Nos Kleopatry

Czy dziennikarze będą skazywani za publikowanie nieprzychylnych informacji?.

07.11.2006

Czyta się kilka minut

Po serii artykułów o Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych władze Kas złożyły doniesienie do prokuratury o naruszeniu dobrego imienia ich firmy. Podstawa naruszenia prawa była niebagatelna - art. 212 par. 2 kodeksu karnego, który za popełnione w mediach pomówienie narażające "na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności", przewiduje grzywnę, ograniczenie wolności albo pozbawienie wolności do lat dwóch. Prokuratura zwróciła się do sądu rejonowego w Gdańsku, by ten zwolnił autorów tekstów o SKOK-ach z tajemnicy dziennikarskiej, umożliwiając prokuraturze uzyskanie odpowiedzi na pytanie, kto był ich źródłem informacji. Sąd jednak, mając wątpliwości, czy w ogóle doszło do popełnienia przestępstwa, jak też uznając przepisy za ingerujące w swobodę wypowiedzi, bo wprowadzające odpowiedzialność karną za opinie niepochlebne czy negatywne, zapytał sędziów Trybunału Konstytucyjnego, czy są one zgodne z ustawą zasadniczą. Trybunał w przytoczonym przepisie sprzeczności z polską Konstytucją się nie dopatrzył.

Żalu i zdziwienia tym werdyktem nie kryli m.in. Krystyna Mokrosińska, szefowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, i prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Nieco inaczej rzecz ocenił np. prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału i były Rzecznik Praw Obywatelskich: "Te przepisy, dobrze stosowane, są absolutnie zgodne z konstytucyjną ochroną czci. Nie możemy zapominać, że oprócz wolności słowa jest jeszcze ochrona czci w Konstytucji, i to musi być wyważone". Jednomyślności w ocenie orzeczenia zabrakło i w samym Trybunale - vota separata złożyli sędziowie: Ewa Łętowska, Marek Safjan i Mirosław Wyrzykowski.

Czy orzeczenie sądu konstytucyjnego znaczy, że dziennikarze zaczną być skazywani za publikowanie nieprzychylnych informacji? Niekoniecznie. Jest jeszcze art. 213 par. 2: jeżeli postawiony publicznie zarzut był prawdziwy, a ten, kto go podniósł, działał w obronie uzasadnionego interesu społecznego, nie popełnił przestępstwa.

Według prof. Łętowskiej tu właśnie leży sedno problemu: - Podnoszenie zarzutu w mediach, przez co staje się on przedmiotem dyskusji publicznej, należy uznać za działanie w obronie społecznie uzasadnionego interesu i jako takie zawsze powinno podlegać ochronie. Kwestia zaś jego prawdziwości odnosi się do faktów, nie zaś oceny. Jak pisał Benjamin Franklin: "Gdyby zmuszać drukarzy, by nie drukowali niczego dopóty, dopóki nie osiągną pewności, że w ten sposób nie urażą nikogo, bardzo niewiele by drukowano".

Prof. Łętowska dodaje: - Jeżeli jednak media wykraczają poza swoją misję - informowania społeczeństwa, prowadzenia dyskusji, pokazywania niejasnych spraw, z których władza wolałaby się nie tłumaczyć - i ulegają prywacie czy manipulacjom politycznym, nie widzę przeszkód, by zniesławienie karać. Tylko że to prokurator musi udowodnić fakt wykroczenia poza misję, a nie dziennikarz czy wydawca.

Problem w tym, że Trybunał nie dopatrzył się związku między art. 213 a koniecznością rozstrzygnięcia sprawy przez sąd pytający. Prof. Łętowska patrzy na sprawę inaczej: - By znaleźć związek, trzeba przypomnieć art. 14 Konstytucji: "RP zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu". Tak więc wolność mediów jest zasadą ustrojową, czymś więcej niż wolność jednostki czy ochrona jej godności (kodeks karny, jako akt prawny niższej rangi, trzeba do tego przepisu dostosować), a skoro tak, każda informacja, z racji przekazania przez media, nabiera znaczenia dla interesu społecznego i powinna być chroniona. Bo to dzięki mediom możemy w głównej mierze realizować swoje prawo do bycia poinformowanym czy uczestniczenia w debacie publicznej.

