Pogodzić wiarę z nauką?

A cóż tu godzić, skoro wiara z nauką zasadniczo nie wchodzi w konflikt! Co prawda historia zna takie spory - pojawiały się wówczas, gdy próbowano narzucać naukom przyrodniczym biblijny obraz świata - ale zakończyły się z chwilą, gdy teologia i nauki przyrodnicze zaczęły przestrzegać właściwych sobie metodologicznych ram i kompetencji.

18.07.2007

Czyta się kilka minut

Chrześcijanin nie wie jednak, czy Bóg istnieje - chrześcijanin wierzy, że Bóg istnieje. Dlatego właśnie mówimy o "wierzących", a nie o "wiedzących". Większą wiedzą dysponują ateiści, którzy wiedzą, że Boga nie ma. Choć chrześcijanie korzystają z różnej, zaczerpniętej z filozofii, argumentacji, nie są w stanie dowieść z niezbitą pewnością istnienia Boga - ateista nie dowiedzie z kolei jego nieistnienia. Nawet jeśli przyjąć, że "wielokrotnie i na różne sposoby" przemawiający do człowieka Bóg objawia mu się w prawach przyrody, będzie to uproszczona, czy raczej zbyt szybko przyjęta teza, choć zasadniczo zrozumiała. Brak w niej mianowicie jeszcze jednego "kroku", który odwołuje się do wiary. W przyrodzie dostrzec można harmonię, porządek, rozwój i na tej podstawie stawiać pytanie o twórcę. Można więc dojść do wniosku, że u początku świata stoi może nie ślepy, ale "genialny zegarmistrz". Uznanie, że odkrywana przez nas przyroda - także wszechświat - kierowana jest jakąś inteligencją, nie jest równoznaczne z przyjęciem istnienia Boga osobowego. Należałoby raczej powiedzieć, że w owym "genialnym zegarmistrzu" chrześcijanie Go rozpoznają, a ów Bóg to nie tylko twórca praw przyrody, ale i miłująca, bynajmniej nienarzucająca się człowiekowi Istota, w którą się wierzy bądź nie, ale której istnienia nie można wywieść wprost z porządku otaczającego nas wszechświata.

Białe plamy i fenomeny

Nie istnieje ani biologia chrześcijańska, ani ateistyczna. Badanie mikroorganizmów (także wirusów), komórek, tkanek i procesów życiowych "obywa się" bez powoływania się na Boga. Znamienne, że kiedy ojciec klasycznej genetyki Grzegorz Mendel wstępował w 1834 r. do klasztoru augustianów w Brnie, myślał nie tyle o przyjęciu święceń kapłańskich, ile o możliwości rozwijania zainteresowań naukowych. Nie potrzeba też Boga dla tłumaczenia reakcji chemicznych i obliczania rozkładu sił w fizyce. Kiedy przedstawiciele nauk przyrodniczych napotykają w badaniach na trudny do wyjaśnienia problem, nie padają na kolana, prosząc Stwórcę o objawienie, lecz żmudnie, przestrzegając metodologicznych kanonów nauki, próbują nanieść na białe plamy nieco treści. Tych białych plam jest sporo, ponieważ wbrew triumfalistycznym przekonaniom o naukowych osiągnięciach współczesności, niewiele jeszcze wiemy.

Kiedy zatem mamy na uwadze pracę biologa, polegającą na odkrywaniu molekularnych podstaw procesów życiowych, nie pojawia się problem godzenia nauki z wiarą, bo nic tu nie ma do godzenia. Problemy pojawiają się o krok dalej, nie na poziomie teoretycznych analiz, ale wdrożeń i zastosowań. Przykładowo: wykorzystywanie ludzkich zarodków do uzyskiwania komórek macierzystych będzie dla wierzącego biologa moralnie kontrowersyjne, jakkolwiek korzystne mogłoby się okazać prowadzenie takich badań. Problem będzie natury moralnej, nie doktrynalnej. Dodajmy jeszcze, że moralna kontrowersyjność takich badań wcale nie zależy od religii, tylko od przekonania o normatywnym statusie organizmu ludzkiego we wczesnych fazach rozwojowych, a to wierzący może podzielać z niewierzącym. Dzięki wierze chrześcijanin zyskuje dodatkową motywację do ochrony życia, ale to wcale nie znaczy, że norma nakazująca chronić ludzkie życie jest normą religijną.

