Piłkarze bez nóg

Piłkarzami mogą być tu tylko ci, którzy utracili przynajmniej stopę, a bramkarzami ci przynajmniej bez dłoni. Drużyna Liberii jest aktualnym zdobywcą Pucharu Narodów Afryki w Piłce Nożnej osób po amputacjach.

11.06.2012

Czyta się kilka minut

Trening piłkarzy z ligi ampfutbolu na przedmieściu Monrowii. / fot. Marek Dzierżęga
Trening piłkarzy z ligi ampfutbolu na przedmieściu Monrowii. / fot. Marek Dzierżęga

– Taką grą na pewno nie wygramy z Angolą! Myśleć panowie, jeszcze raz myśleć! – emocjonował się trener.

– Yes sir, yes sir – odpowiadali siedzący na piasku piłkarze.

Chociaż słońce chyliło się już ku zachodowi, to upał wcale nie zelżał. Po czarnych posągowych sylwetkach graczy spływały strużki potu, pozostawiając ślady na pokrytej pyłem skórze. Pomimo ciężkiej trenerskiej reprymendy, w oczach młodych piłkarzy nie dostrzegłem smutku, złości czy zwątpienia. Ich oczy płonęły wolą gry. I chociaż żaden z nich nie miał szans powtórzyć sukcesu George’a Weah, to tym facetom chciało się grać tak po prostu, z pasji do futbolu. A może dla pokonania równych sobie nieszczęśników? Chociaż właściwie lepiej byłoby powiedzieć – równych sobie twardzieli.

***

Boisko znajdowało się w miejscu zwanym Congo Town, na przedmieściach Monrowii – stolicy Liberii. Dlaczego Congo, skoro w Liberii? Nazwa dzielnicy nie jest przypadkowa, tak jak nie jest przypadkowa nazwa państwa. Liberia powstała w pierwszej połowie XIX w., jako państwo dla wyzwolonych niewolników amerykańskich. Miała być miejscem, gdzie ich wolność mogła się zmaterializować. W późniejszym okresie przyjmowała również Afrykanów uwalnianych ze statków niewolniczych, przechwytywanych na wodach Atlantyku przez flotę Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. W tej części miasta osiedlano zazwyczaj ludzi transportowanych z Konga do Nowego Świata. Dzisiaj ludność jest tu mocno wymieszana – stara nazwa jednak pozostała.

Liberyjczycy uwielbiają futbol. W kraju, gdzie ludzie są tak biedni, że mało kogo stać na telewizor, piłka nożna wypełnia większość wolnego czasu męskiej części społeczeństwa. Jest sportem narodowym.

Z Liberii pochodzi również George Weah – najlepszy piłkarz Afryki wszechczasów, niegdyś gracz znakomitych klubów europejskich: Milanu, Chelsea czy Manchesteru City. Dzisiaj stateczny pan w średnim wieku, zajmujący się działalnością charytatywną i polityką. W 2005 r. o mało nie został prezydentem kraju, wygrywając pierwszą turę wyborów, aby w efekcie przegrać jednak w dogrywce z doświadczoną na gruncie politycznym absolwentką Uniwersytetu Harvarda Ellen Sirleaf-Johnson.

***

– Dobra, koniec gadania, wracamy do gry. Pamiętajcie, co mówiłem. Myśleć! Taktyka i walka!

– Taktyka i walka! – odkrzyknęli zawodnicy.

Pierwsi zerwali się bramkarze. Im było zwyczajnie łatwiej. Teraz podawali nieokaleczone ręce piłkarzom, pomagając im się podnieść. Część wstawała samodzielnie, podpierając się kulami. Rozpoczęła się druga połowa meczu. Kibice, w tym wiele dziewczyn, dodawali animuszu graczom, którzy teraz wcale nie wydawali się niepełnosprawni.

Zaskakującym jest, jak dynamiczna i pełna emocji może być piłka nożna w wykonaniu facetów po amputacji kończyn. Bo piłkarzami są tu ludzie, którzy utracili przynajmniej stopę; bramkarzami – ci przynajmniej bez dłoni. Poza kalectwem łączy ich jeszcze niezwykle silny charakter i miłość do piłki nożnej.

