Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dariusz Szwed został nowym prezesem banku PKO BP. To już piąta zmiana od kwietnia 2021 roku, kiedy z instytucją pożegnał się kierujący nią przez blisko 12 lat Zbigniew Jagiełło. Od tamtej chwili PKO BP targają kadrowe wichury stanowiące odbicie nie mniej ostrych walk frakcji w obozie władzy. Poprzedni prezes Paweł Gruza miał w branży opinię zaufanego człowieka Jacka Sasina. Następca jest dobrym znajomym Mateusza Morawieckiego.
PKO BP to nie tylko największy polski bank, którego aktywa na koniec ubiegłego roku wyniosły 421,5 mld zł (drugi w zestawieniu Pekao SA zgromadził o 149,7 mld zł mniej). Od lat jest on także nieformalnym rządowym agentem wpływu na rynek bankowy w Polsce. W rozproszonym akcjonariacie PKO BP 29,43 proc. akcji kontrolowanych przez Skarb Państwa zapewnia każdemu szefowi rządu decydujący głos, włącznie z wyborem prezesa. W ten sposób państwo może również wymuszać na sektorze bankowym pewne zachowania, bo decyzje podjęte przez bank mający 11,7 mln klientów z reguły powielają szefowie tych mniejszych. Kiedy w lutym 2016 r. rząd wprowadził podatek bankowy i branża zaczęła odgrażać się, że w rewanżu podniesie opłaty za prowadzenie rachunków, PKO BP zapowiedział utrzymanie polityki cenowej – i faktycznie zatrzymał spiralę podwyżek.
Dlatego dziś wśród hipotez tłumaczących podłoże ostatnich zmian kadrowych w PKO BP pojawia się też taka, która wiąże nominację nowego prezesa z oporem, z jakim poprzedni przyjmował płynące ponoć z Nowogrodzkiej naciski na podwyżki oprocentowania depozytów. Banki w Polsce wciąż oferują lokaty, na których można zarobić najwyżej 6-8 proc. w skali roku. Wyższe oprocentowanie depozytów miałoby efekt antyinflacyjny i nieco łagodziłoby konsumentom dotkliwość drożyny. Inflacja w marcu wyniosła 16,1 proc.©℗
