Okrutny biznes

Tom Moorhouse, zoolog z Oksfordu: Turysta nie zastanawia się szczególnie nad losem zwierząt. Myśli, że „gdyby coś było nie tak, toby na to nie pozwolono”.

12.08.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Arch. prywatne
/ Fot. Arch. prywatne

JOANNA BAGNIEWSKA: Dlaczego tak trudno zbadać, w jaki sposób poszczególne atrakcje oddziałują na gatunki?

TOM MOORHOUSE: Od kilku lat popularne w RPA są „spacery z lwami”, dość kontrowersyjny proceder. Z jednej strony lwy są rozmnażane w niewoli, a nie wyłapywane, więc nie wpływa się na dziką populację zwierząt. Z drugiej strony – właściciele placówek ogłaszają, że koty po osiągnięciu dorosłości wesprą pulę genetyczną dzikich lwów, co byłoby korzystne z punktu ochrony gatunku, ale wydaje się mało prawdopodobne – oswojone zwierzęta nie nadają się do życia na wolności, jest to niebezpieczne zarówno dla nich, jak i dla ludzi. Co się więc dzieje z dorosłymi lwami? W tej chwili nie potrafimy sprawdzić.

Czy takie atrakcje sprzyjają choć przekazywaniu wiedzy o życiu zwierząt?

Jeśli ktoś nauczy się czegoś o biologii lwów, o ich zachowaniu i ochronie – to świetnie. Gorzej, jeśli edukacja nie pokrywa się z rzeczywistością. Np. gdy wmawia się ludziom, że spacery z lwami to najlepszy sposób ich ochrony.


Zobacz także:


Do kontrowersyjnych atrakcji należą fermy żółwi morskich. Dlaczego?

Pod lupę wzięliśmy najbardziej znaną fermę, z Kajmanów. Hoduje się tam żółwie na mięso – nie wiem, czy turyści w pełni zdają sobie z tego sprawę. Goście mogą żółwia potrzymać, pogłaskać, zrobić z nim zdjęcie. Niestety, żółwie są często upuszczane, dochodzi do obrażeń; pływają w zatłoczonych basenach, znajdują się pod wpływem ciągłego stresu. Ferma twierdzi, że część gadów wypuszczana jest na wolność – jednak nie prowadzi badań dotyczących ich późniejszych losów. Czy wypuszczane żółwie przeżywają? – miałoby to dobry wpływ na ich populację. A jeśli są chore i zarażają swoich dzikich pobratymców? Wprawdzie hodowla sprawia, że łowi się mniej żółwi żyjących na wolności, ale z drugiej strony, może wpływać na wzrost ich popularności, a w związku z tym i popytu na nie.

Czy rzeczywistość może być gorsza od opisanej w Waszych badaniach?

Tak. W badaniach musieliśmy stosować zasadę domniemania niewinności – nie możemy się opierać tylko na podejrzeniach, bez dowodów. Do tej pory opisywano poszczególne przypadki placówek rozrywkowych, ale żadna grupa badawcza nie podeszła do tematu globalnie.

Na co należałoby zwracać szczególną uwagę w dalszych badaniach?

Po pierwsze, na atrakcje, które rozwijają się bardzo prężnie – a mają przy tym negatywny wpływ na zwierzęta. Np. tajska organizacja Tiger Kingdom otworzyła już teraz trzy czy cztery franczyzy. To świetny biznes.

Po drugie, turyście, mimo wszystko, dobro zwierząt leży na sercu. W większości przypadków jest nieświadomy tego, co stoi za konkretną atrakcją, i jakie koszty pociąga ona względem zwierząt. Niestety, turyści chińscy czy rosyjscy mają trochę inne podejście do tematu niż ludzie Zachodu. Często bywa tak, że jedna placówka ma dwie ścieżki dla różnych typów turystów: anglojęzyczni karmią zwierzęta owocami, a chińscy patrzą na cyrk, w którym małpki jeżdżą na rowerach i palą papierosy. Nasze badania opierały się na źródłach zachodnich; warto byłoby zajrzeć do chińskiego odpowiednika TripAdvisora i przyjrzeć się tamtejszemu rynkowi turystycznemu.

Dlaczego turyści tak chętnie korzystają z atrakcji z udziałem zwierząt?

Błąd większości polega na przekonaniu, że „gdyby coś było ze zwierzętami nie tak, toby na to nie pozwolono”. Turyści nie zastanawiają się szczególnie głęboko nad dobrem zwierząt – dopóki nie ma widocznych dowodów na znęcanie się, dopóki zwierzak wygląda na najedzonego i w miarę czystego, uważają, że wszystko jest w porządku. Nie pomyślą np., dlaczego ogromny tygrys zgadza się na miętoszenie przez setki osób. Jeśli ludzie nie wyjdą z danego przybytku absolutnie oburzeni, prawdopodobnie zapomną o drobnych – w ich oczach – niedociągnięciach. Dlatego tylko cztery ze 188 zbadanych przez nas placówek otrzymało na portalach turystycznych w większości negatywne opinie. Resztę turyści nadal polecają.

Czy zwiedzający mogą mieć jakikolwiek wpływ na sytuację?

Istnieje wielki, zupełnie nieregulowany rynek, gdzie połowa, czy nawet dwie trzecie atrakcji niesie dla zwierząt ogromne, negatywne konsekwencje. Nie sposób wymagać od zwykłego obywatela, żeby był arbitrem etycznym – przecież nie jest do tego przygotowany. To naukowcy, specjaliści, osoby wpływowe powinni mu to ułatwić. Dlatego staramy się publikować informacje w czasopismach naukowych dostępnych dla wszystkich – powaga sytuacji tego wymaga.

Dobrze byłoby, żeby portale takie jak TripAdvisor do swoich recenzji dodawały też ocenę za wpływ na dobro zwierząt i ochronę gatunków. Niestety taka opinia (zwłaszcza w kwestii ochrony) musiałaby być wydawana przez specjalistę; przeciętny turysta nie ma odpowiedniego rozeznania. Każdy jednak może reagować na złe traktowanie zwierząt i zgłaszać takie przypadki. W tej chwili działają strony w rodzaju Born Free Foundation czy World Animal Protection, które opisują niektóre przypadki nadużyć. Jednak podobnych stron – i zgłoszeń – jest nadal zbyt mało, są też niewystarczająco rozpropagowane.

Co radziłby Pan turystom?

Zadawajmy w placówkach pytania. Dobrze funkcjonujące, etyczne organizacje z chęcią opowiedzą nam o swojej działalności. Podadzą konkretne liczby zwierząt, cele i plany związane z ochroną, będą chciały się pochwalić osiągnięciami i wynikami. Jeśli jednak pracownicy zaczną kręcić i wymigiwać się od odpowiedzi, uważajmy – prawdopodobnie mają coś do ukrycia. Pamiętajmy, większość niezrzeszonych atrakcji turystycznych jest zupełnie nieregulowana – co oznacza, że nikt nie dba ani o zwierzęta, ani o nas. Przypadki okaleczenia lub śmierci na skutek kontaktu z dzikimi zwierzętami nie należą do rzadkości. Dlatego też sposób spędzania urlopu to podwójna odpowiedzialność. Wobec zwierząt i wobec nas samych. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zoolożka i popularyzatorka nauki. Ukończyła doktorat i studia magisterskie na Wydziale Zoologii Uniwersytetu Oksfordzkiego; pracowała naukowo w pięciu krajach, odwiedziła ponad czterdzieści. Zwyciężczyni trzeciej edycji FameLab Poland oraz zdobywczyni nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2016