Na ich mecze przyjeżdżałem wspólną taksówką, dzieląc fotel przy kierowcy z innym pasażerem. Z początku wzbudzałem zainteresowanie – byłem jedynym białym wśród kibiców. Z czasem witano mnie jak starego znajomego. Nigdy nie pytałem, w jakich okolicznościach ci młodzi ludzie stracili kończyny. Wystarczy, że wypytują o to zawodowi reporterzy z zamożnych krajów Europy. Przyjeżdżają tu na kilka dni, żeby zrobić program, którym będą wzruszać swoich rodaków. Zadają pytania jak na przesłuchaniu albo mówią: „Opowiedz nam swoją historię”. Liberyjczycy opowiadają z nadzieją, że opowieść coś zmieni. Reporterzy wracają do swojego świata, a życie w Liberii biegnie swoim rytmem.

Znając chociażby pobieżnie historię Liberii na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, łatwo wywnioskować, co się przydarzyło tym ludziom. Na ogół postrzał, odłamek albo mina. Wojna domowa w Liberii trwała z przerwami 14 lat. Walka lokalnych przywódców o władzę zabiła około 150 tys. ludzi – i pozostawiła też wielu okaleczonych.

***

W tropikach często zwykły postrzał kończy się tragicznie. Brak dostępu do szpitala i niezdrowy klimat rodzą zakażenie, a to niesie konieczność amputacji nieco powyżej zranienia. Zwłaszcza miny przeciwpiechotne to prawdziwe plugastwo. Nie tylko odrywają stopę; niesione impetem eksplozji fragmenty miny, ziemi i kości niszczą kończynę wysoko powyżej miejsca rozczłonkowania. W warunkach szpitalnych ciężko zachować staw kolanowy, w warunkach polowych nie ma na to szans.

Najgorszy rodzaj amputacji to ten typowy dla wojny w Liberii i Sierra Leone: amputacja maczetą. Pozostawia równe cięcie, ale rozszarpuje duszę bardziej niż inne. Postrzał i mina co prawda bardziej uszkadzają ciało, ale są nagłe, zaskakują – tu jest ból i zemdlenie. W przypadku maczety jest przerażający strach człowieka stojącego w kolejce do zmaczetowania nogi czy ręki. Czasami oprawcy dawali wybór: krótki czy długi rękaw? Nawet nie próbuję sobie tego wyobrazić.

Tu, na boisku, spotykają się dzisiaj ludzie, którzy kiedyś walczyli ze sobą: żołnierze i rebelianci, również cywile. Wszyscy pogodzeni, równi w swym kalectwie. Liga ampfutbolu nadaje ich życiu sens i przywraca poczucie godności.

***

Mówią, że przed zaangażowaniem się w sport nie akceptowali swojego kalectwa, nie akceptowali siebie. Przyznają, że w czasie wojny dopuszczali się okrucieństw, zabijali ludzi. Jako nieletni, często sieroty lub dzieci porwane od rodziców, nie mieli świadomości zła. W ich dziecięce wówczas umysły wtłoczono przeświadczenie, że droga, którą podążają, jest słuszna.

Dzisiaj ze snu wyrywają ich koszmary tamtych lat. Dla wielu świadomość, że ludzie postrzegają ich jedynie jako byłych żołnierzy odpowiedzialnych za krzywdę i zniszczenie, powodowała, że życie nie miało dla nich wielkiej wartości. Wojna wykoleiła ich z właściwych torów życia – teraz piłka nożna powoli sprawia, że mogą na nie wrócić. Poprzez futbol w oczach społeczeństwa są sportowcami. Znowu potrafią się cieszyć. Zawierają przyjaźnie. Najlepsi, mając szansę uczestnictwa w rozgrywkach międzynarodowych, mogą zrobić coś dla kraju – a to w sytuacji poczucia winy za wojnę niezwykle ważne.

Reprezentacja Liberii jest dwukrotnym i aktualnym zdobywcą Pucharu Narodów Afryki w Piłce Nożnej osób po amputacjach. Przysłużyć się – jak mawiają – Mamie Liberii to wielki powód do dumy. Bez wątpienia robią to z najwyższym zaangażowaniem. 


MAREK DZIERŻĘGA jest policjantem. Pracował przez rok w Liberii jako obserwator ONZ; od tego czasu Afryka, a szczególnie Liberia jest jednym z głównych tematów jego zainteresowań. Pracował też jako obserwator ONZ w Kosowie i jako obserwator UE w Gruzji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2012