Nowe średniowiecze (PL)

György Spiró: Europa znajduje się dziś w stanie głębokiego kryzysu, który - wbrew temu, co się mówi w mediach - zaczął się bardzo dawno temu. To doskonałe warunki do rozwoju radykalnych postaw religijno-politycznych. Rozmawiał Grzegorz Jankowicz

13.09.2011

Czyta się kilka minut

Grzegorz Jankowicz: Powiedział Pan kiedyś, że każdy Europejczyk - nawet ten, który mieni się ateistą czy zwolennikiem oświeceniowego racjonalizmu - jest mistykiem. Dlaczego nie możemy się uwolnić od mistycyzmu?

György Spiró: Mistycym jest związany z kulturą europejską w stopniu większym, niż nam się wydaje. Słychać dziś zewsząd opinie, że ta niezwykle ciekawa tradycja słabnie, traci na znaczeniu, znajduje się na marginesie współczesnych przemian społeczno-kulturalnych. To prawda, że główny nurt współczesnej kultury - w wyniku świadomych lub intuicyjnych działań jego uczestników - próbuje się oczyścić z mistycznych naleciałości (dzieje się tak od czasów Oświecenia). Współczesna kultura wytwarza pozory takiej "czystości". Ale mistycyzm jest przechowywany przez nasze języki.

Wpływ tradycji mistycznej na rozwój języków spowodował, że nawet najbardziej zsekularyzowane umysły były i nadal są zmuszone posługiwać się pojęciami, które w dużej mierze posiadają proweniencję mistyczną. Mówię to jako ateista, który krytycznie spogląda na wspomnianą tradycję, ale jednocześnie jest przekonany, że bez jakiejś wiary po prostu nie sposób żyć.

Trzeba zaznaczyć, że wiara - jako kategoria - używana jest dziś w kontekstach, które na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego z religią, a jednak przy uważniejszej analizie ów związek okazuje się oczywisty. Myślę, że początków tego procesu nasączania naszego języka mistycyzmem należy szukać jeszcze w erze przedchrześcijańskiej.

Unia Europejska gwarantuje swobodę wyznania, a jednocześnie za wszelką cenę stara się zachować religijną neutralność. W Parlamencie Europejskim są sale przeznaczone do refleksji (tzw. sale skupienia), w których mogą przebywać przedstawiciele wszystkich religii pod warunkiem, że pozostawią na zewnątrz symbole związane z własnymi wyznaniami. Jak Pan ocenia pomysł utworzenia tej eksreligijnej przestrzeni?

To bardzo dobra decyzja. Nie jest ona wymierzona przeciwko religii jako takiej, lecz ma na celu zrównoważenie wpływów poszczególnych wyznań. Należy jednak zapytać, czy utrzymanie takiej równowagi jest w ogóle możliwe? Czy da się wypracować neutralny model interakcji między przedstawicielami różnych religii? Czy możliwy jest wzajemny szacunek, którego miarą będzie umiejętność wycofania się z pozycji roszczeniowych i uniwersalistycznych? Można to bez problemu osiągnąć w dwóch salkach Parlamentu Europejskiego - wystarczy odpowiednia instrukcja. Trudniej o podobne porozumienie w całej Europie, która jest prawdziwym tyglem wyznaniowym.

Czy krytycy tego neutralnego modelu współistnienia różnych wyznań walczą w imieniu uniwersalizmu swej wiary?

Stawką w grze o religijną neutralność UE jest utrzymanie pewnej koncepcji polityczności, która wspiera się na przekonaniu, że nie można mieszać teologii z polityką, jak to się wielokrotnie działo w przeszłości. Można przeprowadzić test, zadając pańskie wcześniejsze pytanie przedstawicielom różnych środowisk społecznych. Założę się, że największe protesty przeciwko decyzji Parlamentu Europejskiego o powołaniu do istnienia sfery eksreligijnej dadzą się usłyszeć z ust zagorzałych zwolenników upolitycznienia religii lub - na odwrót - ureligijnienia polityki. Oni walczą o kształt współczesnej polityki. Religia jest tutaj tylko narzędziem, za pomocą którego legitymizuje się pewną formę władzy. Mistyczny smar jest potrzebny do skutecznego działania maszyny zarządzającej społeczeństwem.

