Prywatyzacja albo uwiąd

Strajk generalny w górnictwie zażegnano, ale problemy pozostały. Rozwiązać je trudno, bo nakładają się tu kwestie ekonomiczne, polityczne i społeczne.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

W ostatnich kilkunastu latach próby naprawy podejmowały wszystkie kolejne rządy, co kosztowało ogromne pieniądze z publicznej kasy. I choć część zamierzeń osiągnięto, nadal aktualne jest pytanie zasadnicze: kiedy kopalnie staną się przedsiębiorstwami takimi jak inne?

To, że dotychczas nimi nie są, wynika przede wszystkim ze znaczenia węgla w polskiej gospodarce. Jego cena wpływa na cenę prądu, ta zaś - na koszty produkcji niemal wszystkiego. Domy nadal ogrzewa się głównie węglem. Ogromna rola tego surowca sprawiła, że państwo długo kontrolowało jego ceny, wpłynęła też na stosunek do prywatyzacji górnictwa jako branży strategicznej.

W ostatnich latach nałożyła się na to troska o bezpieczeństwo energetyczne, w którego utrzymaniu własne zasoby węgla bardzo pomagają. W okresie szalejących cen ropy i dominacji jednego dostawcy na europejskim rynku gazu to argument istotny, nie powinien jednak oznaczać rezygnacji z rachunku ekonomicznego. Poza tym, skoro węgiel ma nam zapewnić bezpieczeństwo energetyczne w przyszłości, ta branża już dziś powinna się rozwijać, a przede wszystkim - unowocześniać. To wiąże się z wydatkami, których skala właściwie przesądza odpowiedź na pytanie: co zrobić z górnictwem?

Pieniądze na rozwój

Z trzydziestu jeden polskich kopalń prywatna jest jedna (niewielka), reszta należy do państwa. Nie da ono jednak górnictwu pieniędzy na rozwój. Nie umorzy też kolejny raz jego długów wobec budżetu, bo nie pozwalają na to przepisy unijne (ostatni raz taka "darowizna", w wysokości 18 mld złotych, zdarzyła się w 2003 r.). Rozwój muszą więc sfinansować same kopalnie - albo ich nowi właściciele.

Czy możliwe jest pierwsze z tych rozwiązań? Dwóch tłustych lat (2004 i 2005), kiedy górnictwo miało łącznie prawie 4 mld złotych zysków, w tym celu nie wykorzystano, a potem zyski zaczęły drastycznie spadać. "Gdzie się podziały te pieniądze, dlaczego górnictwo jest wciąż niedoinwestowane, nie ma na nowe technologie?" - pytał niedawno prof. Jerzy Buzek. Rzeczywiście, kopalnie są nadal niedoinwestowane, dramatycznie brakuje im - jak to określają górnicy - zapasowych frontów robót: na inwestycje, na nowe pola wydobywcze, na jeszcze głębsze pokłady (nawet do 1300 metrów, jak w RPA), na drążenie szybów. Na niesłychanie kosztowne badania nad czystymi technologiami węglowymi górnictwo potrzebuje w ciągu najbliższych dziesięciu lat co najmniej 20 mld złotych. Samo ich nie zgromadzi, nie może też liczyć na uzyskanie tak dużych kredytów.

Holding na giełdę

Jedynym realnym sposobem zgromadzenia potrzebnych pieniędzy jest więc prywatyzacja. Możliwie szybka, bo inaczej górnictwo zacznie się zwijać. Już pojawiły się kłopoty z wydobyciem odpowiedniej ilości dobrego węgla. Kopalnie sprzedają go mniej i mają mniejsze zyski albo nie mają ich wcale. Jednocześnie rosną (i zapewne będą rosnąć nadal) płace, a w górnictwie stanowią one średnio połowę kosztów. Przy utrzymaniu się tych tendencji groziłaby nam zatem powtórka "modelu niemieckiego", czyli stopniowa likwidacja nie tylko pojedynczych kopalń, ale całej branży. Rząd RFN ogłosił, że ostatnią kopalnię zamknie w 2018 r., uznając, że dalsze dopłacanie miliardów euro z kieszeni podatnika nie ma ekonomicznego sensu.

Prywatyzację górnictwa należało zresztą zacząć wcześniej, gdy kopalnie miały zyski i były bardziej atrakcyjne dla inwestorów. Przez dwa lata rządów PiS wstrzymano ją jednak w niemal całej gospodarce. Podejście obecnego rządu jest na szczęście inne: minister skarbu zapowiada, że akcje Katowickiego Holdingu Węglowego "bez zbędnej zwłoki" (a więc prawdopodobnie w tym roku) trafią na giełdę. Podczas Barbórki potwierdził to minister gospodarki.

