zarówno w oryginale, jak i w przekładzie – jest niejednoznaczny. Czy to liczba pojedyncza, czy też mnoga? Czy mamy do czynienia ze stwierdzeniem? A może to westchnienie, rodzaj wezwania lub lament? Książka nie mieści się w ramach gatunkowych. Autorka nazywa ją romansem, co ma się czytelnikowi kojarzyć z literaturą awanturniczo-miłosną i popularną. To jednak najwyższej próby esej będący refleksją na temat badania domowego archiwum.

Etyka pamięci

Kiedy Stiepanowa przygląda się historii rodziny, jest z nią Marcel Proust z mistrzowską odpowiedzią na pytanie o możliwość odzyskania czasu. Przeszłość trzeba przepisać i można różne rzeczy w niej zmieniać. Na przykład płeć. Pierwowzorem Albertyny, bohaterki „W poszukiwaniu straconego czasu”, był wszak szofer Alfred Agostinelli, z którym Proust pozostawał w związku. W „Pamięci pamięci” znajdziemy dużo poezji i tragicznych losów poetek. Pojawia się Anna Achmatowa z jej represjonowanymi przez Stalina mężami i synem oraz zakazami publikacji. Jest zmarły z głodu w więzieniu oblężonego Leningradu wspaniały absurdysta Daniił Charms.

Jest też Charlotte Salomon, niemiecka Żydówka, z powstałym w ciągu półtora roku (1941-43) na Lazurowym Wybrzeżu monumentalnym cyklem gwaszy „Życie? Czy teatr?”. Obrazki opowiadają historię kilku pokoleń jej rodziny. Do każdego rysunku załączone zostało krótkie wyjaśnienie oraz instrukcja, jakiej muzyki należy słuchać, oglądając go. Historyjki dotyczą wspólnego spędzania czasu, ale też koligacji, profesji, romansów, a nawet tego, co dziś uznajemy za molestowanie seksualne wewnątrz rodziny. Charlotte w nocie do odbiorcy prosi o wyrozumiałość dla łzawej natury swych prac. Stiepanowa komentuje, że „łzawa natura” jest u Salomon złośliwą autoironią. To diagnoza, która została ubrana w formę posiadającą cechy powieści bulwarowej.

Część prac Salomon eksponowana jest w Żydowskim Muzeum Historycznym w Amsterdamie i to tam ogląda je autorka „Pamięci pamięci”. Charlotte zginęła w Auschwitz, będąc w trzecim miesiącu ciąży. Mimo to jej zapiski – jak podkreśla Stiepanowa – wykraczają poza wspomnienia ofiar Holokaustu. Wydaje mi się, że to właśnie ten cykl zainspirował rosyjską pisarkę do określenia swego dzieła mianem romansu.

W „Pamięci pamięci” nie znajdziemy ani nadmiernej żałoby, ani nostalgii, chociaż to najczęstsze tropy organizujące myślenie o rodzinnej przeszłości. Autorka unika tej pułapki. Jest w tej książce znamienny fragment: ktoś w Europie Zachodniej, słysząc, że Stiepanowa (a przynajmniej odpowiadające jej „ja” mówiące w książce) zajmuje się historią swojej żydowskiej rodziny w Rosji, zauważa: „Będzie to jedna z tych książek, które pozwalają zrozumieć tragedię XX w. poprzez indywidualne losy bliskich”. „Jedna z tych”.

Krytycy często przywołują scenę opisującą wycieczkę autorki do Saratowa. Miejscowy przewodnik odnalazł dom, być może rodzinne gniazdo Stiepanowów. Przemówiły znajome kąty podwórza, deski, które były świadkami życia jej krewnych. Wzruszenie, stopa zanurzona w nurcie rzeki czasu. Potem telefon: „Proszę wybaczyć, to jednak nie tam. Pomyliłem ulice”. Czy wszystkie te przeżycia zostały unieważnione, bo uruchomiła je niewłaściwa deska i cudze podwórko? A może przeszłość zdołała wymknąć się przedmiotom, przeniosła się do sfery, w której wyraźniej widać tak pułapki, jak i zalety nostalgii?

Wspomnienia roją się wszak od projekcji naszego doświadczenia kulturowego i przeinaczeń. W „Prawdziwym życiu Sebastiana Knighta” Vladimira Nabokova V, próbujący napisać biografię swojego brata, tytułowego powieściopisarza, ma podobne dylematy. Spędza brzemienną w decyzję noc przy łóżku umierającego Knighta, po czym dowiaduje się, że to nie ta sala, chory nosi zaledwie zbliżone nazwisko, a jego krewny już nie żyje. Zupełnie jak w Saratowie: wzniosłość wywrócona, wyjątkowość rozchwiana, a jednak zakwestionowane doświadczenie nie znika, nabiera za to innej gęstości.

