Nieudany maraton

Proces w sprawie afery FOZZ pokazał, jak nikłym autorytetem cieszą się w Polsce sądy, skoro adwokaci i oskarżeni pozwalają sobie na ich jawne lekceważenie. Zobaczyliśmy też na własne oczy, że często - nie bez winy sądów czy prokuratury - adwokaci bez moralności i wiedzy są skuteczni i dobrze się sprzedają.

17.04.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Śledztwo w sprawie poważnych nadużyć popełnionych w Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (skądinąd dość tajemniczym tworze, powstałym u schyłku PRL, przy którym co i rusz pojawiały się a to służby specjalne, a to politycy, w połączeniu z tajnymi transakcjami i dużymi pieniędzmi) zaczęło się na początku lat 90. W 1993 r. prokuratura wniosła do sądu akt oskarżenia przeciwko kilku oskarżonym. Okazało się jednak, co prokuraturze chwały nie przynosi, że zgromadzony materiał ma poważne braki, i sąd zwrócił sprawę do uzupełnienia. W efekcie stracono kilka lat, bo warszawska prokuratura nie potrafiła sobie z brakami poradzić (co dziwi, bo w kraju są prokuratorzy, którzy nie mniej trudne i skomplikowane śledztwa potrafią prowadzić szybko i dobrze). Akt oskarżenia ponownie trafił do sądu okręgowego w Warszawie w 1999 r.

Sprawa dostała się w ręce sędziny Barbary Piwnik i gdy wydawało się, że nareszcie będzie osądzona (od momentu wszczęcia śledztwa mijało wówczas 10 lat), po zwycięskich dla SLD wyborach parlamentarnych w 2001 r. właśnie sędzinę Piwnik powołano na stanowisko ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego. By nie uronić istotnych okoliczności, trzeba przypomnieć, że jeszcze przed wyborami minister Stanisław Iwanicki z AWS powierzył jej stanowisko wicedyrektora departamentu w ministerstwie sprawiedliwości. To doprowadziło do kolejnej wielomiesięcznej zwłoki, jako że trzeba było zmienić skład sędziowski. Już wówczas niektórzy obserwatorzy przypuszczali, że uciekanie się do takich zabiegów zakończy się przedawnieniem. Dziwi, że mimo to premier Leszek Miller zawnioskował, a prezydent Aleksander Kwaśniewski powołał panią Piwnik na stanowisko ministra, wyrywając sędziego, orzekającego w jednym z najważniejszych procesów karnych... Po paru miesiącach zresztą premier Miller dość nagle pani minister się pozbył.

Nowym sędzią-sprawozdawcą został sędzia Andrzej Kryże. Musiał się do sprawy przygotować, a biorąc pod uwagę warunki pracy sądów zabiera to dużo czasu. Proces ruszył ponownie dopiero w drugiej połowie 2002 r. i trwał długo, bo, jak w wielu polskich sądach, w okręgowym sądzie warszawskim z organizacją pracy jest marnie. Okazało się, że nawet w tak skomplikowanej sprawie sędziom nie można było przydzielić do pomocy asystentów i sekretarzy. Mimo rysującej się groźby przedawnienia.

Warto przypomnieć, że odebranie wyjaśnień od oskarżonych, przesłuchanie stu kilkudziesięciu świadków i - co zajęło kilka miesięcy 2004 roku - uzupełnienie przez biegłych opinii zabrało sądowi blisko 30 miesięcy, czyli 600 dni roboczych. Ale terminów rozpraw było o wiele mniej, bo około 240. Być może sędziowie bardzo się starali (niektórzy fachowi obserwatorzy uważają, że tempo było całkiem dobre), ale nietrudno dostrzec niewykorzystane “rezerwy czasowe". Zresztą, sędzia Kryże, choć tak zapracowany, znajdował czas, by doradzać posłowi Zbigniewowi Ziobrze.

Przez wszystkie te lata sprawa FOZZ dumy sądownictwu nie przysparzała. Sędzia Marek Celej, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, oceniając proces zapytał - retorycznie, jak rozumiem - czy sędziowie są organizacyjnie przygotowani do prowadzenia tak dużych spraw. Szkoda, że pan sędzia nie przyznał samokrytycznie, że KRS niewiele zrobiła dla poprawy organizacji pracy sądów i podniesienia poziomu zawodowego oraz etycznego sędziów.