O "mistycznym smarze" w nieco innym kontekście pisał jeden z Pańskich ulubionych pisarzy - Béla Hamvas.

Tak, to cytat z jego powieści pt. "Karnawał". Hamvas zmarł w 1968 r., ale jego twórczość i postawa światopoglądowa wciąż są aktualne. Spotkały się w nim dwa sprzeczne impulsy: racjonalizm i mistycyzm. Uważał, że jeden bez drugiego nie może istnieć. Więcej: bez zachowania balansu między tymi siłami społeczeństwo nie jest w stanie poprawnie funkcjonować.

Nie zapominajmy, że Hamvas był przede wszystkim pisarzem. Interesowała go skomplikowana natura ludzka, napięcia, które wynikają ze zderzania się przeciwstawnych sił. Nie miał oporu przed portretowaniem idiotów, postaci owładniętych ideologiczną manią. Nie tylko ich portretował, ale sam wchodził w ich skórę, przyglądał się światu z ich perspektywy, w celach artystycznych wcielał się w ludzi, z którymi się nie zgadzał. Uważał, że jeśli pisarz nie potrafi dać przekonującego wizerunku idioty, to nie jest dobrym pisarzem. Dziś Hamvas z pewnością broniłby potrzeby wiary, ale zarazem strzegłby granicy oddzielającej teologię i politykę.

Rozumiem, że i Pan jest zwolennikiem tego poglądu...

Bliska jest mi postawa racjonalna. Uważam, że nawet w Europie Środkowej, której historia obfituje w liczne przykłady mistycznych szaleństw, ważniejsze niż ideologia są dziś kultura i gospodarka. Fundamentem Europy - także współczesnej Europy - jest religia: z jednej strony pogańska (grecka), z drugiej chrześcijańska. Jestem Europejczykiem, więc jest to również moja tradycja. Nie wierzę w dogmaty, ale pewne wartości europejskie są mi bliskie. Nie oznacza to wszak, że chciałbym współczesne problemy rozwiązywać za pomocą farmakonu, czyli - w zależności od stężenia składników - lekarstwa lub trucizny zrobionej z mieszanki polityki i religii.

Jak długo będzie istnieć cywilizacja, tak długo będzie istnieć religia. Człowiek nie jest w stanie bez niej żyć. Ale właśnie dlatego musimy walczyć o racjonalizm i za pomocą racjonalizmu poddawać tę wszędobylskość religii intelektualnej kontroli. Człowiek najpierw był zwierzęciem religijnym, potem stał się zwierzęciem politycznym, dopiero z czasem wykształcił racjonalne sposoby radzenia sobie z wiarą i uprawiania polityki. Okazały się one zbawienne - to dzięki nim świat zachodni osiągnął tak wiele.

Sytuacja jest paradoksalna, przypomina błędne koło. Unia robi wszystko, by problemy tożsamości religijnej nie przeszkadzały w swobodnej wymianie handlowej. Stawia gospodarkę ponad religią. Z drugiej jednak strony kryzys gospodarczy sprawia, że prymitywny mistycyzm podnosi głowę.

W trudnych czasach proste odpowiedzi na skomplikowane pytania zyskują na popularności. Europa znajduje się dziś w stanie głębokiego kryzysu. Ten kryzys zaczął się - wbrew temu, co się mówi w mediach - bardzo dawno temu. To doskonałe warunki do rozwoju radykalnych postaw religijno-politycznych.

Jak w tym kontekście powinniśmy traktować wybuchy przemocy, które mają podtekst religijny (morderca Anders Behring Breivik powoływał się na chrześcijaństwo jako jedno ze źródeł swej "doktryny" społeczno-politycznej)?

