Organy z bankomatem

Artyści ze Stanów Zjednoczonych ustawili w Wenecji prawdziwy czołg. Odwrócony, stoi na wieżyczce strzelniczej, na jednej z gąsienic zamontowano bieżnię. Co jakiś czas pojawia się na niej biegacz. Sport i wojna, dwie amerykańskie pasje, przenikają się ze sobą.

14.06.2011

Czyta się kilka minut

Jennifer Allora i Guillermo Calzadilla / fot. Piotr Kosiewski /
Jennifer Allora i Guillermo Calzadilla / fot. Piotr Kosiewski /

Otwarto 54. Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji. W tym roku jest już 89 prezentacji narodowych (w roku 2009 było ich 77), do tego główna wystawa międzynarodowa oraz ponad 40 dodatkowych prezentacji. Biennale się rozrasta, nie sposób obejrzeć wszystkich wystaw w ciągu kilku dni. Jednak to właśnie w Wenecji można dostrzec, jak zmienia się artystyczna mapa świata.

Woskowe świece

Klamrą jest hasło "ILLUMInacje" ("ILLUMInazioni"). Jak podkreśla tegoroczna dyrektor Biennale, Bice Curiger, historyczka i krytyczka sztuki, ma ono pokazywać twórczość, która zwraca uwagę na rzeczy słabo zauważane, pomijane. Sztukę, która dostrzega rolę intelektu, ale też zaskoczenia, odkrycia, epifanii. Dającej intuicyjny wgląd w rzeczywistość.

Na głównej wystawie znalazło się aż 82 artystów z całego świata. Nie jest to prezentacja polityczna, ani też czysto estetyczna, a wielość narracji i brak ostrych tez jest jej zaletą. Znalazło się tu miejsce na poszukiwania i na próby ożywiania klasycznych gatunków: malarstwa czy rzeźby. Wiele uwagi poświęcono twórczości młodego pokolenia, co nie przeszkodziło w stawianiu pytań o tożsamość i dziedzictwo. Niemal manifestem jest umieszczenie na wystawie płócien XVI-wiecznego weneckiego malarza, Jacopa Tintoretta. "Ostatnia wieczerza", "Odnalezienie ciała św. Marka" oraz "Stworzenie zwierząt" to jedne z jego najpiękniejszych obrazów, w których szczególne znaczenie ma właśnie światło, iluminacja: odkrywa przed widzem to, co ważne. Światłem jest Bóg, stwarzający zwierzęta, i Chrystus, błogosławiący apostołów.

Na "ILLUMInacjach" wiele jest gier z tradycjami artystycznymi. Bywa, że efekciarskich. Szwajcar Urs Fischer wykonał wierną kopię "Porwania Sabinek" Giovanniego Bologni, jednego z najsłynniejszych dzieł XVI stulecia. Obok nich stoi naturalnej wielkości figura starszego mężczyzny. Obie prace to... woskowe świece. Są zapalone. Godzina po godzinie dzieła Fischera nikną na naszych oczach. Jakże inna jest Sturtevant, amerykańska artystka mieszkająca w Paryżu, jedna z nestorek sztuki, nagrodzona w Wenecji Złotym Lwem za całokształt twórczości. Wciąż przepracowuje prace innych artystów, z ironią patrząc na Warhola, Beuysa, ale też Gonzáleza-Torresa, Paula McCarthy’ego czy braci Chapman.

Tłum gromadzi się na projekcji "The Clock" Amerykanina Christiana Marclaya. Oglądamy minuta po minucie zdarzenia z jednego dnia. Dramatyczne, pełne zwrotów akcji. Co chwilę na ekranie pojawia się zegar. Artysta sięgnął po klasyczne już filmy i z ich fragmentów zmontował własne dzieło. Można bawić się w rozpoznawanie pierwowzorów układających się w nową całość. Jednocześnie Marclay pokazuje, jak postrzeganie i opowiadanie są wpisane w gotowe kalki. Nasze życie jest regulowane przez zegary, a przyjęty sposób odmierzania czasu narzuca sposób działania.

