Pozbywanie się lęku

Wojciech Werhun, jezuita, duchowy doradca: Nie ma czegoś takiego jak powołanie życiowe wyznaczone ze wszystkimi szczegółami przez Boga. To szkodliwe złudzenie.

06.07.2020

Czyta się kilka minut

Salzburg, Austria / MANFRED HORVATH / ANZENBERGER / FORUM
Salzburg, Austria / MANFRED HORVATH / ANZENBERGER / FORUM

MARIUSZ SEPIOŁO: Jakie były ­początki?

WOJCIECH WERHUN SJ: Proste. Jestem odpowiedzialny za organizację jezuickich obozów powołaniowych, które odbywają się zwykle dwa razy do roku. Ze względu na epidemię ten wiosenny nie mógł się odbyć. Choć zgłosiło się zaledwie trzech chłopaków. Postanowiłem poszukać innej formy. Z pomocą jednego ze współbraci, który z wykształcenia jest programistą, stworzyliśmy stronę z webinarami, czyli szkoleniami online. Szybko okazało się, że zmienia się idea całego projektu. Zrozumiałem, że powinien to być kurs nie tylko dla przyszłych zakonników.

Dlaczego?

Wypuściliśmy stronę praktycznie bez żadnej promocji, a zainteresowanie przerosło nasze oczekiwania. Zaczęło do nas pisać również wiele kobiet z różnymi historiami życiowymi. Mamy za sobą już trzy edycje: dwie majowe i jedną czerwcową.

Uczono nas, że rozeznawanie odbywa się w życiu człowieka tylko raz, w młodości, kiedy człowiek definiuje swoje życie raz na zawsze, aż do śmierci. Nie zgadzam się z tym. Jesteśmy napędzani przez jakiś cel i sens, ale co kilka lat przychodzi czas pytań, zmiany hierarchii wartości. Szczególnie w momentach krytycznych, kiedy przeżywamy życiowe kryzysy zawodowe, osobiste czy utratę bliskiej osoby. Ludziom na różnych etapach życia przydarzają się chwile, kiedy zaczynają szukać narzędzi, które pozwoliłyby te chwile zwątpienia przepracować.

Takie kryzysy dotykają duchownych?

Nie tylko. Kurs „Rozeznaj powołanie” jest dla wszystkich, którzy chcą w jakiś sposób w swoje życie wplątać Boga. Ale zdaję sobie sprawę, że w życiu kapłana czy zakonnika szczególnie trudne bywają momenty zwątpienia. To życie, wokół którego narosło wiele mitów, oczekiwań i konwenansów. Taka presja może prowadzić do zrzucenia sutanny czy habitu. Chciałbym, żeby nasza internetowa platforma była naturalną pomocą dla osób stojących przed decyzją i zmianą, oferującą życzliwe towarzyszenie i praktyczne narzędzia. Kryzysy wiary czy właśnie powołania to nie jest temat, o którym w Kościele swobodnie się rozmawia. To jakieś dziwne tabu. Jeśli już rozmawiamy, to tendencyjnie, oceniająco i oskarżająco. Tymczasem ci cierpiący i poszukujący ludzie nie dostają konkretnej pomocy.

Ten problem nie bierze się z niczego.

Wyrażę teraz niepopularną opinię. Nie wierzę w istnienie czegoś takiego jak powołanie. Wynika to z mojego doświadczenia, ze studiów biblijnych i z pracy z ludźmi. Nie sądzę, żeby Bóg miał wobec nas gotowy projekt. Ludzie lubią myśleć, że to Bóg rozpisuje ich życie na konkretne punkty: studia, zawód, ludzi, których spotykają, choroby i nieszczęścia, które przechodzą itd. Ale z tym łączy się bardzo smutne przekonanie, że jeśli nie wstrzelę się w ten Boży plan, jeśli go nie wypełnię, to będę nieszczęśliwy. A potem spotkam się z Bogiem po śmierci i będzie ze mnie niezadowolony.

Uważam, że nie ma żadnego takiego planu. Przekonanie o jego istnieniu przynosi ludziom więcej szkody niż pożytku, także na poziomie duchowym. Od kiedy pracuję przy rekolekcjach powołaniowych czy ignacjańskich, widzę, że takie podejście prowadzi do realnych problemów, ponieważ ludzie, podejmując decyzję np. o wstąpieniu do zakonu, robią to w ogromnym lęku czy poczuciu zobowiązania. Mają też tendencję do tego, by unikać odpowiedzialności za swoje życie i decyzje, zrzucając je na tajemniczą „wolę Bożą”. Jednocześnie niszczy to obraz Boga.

W jaki sposób?

