Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dokładnie przed dwoma laty w komentarzu na tych łamach pisałem: „Tragedia smoleńska będzie obecna w tej nadchodzącej i przyspieszonej kampanii wyborczej – to bardziej niż oczywiste i chyba nieuniknione. Lecz już naprawdę nie uchodzi przedstawiać tutaj katalogu nadużyć, jakich można się dopuścić w odwołaniach do takiego wydarzenia. Przypisywanie komuś winy – czy to za doprowadzenie do takiej tragedii, czy za jej wykorzystywanie – byłoby zgorszeniem, przy którym zbladłby styl politycznych polemik z ostatniego pięciolecia”.
Dziś katalog nadużyć można byłoby opatrzyć bogatą biblioteką cytatów. I choć ubolewania nad tym zjawiskiem nie sposób uniknąć, nie powinno się na nim poprzestać. Warto wypunktować trzy zjawiska, które decydują o dynamice konfliktu.
Pierwsze: emocje najlepiej nakręcają zjawiska rzeczywiste. Ktoś na tych emocjach korzysta, lecz przecież one nie są udawane. Demaskowanie diabolicznych inspiratorów nie jest wylewaniem oliwy na wzburzone fale, lecz dolewaniem jej do ognia: jest odczytywane jako pogarda dla autentycznych uczuć.
Drugim kluczowym zjawiskiem jest znana z historii dziesiątków wojen domowych eskalacja. Każde nadużycie jednej strony jest przez drugą uznawane za usprawiedliwienie własnych nadużyć z przeszłości i popycha do odpłacania pięknym za nadobne.
Trzecie zjawisko to wybiórcza percepcja. Faule drugiej strony zapamiętuje się łatwiej – bardziej bolą i lepiej pasują do przechowywanego w głowie wizerunku przeciwnika. Dla fauli zawodników własnej drużyny zawsze znajdzie się jakieś usprawiedliwienie – najczęściej to po prostu efekt prowokacji drugiej strony. Gdyby ONI grali czysto...
Pogłębiający się konflikt promuje bojowych przywódców. Przywództwo w dwóch największych partiach jest już tak ugruntowane, że trudno sobie wyobrazić, by mogło dojść do jego prędkiej wymiany. Jarosław Kaczyński i Donald Tusk najskuteczniejsi są w obrzydzaniu siebie nawzajem. Cała reszta idzie im już znacznie słabiej. Warto jednak spróbować wybrać się w drogę powrotną – też od słowa do słowa, zostawiając za plecami te obraźliwe, szukając tych, które mogą być wspólne. Ta droga jest znacznie trudniejsza – ech, jak dobrze byłoby znaleźć przywódcę, który nią właśnie potrafiłby prowadzić. Rozglądajmy się uważnie, może właśnie wzajemne – tak skuteczne – obrzydzanie jest dla niego szansą. Szansą dla obrzydzonych obrzydzaniem.