Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W czerwcu byliśmy w trakcie zwycięskich dla Greków mistrzostw w piłce nożnej, tuż przed Olimpiadą. Coś wzbierało, coś pulsowało, czuło się energię, przypływ sił, radosną wiarę w siebie.
Teraz byliśmy tuż po Olimpiadzie. Czuło się - tak mi się przynajmniej zdawało - melancholię zrealizowanego marzenia. Jakieś zmęczenie, jakiś żal, że znów będzie zwyczajnie, jakiś lęk, że teraz dopiero zaczną się trudności. Dziwne tajemnicze “po", które potrafi coś przygasić, coś spowolnić, przytłumić barwy...
Chania
Jest to najładniejsze miasto Krety, a zawdzięcza to Wenecji, która panowała tu przez cztery stulecia i pozostawiła swoją weneckość w wąskich uliczkach, w murach obronnych, w pięknych domach i pałacykach z kremowego kamienia.
Wieczorami chanijczycy odbywają tu swoje sławne spacery zwane volta, w których biorą udział osobne grupki kobiet po zakończeniu domowych zajęć.
Potem, przez kolejne cztery wieki, rządziła na wyspie Turcja, po której zostały inne mury i śliczny meczet janczarów.
A potem był Wenizelos.
Pożegnania
Eleftherios Wenizelos, Kreteńczyk, obywatel Chanii, prawnik, potem polityk, mąż stanu, który w 1913 roku doprowadził do wejścia Krety do nowożytnego królestwa Grecji, panhellenista, przywódca ruchów narodowych, kilkakrotny premier, a w końcu, aż do śmierci - zesłaniec polityczny.
Dopiero dwa lata temu sprowadzono z Paryża jego prochy i pochowano je uroczyście na wzgórzu Proroka Eliasza, górującym nad Chanią.
Stoję przy tej płycie nagrobnej i myślę o Janie Józefie Szczepańskim. Na początku lat siedemdziesiątych byliśmy razem w Grecji i Janek odnalazł w Atenach dziwne, pół-prywatne muzeum Wenizelosa. Zachwycił się i wzruszył staroświeckimi pokoikami pełnymi fotografii, pamiątek i opowieści o życiu i niezwykłych losach Kreteńczyka. Rozmawialiśmy o nim, chodząc po Place i Agorze całymi godzinami.
Teraz patrzę na błyskającą w dole światełkami Chanię - i któryś już raz żegnam się z Jankiem.
Potem żegnam się - może już definitywnie - z Kretą.
A potem żegnam się z latem, bo wieje zimny, porywisty, północny wiatr, nieczęsty tu o tej porze roku...