Według prof. Łętowskiej także zagrożenie "zniesławienia medialnego" karą pozbawienia wolności domaga się ingerencji ustawodawcy: - Wystarczy odpowiedzialność cywilna. Cześć i dobre imię jako przedmiot ochrony art. 212 i 213 kodeksu karnego i przepisów o ochronie dóbr osobistych zawartych w kodeksie cywilnym, to nie to samo, co nienaruszalna godność człowieka, o jakiej mówi art. 30 ustawy zasadniczej, na który powoływał się Trybunał.

- Konstytucja - twierdzi dalej prof. Łętowska - mówi tylko tyle, że ochrona nienaruszalnej godności człowieka jest "obowiązkiem władz publicznych", ale wybór jej środka pozostawia ustawodawcy i nie musi to być, a moim zdaniem nie powinno, pozbawienie wolności.

Czy takie orzeczenie Trybunału było "wypadkiem przy pracy"? A może to konsekwencja niezręczności sądu w układaniu pytania? O tym będziemy mogli powiedzieć dopiero wtedy, gdy poznamy orzeczenia w kilku innych "sprawach medialnych", czekających w Trybunale na rozstrzygnięcie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by w ich przypadku sąd konstytucyjny zdecydował inaczej - obecne rozstrzygnięcie nie wyklucza rewizji poglądów. Donikąd prowadzą też dociekania, czy członkowie Trybunału ulegli nieprzychylnej mediom atmosferze, wywołanej m.in. przez obecny rząd. Sędziowie nieraz już dowiedli niezależności swoich poglądów od społeczno-politycznych oczekiwań i nie ma podstaw przypuszczać, by tym razem miało być inaczej.

Na pewno jednak pamiętają oni sugerowanie wpływu biznesmenów na publikacje prasowe albo zapewnienia niektórych polityków o pracujących w mediach byłych czy obecnych współpracownikach służb specjalnych. Do tego dochodzą "przecieki teczkowe", dzięki którym dziennikarze de facto skazują podejrzanych o współpracę z byłymi służbami PRL na śmierć cywilną (czy ogłoszenie tzw. listy Wildsteina było zgodne z Konstytucją? - niejeden sędzia chyba oddycha z ulgą, wiedząc, że nie musi wydawać werdyktu w tej sprawie), albo publikacje brukowców, które zaglądając tzw. celebrities pod kołdrę, zaspokajają potrzebę podglądania, a nie uczestniczenia w debacie publicznej. Trudno się więc dziwić gorzkim słowom prof. Andrzeja Gaberlego, prawnika-karnisty z UJ, który w "Gazecie Wyborczej" z 3 listopada 2006 r. napisał: "Słowo ma zdolność zabijania oraz niszczenia, niekiedy skuteczniej niż pałka czy nóż, zatem posługiwanie się tym niebezpiecznym narzędziem musi być reglamentowane, oczywiście w sposób nie przekreślający ani wolności słowa, ani swobody debaty publicznej, jako wartości zasługujących na ochronę". Ograniczenia prawne będą, zdaniem prof. Gaberlego, cywilizować debatę i uczyć odpowiedzialności za słowo.

Znając praktyki mediów, trzeba sporego samozaparcia, by zdystansować się od orzeczenia Trybunału. Trzech sędziów, autorów zdań odrębnych od orzeczenia, "zacisnęło zęby" dla obrony nie tabloidów, ale przyzwoicie robionego przekazu dziennikarskiego, który nadal w Polsce jest obecny i niezwykle często dotyczy spraw, które władze różnego szczebla, biz-nesmeni czy różnorakie instytucje wolałyby "wyciszyć". Trudno mieć nadzieję, a tym bardziej wiarę, że orzeczenie ucywilizuje tabloidy (można się zresztą bronić przed nimi, i to skutecznie, co już pokazało parę spraw w sądach cywilnych), a jest wysoce prawdopodobne, że może ono ograniczyć dyskusję o sprawach niewygodnych. Nade wszystko jednak może być klasycznym "nosem Kleopatry" - bieg historii zależy czasem od przypadku.

---ramka 471640|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]