Przewodnikami Stiepanowej po dziejach zmarłych krewnych są m.in. pocztówki i zdjęcia – nawet te pornograficzne, w tym większą wprawiające konsternację, że i ten, kto patrzył, i ta, która pozowała, od dawna nie żyją. Są też dyplomy, zaświadczenia, a nawet przypominające obrus plany chersońskiej fabryki, która należała do krewnego, Isaaka Guriewicza. Ważna jest też pieczołowicie rozszyfrowywana korespondencja.

Autorka myślała o włączeniu do książki listów ojca. Poprosiła go o zgodę. Sądziła, że będzie to formalność, ale okazało się, że on nie chce publikacji, bo nie utożsamia się z tym, co jako młody ­inżynier pisał z odległych zakątków ZSRR, a co autorka określiła jako wyraz entuzjazmu charakterystycznego dla ludzi odpowiedzialnych za wielkie sowieckie projekty budowlane z lat 70. Według ojca były to opisy śmiesznych drobiazgów, którymi chciał sprawić rodzinie przyjemność. Nie mogą być jednak świadectwem ani czasu, ani miejsca. Chciał oszczędzić bliskim wiedzy o trudnych okolicznościach pracy w tajdze. Nie ma zatem w „Pamięci pamięci” jego listów. Inaczej z martwymi. Etyka żywych, w tym zasada poufności korespondencji, na nich się nie rozciąga.

Kobiety piszą historię kobiet

Tuż przed „Pamięci pamięci” Stiepanowej przeczytałam „Listy z cytadeli 1886” Bronisławy Waligórskiej, niedoszłej terrorystki, otwierające serię Archiwum Kobiet Instytutu Badań Literackich PAN, poświęconą niepublikowanym dokumentom piśmienniczym kobiet. Mimo różnej natury tych tekstów odnajduję w nich coś wspólnego. Monika Rudaś-Grodzka we wstępie do „Listów z cytadeli” i Stiepanowa zauważają zgodnie, że rzeczy należące do ludzi martwych zaczynają wytwarzać pamięć o nich i zasłaniają „niknące widmo” osoby. Różni je jednak podejście. Rudaś-Grodzka otwiera się na te widma, jest gotowa do odprawienia dziadów i podjęcia pracy żałoby. Stiepanowa zaś, pisząc książkę, ma poczucie, że nie zbliża się do swoich przodków. Owszem – odkryła dokumenty, zbudowała związki przyczynowo-skutkowe, naniosła historię prywatną na powszechną, ale w jej zapiskach powraca zwątpienie w sens przedsięwzięcia.

Najciekawszą dla mnie postacią w „Pamięci pamięci”, poza samą autorką, pozostaje jej prababka Sara Ginzburg, uwięziona w Twierdzy Pietropawłowskiej za rozpowszechnianie nielegalnej literatury. Jest rok 1907. Bronisława Waligórska 21 lat wcześniej siedzi w X Pawilonie warszawskiej cytadeli za nieudaną próbę zamachu. Po pół roku popełnia samobójstwo. Pozostają po niej listy do siostry Jadwigi i wspomnienie Władysława Mickiewicza.

Sara z więzienia rusza do Paryża i po siedmiu latach wraca do Rosji z dyplomem lekarskim, który po trudnych egzaminach zdobywa na Sorbonie. „Takich jak ona były setki, jeśli nie tysiące. Studia medyczne we Francji były najtańsze w ­Europie. Od końca lat 60. XIX w., gdy uniwersytety powoli zaczęły otwierać się dla kobiet, zasiliła je populacja rosyjskich studentek. Przed 1914 r. stanowiły one siedemdziesiąt, a nawet osiemdziesiąt procent kobiet studiujących tam medycynę”. Sara Ginzburg żyje 99 lat.

Bronisława Waligórska i Sara Ginz­burg są poddanymi Imperium Rosyjskiego, pierwsze dziesięć lat życia Sary przypada na ostatnią dekadę Bronisławy. Stoją w pierwszym szeregu, chociaż niezbyt blisko, walki o wolność. Obie należą do partii politycznych, obie są emancypantkami. Zapewne mają podobne postępowe poglądy, być może gdzieś się różnią. Jedna się wypaliła, a druga zabiła. Historii nie piszą dziś już tylko zwyciężczynie. Nad obiema pochylił się ktoś z żywych. Kobiety piszą historię kobiet.