Zamiana ról

Na tych samych "ILLUMInacjach" można znaleźć prace skromne, sięgające po bardzo proste formy: poetyckie i zaskakujące odwagą zastawień rzeźby Szwajcara Carola Bovego; niemal śmieciowe, czerpiące z tego, co można znaleźć na ulicy, prace Szwedki Klary Lidén czy celebrującego proste gesty Brytyjczyka Haroona Mirzy. Są tu dzieła odwołujące się do osobistych, dziwnych światów, jak nieżyjącego już etiopskiego artysty Gedewona, którego rysunki przypominają iluminacje ze średniowiecznych rękopisów, i skomplikowane wyszywanki Jeanne Natalie Wintsch (urodzonej w 1871 r. w Warszawie, zmarłej w 1944 r. w Lozannie), wieloletniej pacjentki szpitala psychiatrycznego. W obu przypadkach to twórczość i znana dość wąskim kręgom.

Wiele tu prac odwracających się od rzeczywistości, ale inne, przeciwnie, starannie ją obserwują. David Goldblatt z RPA sfotografował skazanych, którzy po latach na prośbę artysty wrócili do miejsc popełnienia przestępstw. Pokazuje nie tylko ich twarze, ale też opowiada o tym, co robili, zanim zabili. Z kolei Francuz Mohamed Bourouissa rozmawia z młodymi mieszkańcami przedmieść, wysłuchuje tych, którzy zazwyczaj nie mogą wypowiadać się publicznie.

Bice Curiger poprosiła też czterech artystów: Monikę Sosnowską, Franza Westa, Songa Donga i Oscara Tuazona, by stworzyli parapawilony, miejsce dla wystawienia prac innych artystów. Przyjęli oni różne strategie. Sosnowska przedzieliła przestrzeń na kilka pomieszczeń układających się w skomplikowany kształt gwiazdy. Ściany pokryto barwnym wzorem, niczym w mieszkaniach sprzed lat. Prace wystawianych tam artystów bardzo dobrze współistnieją z pracą polskiej twórczyni. Inaczej jest w przypadku Chińczyka Donga, który dominuje przestrzeń, przenosząc do sali wystawienniczej fragmenty dawnego chińskiego domu.

Pomysł pawilonów tworzonych przez artystów to coś więcej niż wystawienniczy koncept. Nastąpiła zamiana ról: to nie państwa, lecz artyści określają ramy, w których będzie prezentowana sztuka. Od dawna narzeka się na archaiczność formuły Biennale: prezentacji sztuki w narodowych ramach w dziesiątkach pawilonów, zakończonej przyznawaniem nagród. Czy w dobie globalizacji, rozmywania się tożsamości, ma to jeszcze sens?

W tym roku do udziału w pawilonie duńskim zaproszono artystów z kilku krajów, jakby podkreślając niemożność zamykania się w narodowych podziałach. Z kolei Litwin Darius Mikšys zamiast pokazać swe prace, zaprosił innych do Wenecji. Otrzymał od nich dziesiątki obrazów, fotografii, rzeźb i prac wideo. Kilka z nich trochę niedbale rozstawiono przy ścianach pawilonu, większość znalazła się w naprędce przygotowanym magazynie, zasłoniętym białą kotarą. Mikšys oddał swe miejsce, zapewnił innym może iluzoryczny, ale jednak udział w Biennale. Ten dziwny zabieg dobrze przypomina, że zawsze oglądamy jedynie wycinek, niewielki fragment sztuki, to, co pozwolą zobaczyć kuratorzy i rozmaici - często państwowi - decydenci.

Czołg na głowie

Idźmy jednak dalej. Można zdecydować się na obejrzenie klasyka francuskiej sztuki, Christiana Boltanskiego, prezentującego skomplikowaną instalację, nieznośnie efekciarską i stwarzającą jedynie pozory mówienia o istotnych sprawach, ale lepiej zajrzeć do sąsiedniego pawilonu niemieckiego, w którym pokazano pracę zmarłego przed rokiem Christopha Schlingensiefa. Jego wielka instalacja, niby-świątynia, w której ikonografia chrześcijańska pomieszana z odwołaniami do sztuki z lat 60. i 70. niepokoi, drażni, ale na pewno nie pozostawia obojętnym. Intrygujące są też jego filmy, skomplikowane opowieści pełne odniesień do historii Niemiec i jej mitów, ale także do dawnego kina i literatury grozy.