Będzie to jednak prywatyzacja częściowa, bo górnicy z kopalń KHW zgodzili się tylko na sprzedaż mniejszościowego pakietu akcji. O terminie wprowadzenia na giełdę Jastrzębskiej Spółki Węglowej nic na razie nie wiadomo. Trzecia z górniczych spółek i największa w Europie firma w tej branży - Kompania Węglowa - nie ma na to szans, bo ciąży na niej 5 mld złotych długu. "Bogdankę", najlepszą polską kopalnię, do prywatyzacji szykowano już parę lat temu. Teraz mówi się, że może nastąpi to w 2009 r.

Nawet jeśli pierwsze "węglowe" akcje rzeczywiście w tym roku trafią na giełdę, na ich sprzedaży zyska tylko część kopalń. W pozostałych wiele się nie zmieni, a górnictwo jako całość nadal będzie się zmagać z brakiem pieniędzy na modernizację. To zresztą niejedyny kłopot. W kopalniach coraz bardziej dają o sobie znać problemy geologiczne. Sławomir Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej - która dostarcza węgiel koksowy hutnictwu, a więc najlepszy i najdroższy - przyznał, że latem zdarzało się, że 60 proc. wydobycia stanowił kamień. Kłopoty nie ominęły nawet lubelskiej "Bogdanki". "Uciekł nam pokład" - obrazowo określił tę sytuację jej rzecznik Mirosław Taras.

Kompania Węglowa musiała wyłączyć z produkcji niemal połowę jednej z kopalń, bo z powodu silnych tąpnięć pękały mury domów w Rydułtowach (zamieszkanych zresztą głównie przez górników). W kopalni "Szczygłowice" trzeba było wstrzymywać wydobycie w pokładach zagrożonych pożarami.

Co roku górnictwo "schodzi" osiem metrów głębiej pod ziemię. Przekroczyło już poziom 1100 metrów, gdzie temperatura sięga 30 stopni. Kompania Węglowa przymierza się do pokładu na głębokości 1300 metrów. Jej prezes Grzegorz Pawłaszek żartuje wprawdzie, że to tylko o kilka sekund dłuższa jazda windą, ale doskonale wie, jak rośnie wtedy zagrożenie - i koszty jego ograniczenia.

Boom nie pomaga

Finansowe problemy polskiego górnictwa mogą dziwić, bo na świecie jest dziś wspaniała koniunktura na węgiel. Jego zużycie rośnie, za tonę po raz pierwszy w historii płaci się ponad sto dolarów, choć w latach 90. kosztowała 30-50 dolarów. Ten boom to przede wszystkim efekt wzrostu popytu w Azji, głównie w Chinach i Indiach. Jednak transport węgla morzem na taką odległość jest nieopłacalny z uwagi na wysokie i stale rosnące opłaty frachtowe. Lądem natomiast można go dostarczać głównie na rynki europejskie.

Jak jednak wskazuje prof. Zbigniew Łęcki z Akademii Górniczo-Hutniczej, uważny analityk globalnych trendów energetycznych, od 1996 r. zużycie węgla na świecie wzrosło wprawdzie o prawie 30 proc., ale w Europie - która głównie ze względów ekologicznych przestawia się na gaz - zmalało o 8 proc. Polskie firmy nie mogą więc liczyć na zwiększenie sprzedaży na rynkach europejskich, bo więcej węgla tam po prostu nie potrzeba.

Zresztą gdyby nagle okazało się, że Europa chce go kupić więcej i dobrze zapłacić, kopalnie nie byłyby w stanie go dostarczyć. Już w zeszłym roku Węglokoks, główny eksporter węgla, miał sporo problemów z wywiązywaniem się z kontraktów. Sprzedaż za granicę zmniejszyła się o jedną trzecią i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach nadal będzie maleć. Znakomita koniunktura na świecie nie ma więc prawie żadnego wpływu na finanse polskiego górnictwa.

Co prawda i tak ważniejszy jest dla niego rynek krajowy. Bliski i pewny, bo polska energetyka przystosowana jest do węgla kamiennego i ta sytuacja utrzyma się jeszcze długo. Gospodarka rozwija się szybko, rośnie zatem zapotrzebowanie na prąd - no i na węgiel. Jednak w 2007 r. również w kraju kopalnie sprzedały go mniej, choć chętnych nie brakowało, a pod koniec roku elektrownie zgodziły się na 11-proc. wzrost cen. Okazało się bowiem, że górnictwo napotkało barierę, którą trudno będzie szybko pokonać: kłopoty z wydobyciem. Tak właśnie objawiły się skutki trudniejszych warunków geologicznych i wieloletnich zaniedbań inwestycyjnych.