Mam wrażenie, że powracające w humanistyce i literaturze pięknej zainteresowanie przełomem XIX i XX w., okresem poprzedzającym rozpad imperiów, ówczesnymi praktykami, wiarą w postęp, możliwością zmiany społecznej – otóż to zainteresowanie wiąże się z depresją, którą naznaczone są nasze czasy. Szukamy w przeszłości rozwiązań naszych aktualnych problemów, nowej wizji przyszłości. Lekcja rewolucji budzi jednak wiele zastrzeżeń. Obiecując świetlaną przyszłość, rewolucja zabiła i zniewoliła o wiele więcej ludzi niż carski reżim. Rozpad komunistycznego bloku posłużył głównie klasie średniej i oligarchom. Czy los prekariatu jest lepszy od losu proletariatu?

Rosyjska pamięć

„Pamięci pamięci” zbiera nie tylko nagrody, pochwały krytyków i środowiska literackiego. Wzbudza też silne emocje. Książka Stiepanowej zaledwie mimochodem porusza temat represji w Rosji. Autorka nie chciała, by temat ten zdominował jej opowieść. Pojawia się co prawda poległy w obronie Leningradu Lodik Grimmelfarb, który odrzucił propozycję awansu, by nie brać odpowiedzialności za rozkazy prowadzące do śmierci innych, ale to tylko mgnienie. Jest Iwan Adolfowicz, który wysyłał pocztówki do Sary Ginzburg, kiedy siedziała w Pietropawłowce. Gdyby nie te widokówki, nie pozostałby po nim żaden ślad. Nie wiedzielibyśmy, że był profesjonalnym rewolucjonistą, potomkiem polskich powstańców, przyjacielem Lenina i członkiem Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. I że we wrześniu 1937 r. został rozstrzelany.

Stiepanowa wysyła nam prosty komunikat: moim się nic nie stało, obok śmierć, a oni sobie żyli. „Moja rodzina niespecjalnie się postarała, aby nasza historia zabrzmiała ciekawie w opowieści”. „Krewni innych osób byli aktorami historii – a moi statystami, czy jakoś tak. Żaden z nich nie walczył, nie był represjonowany (mgliste aluzje do aresztowania i przesłuchania odnosiły się także do drugiego dziadka, ale i tam najpewniej rozeszło się po kościach, przeszło bokiem) (...). Byli wśród nich lekarze, wielu lekarzy i inżynierów, byli architekci (...), byli księgowi i bibliotekarze. Pędzili bardzo spokojne życie, najpewniej na uboczu machiny historii”.

Na spotkaniach wokół „Pamięci pamięci” powraca nazwisko Jurija Dmitrijewa – członka Memoriału, historyka z Karelii, który zajął się poszukiwaniem szczątków ofiar stalinowskich represji w okolicach Miedwieżjegorska, czyli blisko Sołowek i początku Biełomorkanału. Dmitrijew siedzi w więzieniu. W lipcu 2020 r. skazano go na trzy i pół roku kolonii karnej. Powinien wyjść w listopadzie 2020 r., bo zaliczono mu areszt tymczasowy. Pretekstem do uwięzienia był zardzewiały pistolet, czyli zarzut posiadania broni (oddalony) i domniemane czyny pedofilskie, których miał się dopuścić wobec adoptowanej córki, co wszyscy obserwatorzy uznają za fałszywe oskarżenie o szczególnie obrzydliwym charakterze.

W 1997 r. Dmitrijew znalazł w uroczysku Sandarmoch jamy grobowe i udało mu się ustalić nazwiska 6241 potajemnie zagrzebanych tam ofiar. W 2016 r. zaczęły się pojawiać publikacje, które dowodzą, że w Sandarmochu pochowano nie ofiary stalinowskich represji, ale czerwonoarmistów rozstrzelanych przez Finów. Państwo mówi „nie” pracy historyka, który postanowił upamiętnić ofiary stalinowskiego reżimu. Ma na to swoje sposoby oraz odpowiednie instytucje. 5 sierpnia w Sandarmochu od lat odbywa się Dzień Pamięci, na który, mimo niechęci władz, zjeżdżają setki ludzi. W lesie powstają pomniki poświęcone grupom narodowościowym, zawodowym i religijnym. Krewni wybierają drzewa, do których przybijają tabliczki z imionami zamordowanych członków rodzin. Ich żałoba jeszcze się nie dopełniła, jest wciąż świeża i pełna poczucia krzywdy.