Ogólnie rzecz biorąc, znacznie więcej jest dzisiaj problemów godzenia nauki i wiary na płaszczyźnie moralnej niż doktrynalnej. Sama zaś perspektywa religijna pojawia się w dyskusji nad naukami przyrodniczymi - a więc już na metapoziomie - dopiero wtedy, gdy szukamy holistycznej wizji otaczającego nas świata (pytania tego rodzaju stawia jednak filozofia, a nie nauki szczegółowe). Czy wizja taka dopiero wtedy jest spójna, kiedy uzna się, że Boga nie ma? Z równym entuzjazmem głoszono niegdyś tezę przeciwną. Przyjmując pierwsze założenie, trzeba byłoby uznać, że włączenie idei Boga do wyjaśniania otaczającej nas rzeczywistości prowadzi do sprzeczności. Problem w tym, że idea Boga nie jest nigdy włączana do wyjaśniania otaczającej nas rzeczywistości wprost, ale właśnie przez postrzegane w tymże świecie fenomeny, za którymi wierzący dostrzegają działanie Boga.

Ostatnie słowo

Chrześcijaństwo podkreśla, że wiara jest darem, którego otrzymanie nie zależy od erudycji czy jej braku. Przekonanie Richarda Dawkinsa, że lektura jego książki "Bóg urojony" może doprowadzić do utraty przez kogoś wiary, jest stąd tak samo błędne, jak przekonanie mistyka, że po lekturze jego książki ludzie się nawrócą. Nadto, wiara jest darem przyjmowanym przez człowieka w sposób wolny - człowiek nie musi wierzyć, a jeśli nie wierzy, nie musi przestrzegać norm religijnych. Dzisiaj wrażliwi na fundamentalną wartość ludzkiej wolności niczego i nikomu nie narzucamy, rezygnujemy nawet z symboli obawiając się - chyba obsesyjnie - że sama ich obecność jest "narzucająca się". Wierzący uznają, że "ostatnie słowo" należy do Boga, ale to nie znaczy, że wierzący naukowcy odkrywają w badanej rzeczywistości więcej niż niewierzący. Raczej dostrzegają coś, co wykracza poza empiryczną rzeczywistość. "Ostatnie słowo" w naukach szczegółowych zmienia się z postępem badań (wiara nie ma tu nic do rzeczy), "ostatnie słowo" Boga jest niezmienne... Nie dotyczy ono jednak ani genomu, ani komórki.

Lata mojej edukacji w "ogólniaku" przypadły na szczytowy okres tzw. "gierkokatowicyzmu", kiedy propaganda marksistowska była wszechobecna. Na jednej z lekcji zjawiły się wówczas dwie, nieco zakłopotane panie, polecając nam wypełnić anonimową ankietę na temat naszego światopoglądu, a że klasa była jak na panujące warunki zdecydowanie krnąbrna, potraktowaliśmy ankietę rozrywkowo. Jedno z pytań ankiety dotyczyło tego, na czym polega światopogląd marksistowski. Mój ceniący sobie precyzję wypowiedzi kolega odpowiedział: "Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale sądzę, że jest to pogląd, jaki Marks miał na świat".

I dobrze, tylko niby dlaczego miałby to być jedynie słuszny pogląd?

Siostra dr hab. BARBARA CHYROWICZ jest filozofem i etykiem, profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, kierownikiem Katedry Etyki Szczegółowej tej uczelni. Należy do Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2007