Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Okazuje się, że to temat trudny nie tylko w Polsce: także kraje alpejskie spierają się o sezon narciarski. Rząd Niemiec chce, by wszystkie państwa Unii solidarnie wstrzymały otwarcie stoków. W tej sprawie Berlin ma wsparcie Rzymu i Paryża. Niemieccy politycy powtarzają, że na początku roku to narciarze wracający z austriackich kurortów jako jedni z pierwszych przywieźli koronawirusa do kraju. Kanclerz Merkel obiecała społeczeństwu możliwość spędzenia okresu świątecznego w rodzinnym gronie. Ale w domach, a nie w ośrodkach sportowych – nie pozostawiła wątpliwości. Trudno przewidzieć, czy gdyby jeszcze w grudniu część amatorów nart ruszyła na alpejskie stoki, nie skończyłoby się ponownym wzrostem zakażeń i nowymi problemami dla decydentów.
O odwołaniu sezonu nie chce słyszeć Wiedeń i wylicza, że zimowa turystyka odpowiada za 750 tys. miejsc pracy, a każdy tygodniowy postój to straty rzędu 1,5 mld euro. Podkreśla też wyśrubowane normy higieniczne, które przygotowała branża. Mając wsparcie władz, austriackie ośrodki proponują organizację sezonu skoncentrowanego na sporcie, bez Après-Ski, czyli hucznych i szczodrze podlewanych alkoholem imprez. I z błyskawicznym dostępem do testów. Na podobne rozwiązania stawia Szwajcaria. Austriacki kanclerz Kurz podejmie ostateczną decyzję 6 grudnia. Sąsiednia Bawaria wolała nie czekać: chcąc zniechęcić swych obywateli do wypadów za pobliską granicę, bawarskie władze wprowadziły obowiązek 10-dniowej kwarantanny dla wszystkich wracających ze stref ryzyka. Czyli także z austriackich Alp. ©
CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>