Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bo przecież zgodnie z europejskim standardem to jedynie władza sądownicza zasługuje na to, aby dla "zagwarantowania jej powagi i bezstronności" ograniczyć swobodę wypowiedzi na jej temat. W oczywisty sposób odróżnia ją to od władzy ustawodawczej (parlament) i wykonawczej (rząd), którym taka szczególna ochrona nie służy. Przede wszystkim właśnie parlamentarzyści, ministrowie i premierzy powinni o tym pamiętać.
Wbrew nazwie swojej partii to właśnie przywódcy Prawa i Sprawiedliwości (o ich sojusznikach z LPR i Samoobrony nie wspominając) lubią demonstrować lekceważenie norm prawnych i obnosić się z zaskakującą ignorancją w tej dziedzinie. Nie przebierają w słowach, gdy mówią o sądach czy o Trybunale Konstytucyjnym.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że w sprawie Gilowskiej sąd postąpił prawidłowo. Zaś sama zainteresowana nie stawiła się na posiedzenie, nie chciała też, choć już mogła, zapoznać się z aktami swojej sprawy i złożyć oświadczenia, że chce postępowania lustracyjnego z urzędu (bo, skoro już nie pełni funkcji publicznej, postępowanie w trybie z wniosku rzecznika nie może być prowadzone). Bez takiego oświadczenia sąd nie powinien działać z urzędu, zwłaszcza że Gilowska publicznie wypowiadała się niejasno.
Na marginesie - większość wypowiadających się w tej sprawie najwyraźniej nie zadała sobie trudu przeczytania ustawy. O zgrozo, należy do nich także urzędujący premier.
Ale jest jeszcze gorzej - odurzona oportunizmem prokuratura wszczyna śledztwo w istocie skierowane przeciwko sędziemu, zastępcy Rzecznika Interesu Publicznego, który swoje obowiązki wykonał należycie. A przesłuchanie składającej zawiadomienie o "szantażu lustracyjnym" odbyło się nie w budynku prokuratury, lecz w rządowym hotelu. Jakoś tak się złożyło, że przyjechał tam Jarosław Kaczyński.