Powodowani troską obywatelską...

“List 34" był pierwszym listem protestacyjnym w dziejach PRL. Wzbudził ogromne zainteresowanie na Zachodzie, zaś w Polsce doczekał się druku dopiero po dwóch miesiącach i to w okrojonej formie. Niezwłocznie przyszły natomiast represje: od odebrania paszportów, wstrzymania druku książek po zmniejszenie o 25 proc. nakładu “Tygodnika".

14.03.2004

Czyta się kilka minut

Co najmniej dwie formy protestów społecznych stosowane w PRL, w III Rzeczypospolitej zdewaluowano. A właściwie - skarykaturowano.

Pierwszą są protesty głodowe, którymi przed 1989 r. posługiwano się w sposób wyważony i przemyślany, ograniczając je wyłącznie do spraw o dużym ciężarze gatunkowym. Nigdy zaś - jak to teraz często bywa - nie uciekano się do nich w walce o cele ekonomiczne. Wystarczy przypomnieć, że pierwszą głodówkę protestacyjną zorganizowano w maju 1977 r. w warszawskim kościele św. Marcina w intencji wypuszczenia na wolność ostatnich pięciu uczestników protestu robotniczego z Czerwca 1976 oraz występujących w ich obronie działaczy Komitetu Obrony Robotników.

Głodówka przyniosła korzyści. Zatrzymanych stopniowo zwalniano, a 19 lipca Rada Państwa wydała dekret o amnestii, na mocy którego w następnych dniach wypuszczono na wolność ostatnich skazanych za udział w demonstracjach w Radomiu i Ursusie oraz działaczy KOR-u. Był to niewątpliwy sukces środowisk opozycyjnych i niezależnych, choć władze oficjalnie nie łączyły amnestii z protestami społecznymi, lecz kolejną rocznicą powstania Polski Ludowej. W następnych latach dotąd mało w Polsce rozpowszechnioną formą protestu posługiwano się jeszcze wielokrotnie, ale - zdaniem jednego z uczestników protestu z kościoła św. Marcina, Jana Józefa Lipskiego - bodaj nigdy “podczas następnych głodówek, nie udało się uzyskać w wymiarze duchowym aż tak wiele".

Drugą, zdewaluowaną w ostatnich latach, formą protestu są zbiorowe apele lub listy protestacyjne podpisywane w PRL przez ludzi o znacznym dorobku intelektualnym i często uznawanych w swoich środowiskach za autorytety moralne. W czasach, gdy przyczyną wystosowania listu otwartego przez “grono intelektualistów" może być np. konkretny (choć przyznajmy, że co najmniej kontrowersyjny) program telewizyjny, warto przypomnieć, że tą formą obywatelskiej ekspresji posługiwano się w PRL rzadko i w sposób przemyślany. Także dlatego, że sygnatariusze takich dokumentów - inaczej niż dziś - musieli liczyć się z jakimiś (nikt nie wiedział z jak silnymi!) negatywnymi reakcjami ze strony władz. Zbiorowe listy protestacyjne przygotowywano przy okazji spraw naprawdę ważnych. Wystarczy przypomnieć przygotowane na przełomie lat 1975/76 listy protestacyjne przeciwko planowanym przez władze zmianom w Konstytucji PRL; wcześniejsze protesty w obronie braci Kowalczyków, z których jednego, Jerzego, pierwotnie skazano na karę śmierci; listy domagające się zwolnienia z więzienia członków “Ruchu"; w sprawie Polonii w ZSRR czy apel z października 1986 r. Lecha Wałęsy i dziesięciu osobistości związanych z “Solidarnością" do władz USA o zniesienie sankcji gospodarczych wobec PRL.

Nie wszystkie tego rodzaju listy zbiorowe - znów inaczej niż dzisiaj, gdy nierzadko najważniejszy jest rozgłos medialny - były od razu rozpowszechniane. Nie dlatego, że z oczywistych powodów nie zależało na tym przedstawicielom niedemokratycznej władzy. Czasem sami sygnatariusze nie zabiegali o rozgłos, słusznie obawiając się, że w przypadku nagłośnienia protestu adresaci listu - dbali o swój jak najlepszy medialny wizerunek - w gniewie mogliby być mniej skłonni do kompromisów i ustępstw.

Przeciw cenzurze, dla dobra narodu

Pierwszym w PRL zbiorowym protestem był wystosowany 40 lat temu “list 34". 14 marca 1964 r. Antoni Słonimski złożył w kancelarii prezesa Rady Ministrów list następującej treści:

Do Prezesa Rady Ministrów

Józefa Cyrankiewicza

Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarzają sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu.

