Protezy

W połowie maja Trybunał Arbitrażowy przy Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim rozpatrzył odwołanie Oscara Pistoriusa, 21-letniego lekkoatlety z RPA biegającego na protezach, i orzekł, że będzie mógł wystartować w igrzyskach olimpijskich w Pekinie razem z tzw. normalnymi biegaczami, jeżeli zdobędzie wymaganą kwalifikację.

27.05.2008

Czyta się kilka minut

Werdykt - podobnie jak wcześniejsze decyzje w tej sprawie - wywołał falę komentarzy (bardziej zresztą na zachodzie Europy niż u nas), dotyczących przede wszystkim dwóch zazębiających się kwestii: na czym ma polegać równość szans w rywalizacji sportowej i gdzie wyznaczyć granicę stosowania w sporcie nowych technologii.

Protezy Pistoriusa to bowiem nie lada wynalazek: składają się z nałożonych na siebie warstw włókna węglowego, które dzięki odpowiedniemu wyprofilowaniu zastępują biegaczowi stopy i część łydek amputowanych we wczesnym dzieciństwie. Trybunał orzekł wprawdzie, że nie ma wystarczających przesłanek, aby uznać, iż dają one Pistoriusowi przewagę nad pełnosprawnymi sportowcami, nie rozwiał jednak wątpliwości, które pojawiły się po badaniach sprzed niespełna pół roku. Wynikało z nich m.in., że niepełnosprawny zawodnik zużywa w biegu mniej energii niż jego pełnosprawni rywale, a jego sztuczna stopa stawia mniejszy opór powietrzu. "Czy za dziesięć, dwadzieścia lat - zastanawiają się komentatorzy - nie okaże się, że aby zdobyć złoto na igrzyskach, trzeba będzie biec w supernowoczesnych protezach? Czy ulepszające człowieka gadżety hi-tech nie wkroczą do sportu na stałe, skoro raz zdecydowano się na precedens?" U nas najmocniej postawił problem Rafał Stec, pytając na łamach "Gazety Wyborczej": "Czy wpuścilibyśmy na ring jednorękiego boksera, który sprawiłby sobie drugą dłoń ze stali?".

Całym sercem kibicuję wysiłkom Pistoriusa, który chce się wyrwać z paraolimpijskiego getta. Myślę, że mało kto uświadamia sobie, iż określenie "paraolimpijczyk" dla części niepełnosprawnych sportowców jest jak policzek: startują w paraolimpiadach, bo nie mają innego wyjścia, nie chcą być jednak traktowani jako quasi-biegacze, niby-oszczepnicy czy para-pływaczki. Niezależnie od tego jak szczytne ideały przyświecały organizatorom paraolimpiad, w praktyce są one cieniem głównej imprezy. Pistorius postanowił to zmienić: chce pokazać - i już zresztą pokazał - że stać go na to, aby ścigać się ze "zdrowymi".

Powstaje jednak problem: czy silna motywacja 21-letniego sportowca z RPA i ogromna praca, jaką już wykonał, to dość, by dać mu prawo udziału w zawodach, w których liczyć się powinna siła samych mięśni? O sukcesie lub porażce w sporcie decyduje - wciąż w to wierzymy - organizm zawodnika i to, w jaki sposób zostanie on przygotowany do rywalizacji. Owszem, ma swoje znaczenie kostium (wiedzą o tym chociażby skoczkowie narciarscy czy pływacy), sprzęt lub taktyka; mimo wszystko pozostają one jednak dodatkami do "nagiego" ciała. Czy mamy prawo zgodzić się, aby podczas sportowej rywalizacji "słabsze" ciało korzystało z podpórek? A jeśli tak, to czy z biegaczami mógłby się zmierzyć np. zawodnik bez nóg poruszający się na trójkołowym rowerze?

Konflikt, który zarysował się przy okazji sprawy Oscara Pistoriusa, ma wymiar tragiczny (oddam go tu, jak to w felietonie, grubą krechą, za co z góry przepraszam profesjonalistów). Po pierwsze, jest to konflikt między równorzędnymi wartościami, jak dążenie do doskonałości (powinniśmy pokonywać własne ograniczenia - zarówno fizyczne, jak mentalne) i sprawiedliwość (rywalizacja traci sens, kiedy jeden z uczestników może sięgać po środki niedostępne dla innych). Po drugie, w imię tej samej wartości (przekonania o jednakowej godności każdego człowieka) bronić możemy diametralnie różnych stanowisk: godności człowieka służyć będzie bowiem zarówno otwarcie przed Pistoriusem bram "prawdziwej" olimpiady, jak i utrzymanie status quo, gdy chodzi o zasady współzawodnictwa. W rezultacie tego konfliktu Oscar Pistorius znalazł się w sytuacji szczególnego "zawieszenia": dla swoich niepełnosprawnych kolegów jest o wiele za szybki; z kolei jego miejsce wśród "zdrowych" sportowców wciąż pozostaje sprawą nierozstrzygniętą.

Cała ta historia jest warta uwagi z jeszcze jednego powodu. Ale o nim napiszę innym razem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2008