Ludmiła Ulicka w rozmowie o „Pamięci pamięci”, wspominając uwięzienie Jurija Dmitrijewa, zauważyła, że Rosja jest jak feudalna dama – rości sobie prawo do wszystkich, którzy kiedykolwiek urodzili się i troszkę pożyli na jej terytorium, a pamięć nadal pozostaje w tym kraju w konflikcie ze strachem. Państwo zaś lepi z martwych, co tam sobie chce.

Stiepanowa się nie boi, o nie. Nie boi się zajmować pozycji zupełnie osobnej. Z pewnością jej książka nie jest ­odpowiedzią na państwowy popyt, jak kilka głośnych powieści ostatniej dekady (tytułów nie przytaczam, bo nawet krytyka napędza zainteresowanie). Ich autorzy serwują nam następujący komunikat: tak, na wczesnym etapie tworzenia się ZSRR były zbrodnie, ale ważniejsza niż ich upamiętnienie jest świadomość panującego wówczas modernizacyjnego trendu. Należy się skoncentrować na dominującym pragnieniu zrzucenia oków tradycyjnej obyczajowości (proces ten przebiegał pod okiem okrutnych, acz szczerze zaangażowanych pracowników organów służb specjalnych, którzy byli twardzi i seksowni, a za swą szczerość zapłacili śmiercią). Bohater – służbista – wzbudza emocje, dlatego poświęca się mu wiele uwagi. O tysiącach zabitych mowa jest w jednym, góra dwóch zdaniach. Niby są, a jakby ich nie było. Te książki są atrakcyjnie napisane i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wyczuwalny smrodek podprogowo przekazywanej ideologii.

Osobność dzieła Stiepanowej polega na tym, że konfrontuje się z przeszłością na własnych zasadach, które pozwalają jej eksplorować nie tyle historię rodziny, ile siebie jako podmiot piszący i wytwarzający wiedzę o przeszłości. Dostępność archiwów, nawet jeśli nie wszystkich i niekoniecznie w Rosji, lawinowo rośnie. W cyfrowych chmurach pojawiają się nawet archiwa rodzinne. Uwiecznienie w internecie korespondencji, dokumentów i zdjęć przodków starcza nie tylko na nostalgiczną anegdotę, ale jest też znakiem wejścia w tę przestrzeń osób spoza cechu profesjonalnych historyków.

Przeszłość się demokratyzuje. Państwo, choćby nie wiem jak bardzo chciało utrzymać monopol w tej dziedzinie, nie zdoła tego procesu zatrzymać. Państwo ma jednak instytucjonalną ciągłość, a ugrupowaniom społecznym takim jak Memoriał brakuje dofinansowania, ich członkinie i członkowie są zaś podatni na represje. Tak jest nie tylko w Rosji. Nadzieję dostrzegam w dobrej literaturze, która jest kapsułą czasu. Tak jak książka Marii Stiepanowej, w której przeszłość pojawia się w formie nadanej przez naszą teraźniejszość. ©

MARIA STIEPANOWA (ur. 1972) – poetka i dziennikarka rosyjska, ukończyła studia w Instytucie Literackim im. Gorkiego. Pracowała jako redaktorka naczelna OpenSpace.ru, portalu o tematyce społeczno-politycznej, i serwisu Colta.ru. Nagrodzona m.in. Nagrodą im. Andrieja Biełego i stypendium im. Josifa Brodskiego (Joseph Brodsky Fellowship Fund). Jej utwory dotykają m.in. problematyki polityki rosyjskiej i sytuacji w Donbasie. Znana jako wybitna poetka, pisze równie ciekawą prozę. W 2014 r. ukazał się zbiór esejów „Jeden, nikt, nie ja”. Stiepanowa zaangażowana jest także w pracę dziennikarską. Jej wiersze przetłumaczono na wiele języków, w tym fiński, hebrajski, włoski, angielski, francuski, serbski, chorwacki i niemiecki. W Polsce ukazał się tom Stiepanowej „Wojna bestii i zwierząt” w przekładzie Zbigniewa Dmitrocy oraz „Pamięci pamięci” (przeł. Agnieszka Sowińska) – wydana w Rosji w grudniu 2017 r., została okrzyknięta przez krytyków najważniejszą rosyjską książką ostatniego dziesięciolecia.

23 października z MARIĄ STIEPANOWĄ na Festiwalu Conrada porozmawia Małgorzata Nocuń.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2020

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad nr 2/2020