Żadna z trzech największych religii - judaizm, islam, chrześcijaństwo - nie głosi pochwały przemocy, nie propaguje zbrodni jako narzędzia walki o wiarę i sprawiedliwość społeczną. Problem w tym, że nauka społeczna, którą proponują nam te trzy największe religie, okazuje się nieadekwatna do coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości, w której żyjemy. Nie wszyscy potrafią poradzić sobie z taką sytuacją. Najczęstszy odruch to radykalizacja światopoglądu, która w odmianie fundamentalistycznej prowadzi do straszliwej eskalacji przemocy.

Wydaje się jednak, że najwięcej niepokojów wywołuje dziś islam, szczególnie na południu Europy, gdzie na gruzach Jugosławii powstały nowe państwa islamskie. Gilles Kepel postawił tezę, że wojna w sercu islamu (o jego przyszłość) rozegra się na arenie europejskiej, gdzie żyją miliony muzułmanów.

Musimy podjąć pytanie o relację między Europą a islamem, a także o stosunek chrześcijaństwa do islamu. Jeśli zignorujemy to zjawisko, wówczas tę wojnę wewnętrzną wygra islam fundamentalistyczny, który poprowadzi Europę w zupełnie inną stronę. Powinniśmy odrzucić fałszywą tezę o wojnie cywilizacji - zachodniej i muzułmańskiej. Pęknięcie w łonie islamu jest zarazem pęknięciem w łonie Europy. Wbrew naszym wyobrażeniom ta wojna nie toczy się na zewnątrz - w odległym Afganistanie czy Iraku. To dzieje się obok nas, za rogiem ulicy, wśród społeczności muzułmańskiej, która stanowi część europejskiego społeczeństwa. Ale chciałbym z całą mocą podkreślić, że skłonność do radykalizmu czy fundamentalizmu nie jest wyłączną cechą wyznawców islamu. Każda religia może wywoływać takie efekty.

Powiedział Pan wcześniej, że kryzys, z którym się dziś mierzymy, ma bardzo długą historię. Kiedy się zatem zaczął?

W latach 30. XX wieku Hamvas postanowił znaleźć źródło kryzysu, w którym znajdowała się ówczesna Europa. Z jego badań wynika, że kryzys towarzyszy nam od zawsze. Nigdy nie żyliśmy w warunkach, które były odeń wolne. Oczywiście sam kryzys zmieniał się, rozwijał, pogłębiał, słabł, dzielił się na mniejsze kryzysy etc. Jedno jest pewne: zawsze był obecny w naszym świecie i w naszym myśleniu.

Oznacza to, że ci, którzy chcą przejąć kontrolę nad społeczeństwem, zawsze mogą się odwołać do kryzysu, traktując go jako polityczny punkt odniesienia.

Kryzys przejawia się w różnych sferach naszego życia, najwięcej uwagi poświęcamy jednak problemom gospodarczym i ekonomicznym. Być może to właśnie zbyt duże zaufanie do racjonalnego charakteru rynków doprowadziło do dzisiejszej zapaści.

Przekonanie, że rynki gospodarcze mogą się same regulować, jest jednym z czynników pogłębiających kryzys. Nie można sobie wyobrazić kapitalizmu bez kryzysu - ten ostatni jest narzędziem w rękach tego pierwszego. Kapitalizm rozwija się dzięki kryzysom.

Nie jestem marksistą, niemniej uważam, że kolejne nasze zadanie powinno polegać na skrupulatnej krytyce systemu kapitalistycznego i przeformułowaniu jego założeń - nie tylko ekonomicznych, lecz przede wszystkim społeczno-kulturalnych. Niemal odruchowo łączy się kapitalizm z racjonalizmem. W ten sposób zachwalano system kapitalistyczny w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, które zrzucały z siebie zgrzebne szaty komunizmu. Nowe rozwiązania gospodarcze miały być rzekomo bardziej racjonalne niż te stare, które były wykuwane z ideologicznej grudy. Ale kapitalizm wcale nie jest racjonalny en bloc. Krytykując system kapitalistyczny, nie powinniśmy rezygnować z racjonalnej drogi postępowania, tak jak stając po stronie racjonalizmu, nie możemy spychać na margines europejskiej tradycji mistycznej.