Gra w adwokatów

Choć mozolnie, proces zmierzał jednak do finału. Po zamknięciu przewodu sądowego, czyli przeprowadzeniu wszystkich dowodów, pozostał etap “głosów stron". I tu nagle, w lutym 2005 r., oskarżona Janina Chim wypowiedziała pełnomocnictwo obu swoim obrońcom: Jackowi Brydakowi i Marcinowi Ziembińskiemu. Sprawie FOZZ realnie zagroziło przedawnienie: niektórych zarzutów - latem tego roku, reszcie - w 2006 r. Sąd zdecydował się na krok desperacki - wyznaczył Chim trzech obrońców z urzędu: dwu dotychczasowych i Czesława Jaworskiego, który był adwokatem jednego z pozostałych oskarżonych, a przed kilkoma laty także obrońcą Chim. Takie posunięcie, jak napisała “Gazeta Wyborcza" (z 24 lutego 2005 r.), otworzyło jedną z najostrzejszych w ostatnich latach walk sądu z adwokatami.

Adwokaci zareagowali ostro i niekonwencjonalnie. Obaj dotychczasowi obrońcy próbowali bojkotować kolejne rozprawy, protestował też Jaworski. Brydak w dziecinny sposób nie podejmował zawiadomienia o najbliższej rozprawie (o terminie której wiedziała cała Polska). Dało się wyczuć lekceważenie sądu, zaprawione sporą dawką hipokryzji. Sąd postanowił jednak zdyscyplinować obrońców i zawiadomił władze samorządowe adwokatury o zachowaniu Brydaka i Ziembińskiego. Konsekwentnie też kontynuował rozprawę.

Jak ocenić zachowanie obu stron tej “najostrzejszej walki"? Według art. 378. paragraf 1. kodeksu postępowania karnego. “Jeżeli w sprawie, w której oskarżony musi mieć obrońcę i korzysta z obrony z wyboru, obrońca lub oskarżony wypowiada stosunek obrończy, sąd zakreśla oskarżonemu odpowiedni termin do powołania nowego obrońcy, a po bezskutecznym upływie tego terminu prezes sądu lub sąd wyznacza obrońcę z urzędu. W razie potrzeby rozprawę przerywa się lub odracza". Paragraf 2. mówi zaś wprost: “W sprawie, w której oskarżony korzysta z obrońcy z urzędu, sąd na uzasadniony wniosek obrońcy lub oskarżonego zwalnia obrońcę z jego obowiązków i wyznacza oskarżonemu innego obrońcę z urzędu". Zgodnie zaś z paragrafem 3.: “Wyznaczając nowego obrońcę, sąd jednocześnie podejmuje decyzję, czy dotychczasowy obrońca może bez uszczerbku dla prawa oskarżonego do obrony pełnić swe obowiązki do czasu podjęcia obrony przez nowego obrońcę".

Sąd, nie dając oskarżonej czasu na powołanie nowego obrońcy, poszedł na skróty. Wprawdzie wyznaczył jej aż trzech obrońców z urzędu, ale przecież wcześniej każdemu z nich pani Chim stosunek obrończy wypowiedziała. Wszystko to narusza przepisy postępowania. Niemniej sąd odwoławczy zmienia lub uchyla zaskarżone orzeczenie tylko wtedy, gdy takie naruszenie “mogło mieć wpływ na treść orzeczenia" (art. 438. p. 2. kpk). W tym przypadku sąd okręgowy miał podstawy przyjąć, że naruszenia proceduralne nie wpłynęły na treść wyroku, i można przypuszczać, że sąd apelacyjny się z tym zgodzi. Mimo to warto przypomnieć, że nic tak nie popłaca, jak wybieranie dróg bardziej przemyślanych i zgodnych z przepisami.

Adwokatom można jednak zarzucić o wiele więcej. Przede wszystkim, zgodnie z przepisami, “wyznaczenie obrońcy z urzędu nakłada na obrońcę obowiązek podejmowania czynności procesowych do prawomocnego zakończenia postępowania" (art. 84. par. 2. kpk). Innymi słowy, nie ma tu miejsca na bojkot rozprawy, unikanie odbioru korespondencji itp. Nie wolno też żadną miarą lekceważyć sądu ani go pouczać. Wyznaczeni “drogą na skróty" obrońcy Chim mogli, a może wręcz powinni, złożyć odpowiednio uzasadniony wniosek o zwolnienie z obowiązków. Ale dopóki zwolnieni nie byli, te obowiązki powinni byli niezwłocznie podjąć i wykonywać z najwyższą starannością. Przecież od tego właśnie są: od fachowej i etycznej obrony oskarżonego!

Mecenasi Brydak i Ziembiński wprawdzie stawili się w końcu na rozprawę, ale wystąpienia ograniczyli do krótkich wypowiedzi, w których mówili głównie o prawie do obrony i o tym, że tego prawa Chim pozbawiono. Co to miało wspólnego z rzeczywistą obroną? Nie bez racji więc sędzia Kryże te kilkunastominutowe wystąpienia w sprawie liczącej 350 tomów ocenił jako rażące naruszenie etyki i prawa do obrony. Mecenas Jaworski obowiązki w końcu potraktował poważnie i wygłosił mowę obrończą, w której odniósł się do wszystkich zarzutów.

