Powieść o Mieście

Alexis Curvers: TEMPO DI ROMA - bywają książki, które, choć może nie zdobędą szerokiej popularności, szybko stają się ulubioną lekturą kręgu wtajemniczonych. Przekazywane z rąk do rąk, stopniowo krąg ten poszerzają, a ich znajomość służy za znak rozpoznawczy ukrytej wspólnoty, pozwala nawiązać nić porozumienia z kimś zupełnie obcym. Taki właśnie los wróżę nieznanej dotąd u nas powieści belgijskiego pisarza.

28.06.2011

Czyta się kilka minut

Co powiedziawszy, podkreślić trzeba, że powieść "Tempo di Roma" bestsellerem, owszem, była. Wydana w 1957 roku, przyniosła Alexisowi Curversowi (1906-1992) sukces, kilka nagród, przekłady na inne języki i uważana jest za najważniejsze dzieło w jego dorobku. Sześć lat później zekranizował ją Denys de La Patelliere, z udziałem Charles’a Aznavoura, Arletty (sławnej dzięki filmom Marcela Carné) i Gregora von Rezzori, aktora i pisarza ("Gronostaj z Czernopola").

Curvers, urodzony w Liege, rodak i niemal rówieśnik Georges’a Simenona, zaprzyjaźniony z Marguerite Yourcenar, z wykształcenia filolog klasyczny, w latach 30. wykładał w greckim liceum w Aleksandrii, zwiedził wtedy Grecję, Bliski Wschód i po raz pierwszy Włochy. Podróż druga, odbyta tuż po wojnie, stała się inspiracją do powieści, którą pisał przez kilka lat i której tytuł pochodzi od obrazu Giorgia De Chirico.

Narrator książki, młody człowiek bez pieniędzy i z bagażem wojennych przeżyć (był wśród nich pobyt w obozie jenieckim pod Szczecinem), pochodzący z nienazwanego francuskojęzycznego miasta na północy, trafia do Włoch, do Mediolanu. Stamtąd, trochę przypadkiem, wyjeżdża do Rzymu; impulsem jest właśnie wspomniany obraz, który właścicielce, zaprzyjaźnionej z narratorem markizie Mandriolino, podarował podobno sam Mussolini. Zaczyna się melancholijna komedia, podszyta chwilami dramatem, odgrywana na wielkiej scenie Miasta.

Pojawiają się na niej postacie najróżniejszego autoramentu, od drobnych złodziejaszków po angielskiego arystokratę, rzymską hrabinę i pewnego biskupa in partibus infidelium, od reemigranta, który powrócił z belgijskiej kopalni z połamanymi nogami oraz żoną-prostytutką i workiem pełnym rupieci z zamkniętego burdelu, po ambasadora Stanów Zjednoczonych i jego angielską żonę. Ściąga też z Mediolanu markiza Mandriolino z młodym kochankiem imieniem Orfeo. Owładnięta ideą stworzenia zakonu, który zająłby się, śladem Franciszka z Asyżu, prawami naszych Braci Mniejszych, pragnie do niej przekonać swego kuzyna Eugeniusza - czyli Eugeniusza Pacellego, papieża Piusa XII. Niezrównany jest fragment, w którym relacjonuje swoje plany, a jej słowa przerywane są co chwila, niby w operze komicznej, komentarzami biskupa i... papugi, wszystko zaś rozgrywa się w niemal nierzeczywistej, teatralnej scenerii barokowego placu Sant’Ignazio.

Narrator, choć w Rzymie po raz pierwszy, dzięki wcześniejszym studiom szybko zaczyna sobie radzić jako przewodnik zagranicznych gości. Wykonuje tę pracę oczywiście nielegalnie, co rychło ściąga nań kłopoty. Zakochuje się w młodej i pięknej Geronimie i planują ślub, choć przyszła teściowa nieufnie traktuje obcego. On sam zaś, wcale o tym nie wiedząc, jest obiektem miłości tym większej, że niewypowiedzianej i właściwie niemożliwej; dowie się o niej dopiero po niespodziewanej śmierci kochającego...

Wszystkim tym powikłaniom przygląda się milcząco wieczny Rzym, dotknięty wprawdzie latami wojny, a wcześniej przeorany za sprawą ambicji Mussoliniego - trwają jeszcze prace przy via della Conziliazione, która z woli dyktatora zastąpiła plątaninę uliczek Borgo, otwierając widok na Bazylikę - mimo to jakby zawieszony w bezczasie, obojętny wobec zmian. "Tempo di Roma" to jedna z tych powieści, w których miasto nie jest tylko tłem, ale jedną z postaci, bohaterem równoprawnym z ludźmi, a może nawet od nich ważniejszym.

Podkreślają to wspaniałe ilustracje - fotografie Wojciecha Plewińskiego, plon podróży odbytej jesienią 1957 roku. Piękna książka: i jako lektura, i jako dzieło sztuki edytorskiej!

Wydawnictwo Austeria, Kraków-Budapeszt 2011, ss. 344. Przekład - a nie był on zadaniem łatwym! - autorstwa Elżbiety Jogałły.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2011