Leopold Infeld, Maria Dąbrowska, Antoni Słonimski, Paweł Jasienica, Konrad Górski, Maria Ossowska, Kazimierz Wyka, Tadeusz Kotarbiński, Karol Estreicher, Stanisław Pigoń, Jerzy Turowicz, Anna Kowalska, Mieczysław Jastrun, Jerzy Andrzejewski, Adolf Rudnicki, Paweł Hertz, Stanisław Mackiewicz, Stefan Kisielewski, Jan Parandowski, Zofia Kossak, Jerzy Zagórski, Jan Kott, Wacław Sierpiński, Kazimierz Kumaniecki, Artur Sandauer, Władysław Tatarkiewicz. Edward Lipiński, Stanisław Dygat, Adam Ważyk, Marian Falski, Melchior Wańkowicz, Jan Szczepański, Aleksander Gieysztor, Julian Krzyżanowski.

Treści listu, który wzbudził duże zainteresowanie na Zachodzie i wywołał tam falę wystąpień pisarzy i naukowców solidaryzujących się z polskimi intelektualistami, w Polsce długo oficjalnie nie publikowano. Dopiero po dwóch miesiącach, jako pierwsza i bodaj jedyna, ogłosiła go drukiem “Współczesność", zresztą bez nazwisk sygnatariuszy. Wkrótce okazało się, że Wydział Kultury KC PZPR przekazał redakcji wersję okrojoną o trzy, jakże wymowne słowa: “powodowani troską obywatelską".

Nie znaczy to jednak, że treść “Listu 34" do tego momentu była w kraju szerzej nieznana. Od końca marca sprawie wiele uwagi poświęcało Radio Wolna Europa, wywołując gniew kierownictwa partyjno-państwowego. I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka zarzucał sygnatariuszom, że nie czekali spokojnie na odpowiedź premiera Józefa Cyrankiewicza i pospieszyli się z informowaniem “dywersyjnej rozgłośni".

Zmniejszony nakład "Tygodnika"

Po krótkim czasie władze zdecydowały się na różne szykany wobec sygnatariuszy. Wstrzymywano druk książek i artykułów ich autorstwa, zakazano występów w radio i telewizji, a nawet wymieniania tam ich nazwisk, odmawiano wydawania paszportów. U Artura Sandauera pojawił się urzędnik, który odebrał mu świeżo wydany dokument, uprawniający do wyjazdu do Izraela w celu odwiedzenia ciężko chorej matki.

Najszerszym echem odbiły się jednak szykany wobec “Tygodnika Powszechnego". Cenzura “zdjęła" z jego kolumn wywiady z Janem Kottem, Antonim Słonimskim i Adamem Ważykiem oraz po kolei konfiskowała felietony popularnego “Kisiela" - Stefana Kisielewskiego. Nie to jednak okazało się najbardziej dokuczliwe. Decyzją administracyjną zmniejszono o 25 proc. przydział papieru na druk “Tygodnika", a tym samym jego nakład z 40 do 30 tys. egzemplarzy. Było to konsekwencją złożenia podpisu pod “Listem 34" przez redaktora naczelnego pisma - Jerzego Turowicza.

Pomysłodawcy “Listu 34" od razu postanowili, że - dla większego efektu - podpiszą go wyłącznie osoby o uznanym dorobku naukowym bądź literackim, co miało zwiększyć ciężar gatunkowy protestacyjnego wystąpienia. Oczywiste jest więc, że byli to ludzie w pewnym wieku: najmłodszy z sygnatariuszy dobiegał pięćdziesiątki, najstarsi mieli ponad 80 lat.

Przed laty Konstanty Jeleński na łamach paryskiej “Kultury" zwracał uwagę, że wśród pisarzy polskich tej samej klasy czy rangi literackiej, co sygnatariusze “Listu 34", zabrakło właściwie tylko dwóch osób: Jarosława Iwaszkiewicza i Juliana Przybosia. Nawet jeżeli była to opinia, z którą niektórzy chcieliby polemizować, trudno zaprzeczyć, że chyba już nigdy w Polsce przy podobnej okazji nie udało się zgromadzić takiej plejady intelektualnych znakomitości, jak 40 lat temu w przypadku “Listu 34". Intuicji i wyobraźni Czytelników pozostawiam odpowiedź na pytanie, które osoby we współczesnej Polsce musiałyby podpisać tego typu dokument, by nadać mu rangę porównywalną z “Listem 34"?

PROF. JERZY EISLER (ur. 1952) pracuje w Instytucie Historii PAN i Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Od listopada 2002 r. jest dyrektorem oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Wydał m.in. “List 34" (1993), a ostatnio “Grudzień 1970. Geneza, przebieg i konsekwencje" (2000), “Czerwiec 1976 w materiałach archiwalnych" (2002) i “Co nam zostało z tamtych lat..." (red., 2003).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2004