Opowieść chłodnego morza

Mamy późną jesień 2010 roku, jesteśmy nad zimnym, sparaliżowanym „wielką smutą pozesonową” Bałtykiem, gdzieś w pobliżu Międzyzdrojów.

15.10.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Cato Lein
/ Fot. Cato Lein

Stoi tam leśny domek, w nim zaś wcale nie mieszka tytułowy drwal, lecz pogrążony w depresji muzyk i antykwariusz Robert. Takiego mężczyznę – zaniedbanego, ale też objętego homoseksualnym spojrzeniem – narrator nazywa borsukiem. Powiada: „interesują mnie milczący faceci w małych domkach, którzy czasem w tym domku czują się samotni i trzeba przyjechać, by z nimi pomilczeć. Pogapić się w piec. Powąchać, jak pachnie ogień, wilgoć, kamienie (...) Narąbać drewna, nie golić się. Zborsuczeć”. Borsuczenie ma tu sens terapeutyczny. Bo też tym, który przybywa nad zimne morze, jest... Michał Witkowski, upadły pisarz celebryta z Warszawy, znany szerszej publiczności nie jako autor wyśmienitego „Lubiewa”, lecz jako „mąż Jacykowa”, bohater głupawych plotek i brukowych skandali.

„Drwal” jest powieścią ostentacyjnie autobiograficzną, ale też skrajnie autoironiczną – Witkowski gra tutaj swoim publicznym wizerunkiem, przedstawia się jako neurotyk uzależniony od leków, „gruby pedał”, zmanierowany i zepsuty niedawnym powodzeniem (bardziej salonowym niż literackim).

Akcja utworu obejmuje siedem dni. W tym czasie Michał odkrywa mroczne tajemnice miejsca, do którego przybył. Szybko podejmuje decyzję, że sekrety Roberta i osób z jego otoczenia przekuje w opowieść kryminalną. Na naszych oczach prowadzi więc prywatne śledztwo, to zaś go aktywizuje – i jako pisarza, i jako homoseksualnego mężczyznę, który zdecydowanie przedwcześnie wszedł w smugę cienia.

Rodzący się na naszych oczach kryminał grzęźnie w meandrach wątków pobocznych i dygresji. Czytelnik poniekąd słusznie traci zainteresowanie tym, kto zabił, a kto był tylko zamieszany w zbrodnię. Natomiast wątek romansowy ze strony na stronę nabiera rumieńców. Oto bowiem na scenie powieściowej pojawia się figura znana z wspomnianego „Lubiewa” (2005) – prosty chłopak Mariusz, „lujek pospolity, kundelek (...), gęba rumiana i poczciwa”. Michał nawiązuje z nim bliski kontakt, ale „młody byczek” staje się raczej wychowankiem niż kochankiem naszego rekonwalescenta; relacja między tymi bohaterami tkwi jak gdyby w zawieszeniu. Nawiasem mówiąc, ów wątek miłosny przez wielu komentatorów „Drwala” został uznany za najciekawszy. Kinga Dunin stwierdziła, że „Drwal” to „piękna i romantyczna w gruncie rzeczy ciotowska love story”, Piotr Kępiński zauważył, iż Mariusz, „ów gombrowiczowski luj, jest głównym bohaterem tej powieści” i że sprawy z nim związane wyznaczają najważniejszy obszar problemowy utworu.

Warto dostrzec także inne atrakcje – na przykład wątek metaliteracki. Kapitalne są tedy fragmenty, gdzie Michał snuje rozważania na temat powieści, która „wreszcie spodoba się krytykom” i za którą „dostanie wszystkie nagrody”. Pojawia się nawet parodystyczny zarys takiej powieści (utwór „Skrzypce”) – rzecz o córce esesmana, która zakochuje się w Żydzie; kto wie, czy po zdobyciu „wszystkich nagród” utworu nie przeniesie na ekran sam Spielberg. Groteskowe wyolbrzymienie? Jasne, że tak, ale przecież zrodzone z przenikliwych obserwacji, obejmujących także własne istnienie w świecie literackim. Pod tym względem Witkowski jest pisarzem niezrównanym – samoświadomym jak nikt inny.

Godzi się również odnotować, że i tym razem autor „Margot” i „Fototapety” daje wyraz fascynacji sztucznym, podrobionym światem. Nieodmiennie zachwyca go symulakryczna i do bólu tandetna rzeczywistość, którą bezbłędnie wychwytuje i na swój sposób opiewa. W posezonowych Międzyzdrojach rybacy sprzedają wprost z kutrów jako świeże rozmrożone ryby, uprzednio nabyte w szczecińskim Tesco, Bałtyk wyrzuca na plażę śmiercionośny iperyt zamiast bursztynów, a jeśli latem ktoś obnosi się z opalenizną, to na pewno nabytą w solarium.

Mimo depresyjnych klimatów i melancholii, która spowija „Drwala”, dobry humor Michała Witkowskiego nie opuszcza.


Michał Witkowski, „Drwal”, Świat Książki, Warszawa 2011

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Angelus 2012