Z kolei Thomas Hirschhorn zamienił szwajcarski pawilon w wielkie składowisko. Rzeczy piętrzą się, narastają niczym narośla czy nowotwory. Szalona konsumpcja dóbr miesza się tu ze zdjęciami przemocy, gwałtów, zbrodni z rozmaitych przekazów medialnych. Jednych i drugich chcemy coraz więcej. Jennifer Allora i Guillermo Calzadilla przed pawilonem amerykańskim ustawili prawdziwy czołg. Odwrócony, stoi na wieżyczce strzelniczej, na jednej z gąsienic zamontowano bieżnię. Co jakiś czas pojawia się na niej biegacz. Sport i wojna, dwie amerykańskie pasje, przenikają się ze sobą. Allora i Calzadilla wykonali także wielkie organy, które zamiast klawiatury mają wmontowany bankomat. Jeżeli ktoś zdecyduje się wypłacić z niego - prawdziwe! - euro, rozbrzmiewa muzyka. Tu w najbardziej dosłowny sposób sztuka związana jest z pieniądzem. Natomiast w egipskim pawilonie znalazły się filmy z niedawnych demonstracji, wykonane przy pomocy telefonu komórkowego przez Ahmeda Basiouny’ego, artystę, który zginął od kuli snajpera 28 stycznia br. na placu Tahrir. Miał 32 lata.

Mimo tych kilku prezentacji nie jest to biennale polityczne. A jednak w tłumie wciąż można zobaczyć osoby noszące na ramieniu torby przypominające o aresztowanym przez chińskie władze Ai Weiweiu. Inni mają odznaki z jego nazwiskiem. Nocą widać w Wenecji wielki neon dopominający się o jego wolność. Polityka dopadła nie tylko chińskiego artystę, ale cały świat sztuki.

Lepsze jutro

W polskim pawilonie znalazła się trylogia Yael Bartany (o artystce pisaliśmy w "TP" nr 23/11). W Wenecji premierę miała trzecia część - "Zamach". Przedstawia ona uroczystości żałobne po zamordowaniu Sławomira Sierakowskiego, młodego przywódcy polskiej lewicy. Widzimy uroczyste wnoszenie jego ciała do Sali Kongresowej, demonstrację, uroczystości na placu Piłsudskiego. "Zamach" udaje dokument, nie ucieka nawet od pokazywania przemówień realnych osób, jak choćby Andy Rottenberg. Mamy odnieść wrażenie, że oglądamy realne wydarzenia. Jednocześnie jest w pracy Bartany coś nierzeczywistego. Odwołania do stylistyki sprzed lat, do dawnych propagandowych filmów, ich patosu, ale też liryzmu, a nawet sentymentalizmu - wszystko to buduje dystans. W dobie stechnicyzowanej, zimnej i pozorującej aideologiczność liberalnej demokracji tylko dzięki swoistej barierze można powiedzieć o niestosownych pragnieniach: innego, lepszego społeczeństwa, świata wolnych i równych ludzi.

Jeżeli jednych dziwi, a niektórych bawi widok popiersia Sierakowskiego ustawionego w centrum Warszawy, to warto zapytać, dlaczego tak się dzieje. Gdyż znamy bohatera filmu? Ponieważ drażni nas realistyczno-monumentalna formuła pomnika, a nawet estetyka samego "Zamachu"? A może po prostu wstydzimy się przyznać do marzeń o innym jutrze?

Współpraca Robert Zakrzewski

54. Międzynarodowe Biennale Sztuki, Wenecja, wystawy czynne do 27 listopada. Pracę Yael Bartany można oglądać w warszawskiej Zachęcie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2011