Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To oczywiste, że Papież nigdy nie mówił, iż jest przeciwny “wojnie na górze", ale nie była ona zgodna z jego nauką o miłości, szukaniu w drugim tego, co łączy, przebaczaniu, wyznawaniu win, odpowiedzialności itp. Autor wydaje się być zwolennikiem “wojny na górze", kpiącym z przesłania, że w życiu publicznym powinno być grzeczniej, łagodniej, zgodliwiej, “bo tak to było za PRL-u". A może po prostu trzeba, by było kulturalniej?
Ks. Józef Tischner zwykł był mówić, że są trzy prawdy: czysta prawda, tyż prawda i g... prawda. Chodzi o to, by, różniąc się, poruszać się w drugiej kategorii, podawać merytoryczne argumenty i dążąc do kompromisu zbliżać się do pierwszej kategorii. Tymczasem odnoszę wrażenie, że każdy polityk ma swoją rację (prawdę) i, czy ona jest w drugiej, czy trzeciej kategorii, uważa ją za jedyną, odrzucając wszelki kompromis, wręcz uważając go za zdradę. W ten sposób ocenia się np. Okrągły Stół, który właściwie jest polską chlubą, bo bezkrwawo udało się rozmontować komunizm i to nie tylko u nas, dając przykład innym. “Wojna na górze" to nieuznawanie argumentów strony przeciwnej, nie przyznawanie jej, broń Boże, racji. Czy nie możemy, idąc za nauką Papieża, wypracować odmiennej metody? Czy musimy powielać zachowanie tych, którzy prowadzą “wojny na górze"? Czy solidarni potrafimy być tylko przeciw (komunie), a nie możemy być za, np. pracą dla kraju?
MARIA ŁEMPICKA (Kraków)