W jaki sposób teologia miesza się z polityką na Węgrzech?

W kontekście Węgier można mówić o częściowym powrocie średniowiecza lub o próbach ustanowienia nowego średniowiecza. Obserwujemy dziś nasilające się pragnienia reformatorskie, których celem jest podporządkowanie sfery publicznej jurysdykcji religijnej. Nie chodzi tylko o gospodarkę, lecz przede wszystkim o edukację. Powstał pomysł oddania instytucji edukacyjnych w ręce Kościoła (nie tylko katolickiego), by z jednej strony rozwiązać problem strukturalny, który polega na niedostatecznym dofinansowaniu szkół, z drugiej zaś - formować przyszłych obywateli, przyszłych Europejczyków, opierając się na wzorcach religijnych. Można ten proces nazwać desekularyzacją, która w opinii jej zwolenników ma być odpowiedzią na narastający kryzys tożsamości węgierskiej i europejskiej. Nie sądzę, by ten pogląd zdobył u nas duże poparcie społeczne. Jednak fakt, że takie postulaty są wysuwane przez przedstawicieli różnych partii, oznacza, że nie mamy do czynienia z nic nieznaczącą aberracją.

Nie można tej tendencji traktować jako powrotu tradycji mistycznej, o której rozmawialiśmy wcześniej. Powtórzę raz jeszcze: to, co obserwujemy, przypomina nowe średniowiecze w jego najprymitywniejszej postaci. Kultura europejska osiągnęła bardzo wiele - tradycja mistyczna i racjonalizm mogą się poszczycić wieloma wspaniałymi wynalazkami intelektualnymi, kulturalnymi i politycznymi. Chrześcijaństwo wywołało największą rewolucję w dziejach zachodniej cywilizacji. To wspaniałe osiągnięcia, wobec których można mieć krytyczny stosunek, ale których nie sposób nie doceniać. Nowe średniowiecze nie wnosi do naszej wspólnoty nic. Jeśli proces desekularyzacji (prowadzonej przy użyciu prymitywnych narzędzi społecznych) będzie postępował, Europa nie przetrwa.

Jakie byłyby krótkoterminowe konsekwencje oddania edukacji w ręce Kościoła?

Kościół musiałby się do tej funkcji przygotować, zmieniając założenia, które w tej chwili pielęgnuje, układając programy nauczania religii. Ale czym innym jest nauczanie religii, a czym innym wychowywanie młodych ludzi. To wymagałoby innego podejścia - bardziej elastycznego i otwartego. Nie znaczy to wcale, że uchroniłoby nas to przed groźną uniformizacją treści edukacyjnych. Poza tym doprowadziłoby to - paradoksalnie - do rozwoju postaw ateistycznych, ponieważ młodzi ludzie zaczęliby się buntować przeciwko kościelnemu modelowi edukacji.

Dwie tradycje europejskie - mistycyzm i racjonalizm - opisywał Pan na przykładzie literatury polskiej. W powieści "Iksowie" sportretował Pan człowieka Oświecenia na przykładzie Wojciecha Bogusławskiego. W "Mesjaszach" (a także we wcześniejszym "Przybyszu") przedstawił Pan portret polskich mistyków emigracyjnych (nie tylko Mickiewicza, ale także innych członków Koła Sprawy Bożej Andrzeja Towiańskiego).

Są to tradycje na wskroś europejskie, a fakt, że do opisu wybrałem ich polskie emanacje, jest w dużej mierze przypadkowy, związany z moimi zainteresowaniami i studiami literackimi. Nie ukrywam jednak, że zarówno Bogusławski, jak i Mickiewicz są osobowościami, które wyróżniają się na tle europejskim.