Niektórzy przeżywają to naprawdę bardzo lękowo, podświadomie postrzegając Boga jako kogoś, kto się nimi bawi. Rekolekcje ignacjańskie, z których czerpiemy, dają dwa podstawowe doświadczenia konieczne do podjęcia dobrej decyzji: jestem kochany za darmo i jestem całkowicie wolny. Pomaga to podjąć życiową decyzję z hojnością i w poczuciu odpowiedzialności za samego siebie. Jednym z najważniejszych wniosków, z jakimi wyszli uczestnicy naszego kursu, było przekonanie, że Bóg jest po ich stronie. On nie chce ci gmatwać życia, On chce ci kibicować. Nie strzeli focha, bo nie robisz tego, co On dla ciebie zaplanował. Największy owoc takich rekolekcji to zaprzyjaźnienie się z Bogiem.

Czyli powołania nie ma?

Wszyscy jesteśmy zaproszeni do bycia z Bogiem i do życia w pełni. To jest prawdziwe powołanie, które wypływa z Pisma Świętego i duchowości chrześcijańskiej. A jak to zrealizujemy w naszym życiu, to już nasza sprawa. Miłość, wolność i odpowiedzialność za swoje decyzje wyznaczają nam kierunek.

Jak w praktyce kurs wyglądał?

Trwał trzy dni, po dwa moduły dziennie. Każdy moduł rozpoczynał się 15-minutową konferencją wideo z krótkim wprowadzeniem. Potem każdy uczestnik dostawał artykuły do przeczytania. A do tego ćwiczenia duchowe, medytacyjne z Pismem Świętego, ale też w stylu eksperymentu myślowego. Przykład: wyobraź sobie, że umierasz, i napisz swój testament. Uczestnicy pracowali indywidualnie w ciągu dnia, po czym spotykaliśmy się online. Każdy mógł się odnieść do wykonanych ćwiczeń, powiedzieć, co zrozumiał, jak mu to pomogło, co go zainspirowało. Dyskutowaliśmy. Starałem się, żeby każdy webinar kończył się praktycznie. Pytałem: jaką zmianę chcesz wprowadzić teraz w swoje życie? Co takiego się wydarzyło? Jak zaplanowałbyś jutrzejszy dzień?

Efekty?

Dostaliśmy 13 formularzy z feedbackiem. Uczestnicy dzielą się w nich wszystkim, co wyciągnęli z kursu. Widać, że rozeznawanie powołania to nie jest zawsze podjęcie decyzji: w lewo albo w prawo. To przede wszystkim proces poznawania samego siebie. Sprawdzania, na ile jestem wolny, na ile jeszcze nie. Dlatego to trwa całe życie! Zdarzało się, że uczestnicy odkrywali np. wydarzenie w ich życiu, które ich „trzyma”, blokuje i nie pozwala decydować o przyszłości. Takie odkrycie to bardzo konkretny owoc w kierunku dobrej decyzji! Jeden chłopak podjął ostateczną decyzję co do wyboru studiów.

Chętnych do kursu online było dużo więcej niż do tradycyjnego obozu powołaniowego. O czym to może świadczyć?

Szykowałem się na maksymalnie 12 osób. Przyjęliśmy 25, drugie 25 było na liście rezerwowej. Co to pokazuje? Rozeznawanie powołania to ciągle temat tabu. Chociaż na sam kurs zgłosiło się 50 osób, to jeszcze nigdy nie prowadziłem tak „martwego” fanpage’u na Face­booku. Okazało się, że prawie nikt nie chce go polubić, komentować. Zostawić po sobie jakiegokolwiek śladu. To moje wielkie rozczarowanie, zastanawiam się, jak się z tym zmierzyć. Widać, że wokół powołania narósł jakiś dziwny, tajemniczy, niemal sekciarski klimat. To nie pozwala zmierzyć się z tematem na poważnie.

Klerycy i księża opowiadają mi, że kiedy zastanawiali się nad pójściem do seminarium, nikomu o tym nie mówili. Nawet najbliższym.

O powołaniu w polskim Kościele można tylko szeptać – zresztą tak jak o wielu innych sprawach. Brakuje nam punktów odniesienia. Wyobrażenia o życiu duchownych najczęściej biorą się z kultury, filmów, telewizji, może plotek o życiu księży. W kościele z ambony słyszy się o żywotach świętych, z którymi nikt z nas nie ma nic wspólnego, bo prawdziwe życie tak nie wygląda. Z drugiej strony, z mediów dowiadujemy się o mrocznych stronach Kościoła, o pedofilii. Musi to rodzić ogromną niepewność. Albo dociera do ciebie totalne sacrum, albo totalne profanum.

Dla wielu ludzi jedynym przedstawicielem tego świata, z którym mają na co dzień styczność, jest proboszcz parafii.

