Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
PIOTR OLEKSY: Czy ścisła współpraca krajów tzw. Międzymorza może się stać czynnikiem skutecznie kształtującym politykę Europy?
KAI-OLAF-LANG: Współdziałanie państw tego regionu na pewno ma duży potencjał. Aby go wykorzystać, trzeba jednak nie tylko woli politycznej.
Należy mieć na uwadze co najmniej trzy wyzwania: problem przywództwa, kwestię różnorodności i rację bytu. Po pierwsze, konglomerat tak wielu państw potrzebuje przywództwa, jeśli chce odgrywać ważną rolę polityczną w Europie. Z drugiej strony jednak, wszystkie te kraje położone między trzema morzami mają wyraźną niechęć wobec dominacji ze strony innych krajów. Jeśli Polska sygnalizuje więc wolę bycia liderem regionalnym, mniejsze kraje tej pozycji wcale nie muszą zaakceptować. Warszawa musiałaby znaleźć partnerów w przywództwie, czyli kraje, które ufają Polsce, i na których Polska może polegać.
A kwestia różnorodności?
Mam wrażenie, że kraje usytuowane w obszarze między Bałtykiem i Morzem Czarnym więcej dzieli niż łączy.
Zaczynając od historycznych doświadczeń, przez skomplikowane stosunki dwustronne, aż po odmienne relacje z Rosją albo Niemcami.
Oczywiście jest też szereg tematów wspólnych, jak energetyka i polityka migracyjna. Ale nawet w tak kluczowej sprawie jak polityka bezpieczeństwa region ten jest mocno zróżnicowany.
Co miał Pan na myśli, mówiąc o racji bytu Międzymorza?
Chodzi o niezwykle ważne pytanie: czemu to nowe Międzymorze ma służyć? Czy będzie to sojusz przeciwko czemuś albo komuś, np. Niemcom albo Rosji, czy też sojusz wspierający coś lub kogoś? Aby stać się czymś więcej niż tylko klubem sprzeciwu, nowe Międzymorze musiałoby rozwijać pozytywną agendę i jakąś „wartość dodaną” dla Europy.
I pokazać otwartość, by móc współpracować z innymi krajami, w tym z „zawodnikami wagi ciężkiej” ze starej Unii Europejskiej.
Na ile realny jest Pana zdaniem taki sojusz?
Wszystkie te trzy czynniki sugerują, iż przyszły model współpracy między krajami z Europy Środkowo-Wschodniej będzie mieć raczej kształt luźnych ram i koalicji tematycznych, a nie sojuszu lub nowej wspólnoty politycznej.
Co na to wszystko Niemcy?
Jeśli pomimo wyżej wymienionych trudności doszłoby do lepszej koordynacji działań krajów ze wschodniej części Europy, mogłoby to wywołać dwie możliwe reakcje. Gdyby główne państwa regionu usiłowały zorganizować, np. przy wsparciu Londynu lub Waszyngtonu, trwałą przeciwwagę dla Berlina i Paryża, Niemcy spróbowałyby zapewne zintensyfikować kontakty dwustronne z wybranymi krajami regionu. Jednocześnie wzrosłaby atrakcyjność koncepcji stworzenia tzw. twardego jądra Europy, dotąd niezbyt popularna.
Gdyby natomiast taka nowa Europa Środkowo-Wschodnia miała wymiar prointegracyjny, Niemcy długofalowo nie chciałyby i nie mogłyby zamknąć się przed nowym otwarciem na współpracę z regionem. ©
Dr KAI-OLAF LANG jest politologiem, pracownikiem Niemieckiego Instytutu Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa – głównego ośrodka doradzającego rządowi Niemiec – gdzie zajmuje się Europą Środkową.