Zacząłem od Bogusławskiego, który wydawał mi się ucieleśnieniem człowieka Oświecenia. Był nie tylko świetnym aktorem, utalentowanym śpiewakiem operowym czy reżyserem, ale przede wszystkim dzieckiem swoich czasów. Czytając materiały historyczne o Bogusławskim, trafiłem na ślad towianizmu. Zrozumiałem od razu, że muszę napisać jeszcze jedną powieść - tym razem o przeciwieństwie oświeceniowego racjonalisty.

Mickiewicz jest uosobieniem europejskiego mistycyzmu. Towiańczycy pojawili się w przełomowym momencie - z jednej strony sekta reprodukowała pewne praktyki rytualne z przeszłości, z drugiej zaś - swą działalność prowadziła na progu nowoczesności. Taka sytuacja wywoływała ogromne napięcia emocjonalne i intelektualne, w porównaniu z którymi dzisiejsze spory społeczno-polityczne wydają się nieciekawe.

Do obu tradycji mam także stosunek krytyczny, przedstawiam je często w ironiczny sposób, ale czuję potrzebę ciągłego do nich powrotu.

W "Mesjaszach" pokazuje Pan relacje między towianizmem a Kościołem, dając jasno do zrozumienia, że towianizm był ogromnym problemem dla chrześcijaństwa. Związki między współczesnymi nam formami teologii politycznej a Kościołem wydają się jeszcze bardziej skomplikowane.

Towianizm został napiętnowany jako herezja - Kościół zajął wobec niego bardzo zdecydowane stanowisko. Dziś sytuacja uległa zmianie. Nowe ruchy mistyczne, nowe średniowiecze, teologia polityczna - wszystko to bywa przez Kościół wykorzystywane w walce o propagowanie wiary. Powstają zaskakujące sojusze, nieprzewidywalne alianse, które rozmywają granice między tym, co religijne, a tym, co niereligijne.

Ostatnim słowem "Mesjaszy" jest "nuda". Czy to nieuchronny proces - po porywach ducha przechodzimy w etap nudnej pracy nad racjonalnymi fundamentami wspólnoty europejskiej?

Nuda, która pojawia się na końcu powieści (po śmierci wielkiego poety i poezji w ogóle, po upadku - chwilowym - mistycyzmu), jest nie do zniesienia. Taka nuda jest równoznaczna z niewolą. Niektórym wydaje się, że w ostatnich trzech dekadach mieliśmy do czynienia z procesem odwrotnym. W latach 80. społeczeństwa zachodnie celebrowały kres historii i początek powszechnego dobrobytu. Młodzi ludzie nie akceptowali tej społeczno-politycznej stagnacji. Buntowali się, szukali dla siebie miejsca. Dziś natomiast mamy wielki powrót historii, znów myślimy o przyszłości, tradycja mistyczna rozkwita. Według mnie to fałszywy obraz. Nie widzę we współczesnej Europie żadnej odnowy mistycznej, a jedynie pragmatyczne i prymitywne mariaże teologii i polityki. Może i przestaliśmy się nudzić, ale wciąż jeszcze nie zabraliśmy się do właściwej pracy.

György Spiró (ur. w 1946 r. w Budapeszcie) jest prozaikiem, dramatopisarzem, eseistą, tłumaczem i wykładowcą akademickim. Kierował także kilkoma węgierskimi teatrami. W 2009 roku otrzymał prestiżową Międzynarodową Nagrodę Wyszehradzką, a rok później Literacką Nagrodę Europy Środkowej Angelus za powieść "Mesjasze".

Pełna wersja rozmowy z Györgyem Spiró ukaże się w języku angielskim w książce "Europe - An Unfinished Project", przygotowywanej przez Fundację Tygodnika Powszechnego oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych z okazji polskiej prezydencji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Europa: niedokończony projekt