Wraz ze swoim specyficznym sposobem mówienia, poruszania się, dobierania tematów rozmów. Wszystko to jest dla ludzi po prostu obce. Ja sam widzę różnicę: kiedy jem obiad we wspólnocie i kiedy wychodzę ze znajomymi na obiad na zewnątrz. To dwa zupełnie różne światy. Pamiętam, jak rodzice odwiedzili mnie po roku w nowicjacie, kiedy jeszcze bezkrytycznie chłoniesz cały „zakonny” świat i jesteś w stanie przyjąć z niego wszystko. Powiedzieli: „Wojtek, co się z tobą stało? O czym ty mówisz? Jak się zachowujesz?”. Jakbym przyleciał z innej planety. Dopiero później, kiedy mniej czasu spędzałem we wspólnocie, a więcej z ludźmi spoza zakonu, zaczęło mi się to normować. Wszystko to nie sprzyja rozumieniu problemów ludzi Kościoła i rozmowie o takiej kwestii jak powołanie.

Kościół za daleko odszedł od ludzkiej „normalności”?

Tak, jesteśmy zamknięci. I tego nie da się przełamać. Jestem w zakonie już 13 lat. Kiedy do niego wstępowałem, byłem zainspirowany przez „normalnych” jezuitów. Chłopaków, którzy robili muzykę, rap, reggae, którzy nosili krótkie spodnie i oddawali się barwnym pasjom. Teraz, po 13 latach, widzę, że zniknęli. Zostali „spacyfikowani”? Stracili energię i dali sobie spokój? Jedno jest pewne: ich dzisiaj nie widać. Zauważam niestety, że w Kościele ciągle dominuje przekonanie, iż świat zewnętrzny jest zły. Że dobry jest tylko nasz sposób myślenia, nasza organizacja czasu, nasz sposób na zarządzanie. W kontekście powołań jednym z głównych problemów ludzi wstępujących do zakonów jest odgórne oczekiwanie, że odrzucą „całą światowość”. Wszystko, czego się dotąd nauczyli, co rozumieją. Nie ma w Kościele podejścia w stylu: przychodzi ktoś nowy, nauczmy się od niego czegoś nowego. To duża strata. Wszystko, co ludzie wstępujący do zakonu wypracowali przez ćwierć wieku swojego życia, za murami musi po prostu zniknąć. Wszystko oprócz tego, co pasuje do naszej układanki.

I nie da się z tego schematu wyłamać?

Sam robię to głównie w rozmowach z ludźmi czy w tekstach, które publikuję. Wtedy to działa. Ale ciągle jest cała masa ludzi, którzy twierdzą, że jeśli myśli się inaczej, to jest to po prostu grzech i herezja. Poza tym, wszyscy wiemy, że zakonnicy, którzy próbują dialogować ze światem, są uciszani. Inni się wycofują.

A czego po kursie online dowiedział się prowadzący o własnym powołaniu?

Pracując nad przygotowaniem tego kursu zrozumiałem, że nie można myśleć o swoim życiu z lękiem. Nawet jeśli chodzą za nami trudne i bolesne pytania, to nie zaprowadzą nas w bagno, ale do życia. Tylko trzeba umieć z nimi posiedzieć i ich posłuchać. Warto być odważnym. Cokolwiek się dzieje. Nawet jeśli komuś rozpada się małżeństwo, a ktoś inny myśli o odejściu z zakonu – to nie ma się co spinać. Życia się nie przegrywa, ono toczy się dalej, wzbogacone o nowe, także trudne doświadczenia. A Bóg się nami nie rozczarowuje, nie taki jest dobry Ojciec.

Może bez lęku ten nasz Kościół nie cierpiałby tak mocno na syndrom ­oblężonej twierdzy.

Marzę o tym! Zazdroszczę ludziom żyjącym na zewnątrz, że podejmują życiowe decyzje z radością, a nie spiną. Żyją nadzieją i pragnieniami. A my w Kościele rozbijamy się ciągle o wątpliwości, nakazy i zakazy. Nasze życie staje się torturą. A przecież nie takiego życia chce dla nas Bóg. ©

 

WOJCIECH WERHUN jest jezuitą, księdzem, żeglarzem i egzegetą.Twórca kursu internetowego RozeznajPowolanie.pl. Pasjonat Tolkienowskiego Śródziemia, języka hebrajskiego i eskimoskiej tundry. Studiował filozofię na Akademii Ignatianum w Krakowie i Heythrop College w Londynie oraz teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Specjalizację z języka hebrajskiego i egzegezy zrobił na Boston College w USA. Zaangażowany w Odnowę w Duchu Świętym, kierownictwo duchowe oraz rekolekcje ignacjańskie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2020