Na salę weszła hipokryzja...

“Walka adwokatów z sądem" ma szerszy wymiar. Zachowanie Brydaka i Ziembińskiego stało się przedmiotem publicznej dyskusji, w której ostro takie zachowanie skrytykowali m.in. prof. Andrzej Rzepliński i ks. prof. Remigiusz Sobański; delikatniej uczynili to prof. Stanisław Waltoś i prof. Marian Filar. W obronie Brydaka i Ziembińskiego wystąpiła korporacja. Wypowiedzieli się m.in.: prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Stanisław Rymar i Jerzy Nau-mann; a także prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej, stwierdzając, że za przewlekłość postępowania w sprawie FOZZ odpowiadają prokuratura i sąd, a obowiązkiem adwokatów jest szanować prawo oskarżonej do wyboru obrońcy. Sąd pogwałcił więc prawo oskarżonej do obrony, a media - sugerując, że odpowiedzialność za grożące procesowi przedawnienie ponoszą adwokaci - nadużywają prawa do rzetelnego informowania.

Zgoda: za przewlekłość postępowania odpowiadają prokuratura i sąd. Ale czy w sprawie FOZZ to sąd pogwałcił prawo Chim do obrony?! Wydaje mi się, że nawet sama oskarżona w to nie wierzy, a prezydium NRA najwidoczniej udzieliła się hipokryzja jej obrońców. Władze adwokatury krytykują dziennikarzy. To nawet nie dziwi - one po prostu nie rozumieją roli prasy i nie szanują tysięcy ludzi, zainteresowanych sprawami publicznymi. Zaskakuje jednak brak jakiejkolwiek refleksji na temat zachowania obrońców Chim, które kompromitowało zarówno bezpośrednio zaangażowanych, jak całą adwokaturę. Kolejny raz korporacja nie potrafiła sprostać wyzwaniom, chroniąc swoich członków pozbawionych etyki i fachowości.

Tyle o adwokatach. Prokuratura spisała się nie lepiej, sprawa FOZZ rzuciła też cień na sąd okręgowy w Warszawie, podobnie jak na piastunów najwyższych stanowisk w państwie. Pokazała, jak nikłym autorytetem cieszą się w Polsce sądy, skoro adwokaci i oskarżeni pozwalają sobie na ich jawne lekceważenie. Zobaczyliśmy na własne oczy, że często - nie bez winy sądów i prokuratury - adwokaci bez moralności i wiedzy są skuteczni i “dobrze się sprzedają". W państwie praworządnym byłoby to nie do pomyślenia, a tacy obrońcy prędzej czy później wypadliby z rynku.

Politycy z kolei usiłowali wygrać coś dla siebie. Przypomnieli sobie m.in. o procedurze karnej i proponowali rozmaite, często dziwaczne rozwiązania, np. Prawo i Sprawiedliwość chce, by za nieusprawiedliwioną nieobecność adwokata groziła kara do 50 tys. złotych, a za uporczywe uchylanie się od wykonywania czynności i notoryczne niestawiennictwo na rozprawie - areszt do 30 dni. Projekt PiS przewiduje też przedłużenie okresu przedawnienia w sprawach gospodarczych o kolejne 10 lat. Na szczęście, pomysły te od razu trafnie skrytykował prof. Filar, nie mają też szans na uchwalenie w najbliższej przyszłości.

***

Po 14 latach procesu usłyszeliśmy wreszcie wyrok w sprawie “największej afery gospodarczej III RP": Grzegorza Żemka, b. dyrektora generalnego FOZZ, uznano winnym przywłaszczenia 15 mln złotych Funduszu i spowodowania szkody nie mniejszej niż 47 mln złotych. Jeśli apelacja tego nie zmieni, czeka go dziewięć lat więzienia i zapłacenie grzywny w wysokości 720 tys. złotych. Jego zastępczynię, Janinę Chim, uznano winną przywłaszczenia 20 mln złotych i spowodowania podobnej wielkości strat. Ma spędzić w więzieniu sześć lat i zapłacić pół miliona złotych grzywny. Skazano też czterech pozostałych oskarżonych.

Czy wypływają z tego jakieś wnioski? Raczej pytania: czy to na pewno wszyscy oskarżeni? Jaką rolę w sprawie odegrały służby specjalne? Jak zainwestowano pieniądze FOZZ? Czy na osądzenie innych afer gospodarczych będziemy czekać równie długo? Wniosek, chyba najważniejszy, jest jeden - rozpocznijmy pracę nad poprawą etosu polskiej inteligencji.

ZBIGNIEW HOŁDA jest profesorem UJ, adwokatem, członkiem zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2005