Czynnik związkowy

Na te problemy nakładają się konsekwencje parokrotnej reorganizacji, wymiany menedżerów przy okazji zmian rządów oraz specyficznej roli związków zawodowych w górnictwie. Dla znających tę branżę na Śląsku jest oczywiste, że to one dyktują warunki. Można się było o tym przekonać parę lat temu, przy okazji górniczych najazdów na Warszawę, i ostatnio, przy groźbie strajku generalnego. Zarząd Kompanii Węglowej uległ tej groźbie i zgodził się na podwyżki, jakich żądali liderzy związkowi (o 14 proc.). Podobnie było w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, gdzie płace wzrosną o 9,5 proc. Tę spółkę jeszcze stać na podwyżki, bo ma zysk, choć mniejszy niż w poprzednim roku, a Kompanii Węglowej, która rok 2007 zamknie w najlepszym razie wynikiem bliskim zeru - na pewno nie.

W każdej z węglowych spółek działa od 9 do 13 organizacji związkowych. W pięciu kopalniach JSW są 44 komisje zakładowe, które rocznie kosztują spółkę 12 mln złotych (płace + ZUS). Do związków należy 104 proc. załogi, bo niektórzy są w kilku. W Kompanii Węglowej z kolei istnieje 179 zakładowych komórek związkowych. Ile kosztują, zarząd na wszelki wypadek nie ujawnia.

Ostatnio coraz wyraźniej widać, że problem stanowi nie tyle mnogość związków, ile ich rywalizacja. Od lat wiadomo, że skrajnie radykalny "Sierpień ’80" organicznie nie znosi "Solidarności": zwalczają się przy każdej okazji. Gdy ostatnio "S" i Związek Zawodowy Górników w Kompanii Węglowej żądały 14-proc. podwyżki, "Sierpień ’80" domagał się 30-proc. Nie udało się, więc teraz próbuje postawić na swoim w kopalni "Budryk".

Liderzy związkowi z reguły są zdecydowanie przeciwni prywatyzacji kopalń. W Katowickim Holdingu Węglowym zgodę na nią zarząd uzyskał tylko dlatego, że rozmawiał z górnikami bez pośrednictwa związków. Trwało to długo, ale się opłaciło: w referendum za prywatyzacją wypowiedziało się 52 proc. pracowników.

Czy ta dominująca rola związków zawodowych nie zniechęci inwestorów do "węglowych" akcji, gdy wreszcie trafią one na giełdę? Pewnie wywrze jakiś wpływ na ich decyzje, choć liczyć się będą przede wszystkim perspektywy węgla jako paliwa. Byłoby dobrze, by z tym giełdowym debiutem zdążyć przed końcem światowego boomu na ten surowiec; z szybkiego rozwoju Chin i Indii nie wynika jednak, by popyt na węgiel miał rychło zmaleć.

Pytanie, co zrobić z górnictwem, dotyczy jednak nie tylko poszukiwania pieniędzy na inwestycje. Prawdziwa prywatyzacja (tzn. wyzbycie się przez państwo wszystkich czy prawie wszystkich akcji spółek węglowych) nie obędzie się zapewne bez protestów. Każda taka zmiana wiąże się przecież z przekształceniami w firmach i nie wszyscy pracownicy są z nich zadowoleni, np. w górnictwie brakuje dziś ludzi: niebezpieczna praca na dole, nawet relatywnie dobrze płatna, często przegrywa w konkurencji z innymi zajęciami. Nie można jednak wykluczyć, że choćby automatyzacja niektórych robót za jakiś czas doprowadzi do zwolnień.

Na władze publiczne spadnie wówczas obowiązek zajęcia się tymi, którzy stracą pracę - i to skuteczniej niż podczas poprzedniej fali redukcji zatrudnienia w kopalniach. To też kosztuje, ale społecznie jest zdecydowanie bardziej korzystne niż wypłacanie zasiłków. A już na pewno mniej kosztowne niż wcześniejsze emerytury, do których górnicy zachowali prawo.

HALINA BIŃCZAK jest publicystką zajmującą się problematyką gospodarczą. Publikowała w "Gazecie Bankowej" i "Rzeczpospolitej", komentuje wydarzenia gospodarcze w Polskim Radiu i Radiu TOK FM.

BARBARA CIESZEWSKA jest dziennikarką "Rzeczpospolitej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2008