Półki

Wychowując się w okresie wczesnego komunizmu i realnego socjalizmu (cóż to za głupie określenie), widziałem wokół siebie mocno spracowanych, zmęczonych ludzi. Nie wykazywali oni większej woli przetrwania poza dziwną namiętnością do picia mocnych alkoholi. Część z nich czytała jednak książki, wprowadzając ten wirus również do mojego mózgu. I tak mój organizm został, chyba już na zawsze, skażony straszną chorobą, której objawem jest zbieranie książek. Lata mijają, a choroba się nasila. Na szczęście, gdyż bez niej świat byłby jeszcze bardziej upiorny.

06.12.2007

Czyta się kilka minut

Książki, które teraz, po przeprowadzce, leżą w stosach na podłodze, zapewniają poczucie bezpieczeństwa, gdyż otwierają bramy do światów, w które nigdy bym bez nich nie wstąpił. Problem polega na tym, że nie wyglądają estetycznie. Miejscem dla książki jest półka - elegancka, wyczyszczona, pozbawiona kurzu, bo ciągle przecierana specjalną antystatyczną ściereczką. Książki są łatwo dostępne, ściereczki również, kurzu nie brakuje, ale półek nie ma, mimo kilkunastu lat kapitalistycznej ekonomii. Gospodarka pięknie się rozwija, wskaźniki wzrostu szaleją, bezrobocie spada, a ten bolesny brak ciągle jest odczuwany.

Półki, które służyły mi wiernie przez prawie trzydzieści lat, kupiłem w roku 1979 w sklepie Cepelii. Ta tajemnicza nazwa, zapomniana przez młode pokolenie, oznaczała miejsce, w którym obok ludowych świątków wyrabianych na masową skalę, makatek, góralskich kierpców, drewnianych naczyń i słynnych mat z trzciny można było także kupić półki na książki. Był to towar niezwykle rzadki; wielcy planiści od spełniania ludzkich marzeń nie przewidzieli, że ludzie obok wódki, wędzonej makreli na śniadanie, małego fiata i wczasów w Bułgarii o tym też mogą marzyć. Oni sami przecież książek nie potrzebowali. Usłużne przydupasy (a jest to kategoria społecznie nieśmiertelna) przynosiły im w zębach każdy tom, którego potrzebowali do napisania kolejnego ideologicznego przemówienia.

Polska rosła w siłę, ludzie żyli dostatniej, ale półek nie było. Państwo socjalistyczne zajmowało się wytopem stali, produkcją statków, czołgów i nie wiadomo dlaczego szczotek do butów (bo butów też nie było), a nie zwracało uwagi na społecznie ważny brak drewnianej struktury umożliwiającej praktyczne układanie książkowej kolekcji. W mało licznych, ale dynamicznie działających grupach inteligencji narastała frustracja, powiększana tym, że w nielicznych pismach poświęconych urządzaniu mieszkań można było obejrzeć półki na książki wykonane na zamówienie. Kogo było na to stać?

Stolarze byli, ale nie mieli drewna. Dlaczego nie mieli go w kraju, w którym lasy zajmują znaczną powierzchnię - pozostanie słodką tajemnicą komunistycznej władzy. Kiedy jednak drewno zdobyli, nie mieli ochoty przeznaczać go na tak mało estetyczny produkt jak półki. Powód był jasny - nie opłacało się, poza tym produkcja tak marnego dzieła nie budowała rzemieślniczej legendy, jakby powiedział Paulo Coelho. Widziałem na własne oczy, jak wybitni intelektualiści czołgali się we frakach przed mistrzem stolarskim, który z pogardą patrzył na ten brak godności. Nie posiadając nigdy fraka, nie miałem najmniejszych szans na przekonanie stolarza. Co istotne, nie miałem także pieniędzy. Moje cepeliowskie półki - trzeba to dziś wyznać - kupiłem za łapówkę. Mam nadzieję, że nie zostanę w związku z tym objęty restrykcjami przez CBA; wyjątkowo nie lubię być budzony o szóstej rano i panicznie się boję panów w kominiarkach. Pań także.

Nawet teraz, kiedy na nie z czułością patrzę, półki są przepiękne. Niestety jest ich zbyt mało! Od kilku miesięcy prowadzę tajne negocjacje z firmą, która sugerowała wspaniałomyślnie w reklamach, że może wykonać coś tak banalnego. Produkcja półek dla mnie zajmie tej cudownej firmie - proszę mi wierzyć, że piszę te słowa na kolanach - miesiąc. A więc jeszcze przez trzydzieści dni moje ukochane książki będą się męczyć w mało komfortowych warunkach na podłodze, narażone na przeciągi i zimno. Już teraz widzę, że ich okładki patrzą na mnie z wyrzutem. Wyróżnia się w tym seria "Dzieł zebranych" Czesława Miłosza publikowanych przez Wydawnictwo Literackie i Znak. Wyglądają nawet na rozzłoszczone. A co ja mogę zrobić, poza wykazaniem cierpliwości?

W trudnych rozmowach poproszono mnie o dokładne, co do centymetra, wymierzenie ścian, zaprojektowanie struktury półek, wykonanie zrozumiałych planów i przekazanie ich fachowcowi. Zrobiłem to wszystko bez szemrania (życie nauczyło mnie szacunku do roboty stolarza, w końcu robi on też trumny) i żyję nadzieją, że przed Bożym Narodzeniem moja biblioteka będzie się prezentować przepięknie.

Wykonaliśmy ogromny cywilizacyjny skok, ale nikt nie pamiętał o banalnych półkach na książki. Podejrzewam, że ich brak świadczy o stosunku do wiedzy gromadzonej w prywatnych bibliotekach. Gryzie mnie też zawistne pytanie, kto robił półki do sławnych bibliotek Henryka Markiewicza, Stanisława Lema, Janusza Tazbira i Jerzego Bralczyka. Może ta firma istnieje i ma filię w Łodzi? Mogę zostać jej przedstawicielem. Na całą Polskę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (46/2007)